Leczenie mruczeniem


Mruczek idzie do pracy

– Z psami sprawa jest łatwiejsza, bo szybko poddają się tresurze, są chętne do współpracy z człowiekiem – mówi Barbara Wujczyk, wolontariuszka organizująca spotkania przełamujące bariery.

– Koty, jako bardziej niezależne, muszą spełnić wiele warunków. Zawarliśmy je w „Zasadach pracy z kotem" opracowanych na podstawie międzynarodowych standardów felinoterapii. Przygotowany program sprawdził się w praktyce, a my jako pierwsza fundacja w Polsce wprowadziliśmy zwierzęta do hospicjum.

Jednak nie każdy kot nadaje się do pracy w takich warunkach. Gdy zgłasza się do nas na wolontariusza ktoś ze swoim pupilem, zwierzak musi przejść test predyspozycji. Kota dyskwalifikuje agresja. Jeśli na którykolwiek z czynników zewnętrznych reaguje stresem, test natychmiast przerywamy. Pracujemy zgodnie z zasadą ludzkiego i zwierzęcego dobrostanu: nikt w tej relacji nie może cierpieć. Ale jeśli kot przejdzie pomyślnie badanie predyspozycji, i tak musi udać się na 12-godzinną obserwację do każdego z naszych trzech głównych ośrodków. Jeśli i po tym czasie nie widać u niego żadnych zaburzeń, zostaje zakwalifikowany do pracy jako „kot terapeuta". Tylko że znaleźć takiego kota to wielka sztuka.

W fundacji „Razem łatwiej" pracuje tylko pięciu kocich terapeutów, choć Barbara Wujczyk zapewnia, że na testy zgłaszają się ich setki. Jeden z najbardziej uzdolnionych mruczków należy do Barbary. Ufny, mądry, zabawny. Podaje łapę, przybija piątki, kręci kółka. – Ale to kot wyjątkowy – zaznacza. – Urodzony przez dziką kotkę na balkonie u fundatorki fundacji, znawczyni i miłośniczki kotów, Marii Habrowskiej, wychowany przez wielu jej członków, oswoił się z ludźmi. A przy tym okazał się bardzo zdolny. 

Wolontariusze mówią, że koty są „poręczniejsze" od psów. Łatwiejsze w transporcie. I lepiej je przenosić z łóżka do łóżka. I często to właśnie koty leczą dusze nieuleczalnie chorych. – Kiedyś pracowaliśmy w hospicjum, gdzie leżał starszy mężczyzna, profesor ekonomii – opowiadają. Przyjeżdżała do niego rodzina, a on nie chciał się z nią kontaktować. Zamknął się w swoim świecie, przytłoczony straszliwym wyrokiem.

reklama


Gdy odwiedzaliśmy go z psem, nie reagował. Ale kiedyś przyjechała Malibu, miękka, biała kotka. Położyliśmy mu ją na kołdrze. Ktoś ujął jego rękę i dotknął jej futerka. Po chwili, na policzku chorego, pojawiły się łzy. Kiedyś miał ukochanego kota. Dotyk wyzwolił wspomnienia. I roztopił skorupę, w której żył. Znów otworzył się na najbliższych, którzy chcieli mu towarzyszyć do końca. 

Szarusia uczy pokory 

Mruczki dobrze sprawdzają się także podczas indywidualnych terapii. – Dzięki kociemu wsparciu, mamy dobre efek-ty w przypadku zespołu Aspergera – mówi Barbara Wujczyk. – Ale jeśli chodzi o autyzm, zwłaszcza głęboki, terapia nie zawsze przynosi zadowalające rezultaty. Dzieci z tą chorobą i koty, jako istoty podobne do siebie, zamknięte są we własnych światach. Koty są natomiast idealne do zajęć z porażką. O co chodzi? Barbra Wujczyk, nauczycielka z wieloletnim stażem, tłumaczy, że z roku na rok przybywa dzieci, które są nieustannie przez rodziców kontrolowane, pilnowane i przymuszane do odnoszenia sukcesów.  

Rodzice nazywani są w pedagogicznym żargonie helikopterami, bo nieustannie krążą nad dzieckiem. Potrafią nawet wejść na egzamin i zapewniać wykładowcę, że jego lice-alista jest najlepszy. Ale jaki ma to związek z kotem? 

– A taki, że kot nie zawsze przybiegnie na żądanie – uśmiecha się Barbara. – Trzeba się trochę natrudzić, by zdobyć jego względy. Dziecko musi cierpliwie poczekać, zmierzyć się z porażką, gdy zwierzątko na niego nie reaguje. Na dowód jak to działa, Basia przytacza historię Tomka. Chłopiec nie miał kłopotów z psem, bo ten zawsze robił, co on chciał. Siadał, podawał łapę, aportował. A kot na jego wołanie odwrócił się i sobie poszedł. Tomek w ryk. Płakał dobry kwadrans, choć nie był maluchem, tylko niemal gimnazjalistą. – Tomek jest przykładem dziecka, które sądzi, że wszystko mu się należy – tłumaczy terapeutka. – Nikt mu nie powiedział, że czasem coś się może nie udać, że można mieć pod górkę. Tego właśnie uczy... kot. 

Takie zajęcia to świetny papierek lakmusowy dla rodziców, którzy z zachowania dziecka mogą wyciągnąć wychowawcze wnioski. Dzieci uczą się w ten sposób, jak nie należy się z nimi obchodzić, zaczynają rozumieć i akceptować. Że nie zawsze mogą kota pogłaskać i wziąć na kolana, bo on dziś nie ma ochoty, jest zmęczony, ma gorszy dzień. Ale wiedzą także, że przyjdzie kolejna środa lub czwartek i wtedy znów się pobawią. W dzieciach wzrasta empatia, łatwość komunikacji. Częściej inicjują zbiórki żywności dla schronisk, dokarmiają bezdomne koty. A wszystko to dzięki mruczącym nauczycielom. Bo razem faktycznie łatwiej. 

Sonia Ross
fot. FOTOCHANNELS, SHUTTERSTOCK

Źródło: Wróżka nr 2/2015
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl