Kocham takie chwile, kiedy dowiaduję się, że naprawdę ciężkie przypadki losowe kończą się dobrze!!
Klientka odwołała wizytę, więc postanowiłam sobie zrobić przyjemność i pobuszować w pobliskiej księgarni. Uwielbiam kryminały Zygmunta Miłoszewskiego, a nie przeczytałam jeszcze jego „Gniewu". Pochylona nad książkami przebiegałam wzrokiem tytuły.
Nagle doszedł mnie głos chłopca:
– Mamo, mamo, kup mi książkę, ja będę czytał.
– Ciii, nie krzycz tak, to jest książka dla starszych – uciszała go matka.
– Ale ja chcę, bo tu są obrazki... – upierało się dziecko.
Pomyślałam, że w jakiś sposób jestem z tym chłopczykiem związana. Odwróciłam się. Nie, na pewno wcześniej go nie spotkałam. Jego matka stała do mnie tyłem, patrzyłam na nich i przyszło mi do głowy, że ją skądś znam. Chyba poczuła mój wzrok, bo się odwróciła.
– Dzień dobry – krzyknęła radośnie. – Jak dobrze, że panią widzę. Pamięta mnie pani, jestem Agnieszka, a to jest mój synek Mikołaj. Ten, któremu lekarze nie dawali szans, że będzie w pełni sprawny i że w ogóle będzie żył. I tylko pani podtrzymywała mnie na duchu...
Pamiętałam, a jakże. Agnieszka miała ciężki poród, do tego przedwczesny. Chłopczyka uratowała cesarka zrobiona w ostatniej chwili. Dostał tylko cztery punkty w skali Apgar. Lekarze określali jego stan jako ciężki. Pierwsze trzy miesiące Agnieszka spędziła z mężem w szpitalach.
Dziecko miało poważne kłopoty z sercem. Lekarze niepewni, co mu tak naprawdę jest, kilka razy zmieniali diagnozę. Zrozpaczona dziewczyna przyszła wtedy do mnie po raz pierwszy. Teraz stała przede mną z sześcioletnim już synkiem.
– Słyszy pani, jak on ładnie mówi? Wtedy miała pani rację, że jest zdrowy. Proszę, noszę tamtą kartkę, na której narysowała mi pani linię losu Mikołaja – wyciągnęła złożoną na kilka części kartkę zapisaną przeze mnie symbolami, datami. Tak zwykle robię, gdy ktoś przychodzi na pierwszą wizytę.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
– Pani zapiski, a szczególnie ta linia z wyznaczonymi na niej latami Mikołaja ratowały mnie przed popadnięciem w szaleństwo. Kiedy wydawało mi się, że tracę rozum, wyciągałam ją i wpatrywałam się w nią...
Pamiętam, jak pokazując mi zdjęcie niemowlaka, zasypywała mnie pytaniami:
– Czy widzi pani mojego syna jako dorosłego człowieka? Czy będzie samodzielny i zdrowy?
A ja wtedy powiedziałam z mocą: Będzie chodził i mówił. I sama się zdziwiłam, gdy usłyszałam własną, tak stanowczą odpowiedź, patrząc na to zdjęcie.
– I będzie chodził do szkoły – dodałam. Ale nie pójdzie to tak łatwo, jakbyś tego chciała. Zobaczyłam i poczułam, że mają z Mikołajem przed sobą ciężkie trzy lata, pełne wątpliwości i załamań. Powiedziałam to Agnieszce uczciwie.
Mikołaj miał półtora roku, kiedy znowu przybiegła do mnie wystraszona.
– Lekarze podejrzewają u synka autyzm. Dziwnie się zachowuje. Czasami mam wrażenie, że żyje w swoim świecie, że ma pustkę w oczach. Wiem, że nie minęły
jeszcze trzy lata od naszego pierwszego spotkania, ale jeżeli oni mają rację, to co będzie dalej – rozpłakała się.
Ona biedna rozpaczała, a ja czułam w sercu spokój.– Cicho, postaraj się nie nakręcać – uspokajałam. – Pamiętasz, o co mnie pytałaś na pierwszym spotkaniu? I co ci powiedziałam? A teraz mówię – ciesz się, twoje dziecko żyje. I serce ma zdrowe!
– To prawda! Skąd pani wie? – zdziwiła się.
– Mikołaj rzeczywiście ma zdrowe serce. Od dwóch miesięcy nie bierze leków...
– A mówić zacznie później, taka jest jego uroda – wpadłam jej w słowo. Widzę tylko tyle. Bądź cierpliwa.
Wyszła uspokojona. A dzisiaj, kiedy zobaczyłam ją z Mikołajem, znów poczułam ten spokój i radość w sercu. Chłopczyk ładnie mówił, pełnymi zdaniami. Agnieszka jakby czytając w moich myślach, odpowiedziała na pytanie, którego nie zdążyłam zadać.
– Miała pani rację, Mikołaj zaczął mówić, kiedy skończył trzy lata. Mocno wierzyłam, że wszystko będzie dobrze i cud się zdarzył w przedszkolu, do którego panicznie bałam się go posyłać. Nie chciałam, żeby chorował, ma słabą odporność. Ale on potrzebował kontaktu z rówieśnikami. Po pół roku zaczął pięknie mówić.
– A teraz będzie się uczył czytać – uśmiechnęłam się do Mikołaja, który kurczowo trzymał swoją książkę.
Kocham takie chwile, kiedy dowiaduję się, że naprawdę ciężkie przypadki losowe kończą się tak dobrze. Wychodząc z księgarni, tak jak Mikołaj, przyciskałam do siebie wybraną książkę.
Aida Kosojan-Przybyszpoetka, piosenkarka i jasnowidz w czwartym pokoleniu. Ten dar odziedziczyła po prababce. fot. shutterstock
dla zalogowanych użytkowników serwisu.