Freddie Mercury i jego miłość

Wprowadź się, dom stoi pusty

Początki ich romansu były dla honorowego Jima trudne. W swojej książce „Freddie Mercury i ja" wspomina, jak Freddie zaprosił go na swoje przyjęcie. Jim nie chciał przyjść z pustymi rękami, po drodze kupił bukiet frezji. Pod domem ogarnęły go jednak wątpliwości, czy kwiaty nie są zbyt tandetne, i wyrzucił je do śmietnika. Nie wiedział, że frezje były ukochanymi kwiatami Freddiego. Krótko potem Hutton został zaproszony przez muzyka do jego domu w Monachium. Wokalista przysłał mu bilet na samolot. W Niemczech spędzili romantyczny, cudowny weekend, ale Jim odkrył, że Mercury wykorzystuje jego obecność, by wzbudzić zazdrość w innym swoim kochanku.

Szybko też, na własnej skórze, doświadczył kaprysów i złych humorów Freddiego, który najpierw okazywał mu publicznie uczucia, by za chwilę spławić bez powodu. Obrażony Hutton wrócił do swojego mieszkania w Londynie, które jednak stracił kilka tygodni później. Przez Freddiego, bo ten tak długo i uparcie wydzwaniał do niego nocami, chcąc przeprosić za swoje zachowanie, że zdenerwowało to właścicielkę, która wyrzuciła Huttona na bruk. „Nie przejmuj się tym" – ucieszył się Freddie. – „Wprowadź się do mojego Garden Lodge. Stoi pusty".

Nowe Volvo i czterolistna koniczyna

Jim nie chciał być z Mercurym na takich zasadach, jakie ten narzucał swoim facetom. Gwiazdor nie ruszał się nigdzie bez asysty kilkunastu nadskakujących mu mężczyzn. Bywało, że w garderobie po koncercie siedział na krześle jak król, podczas gdy mężczyźni karmili go, poili i spełniali każdą jego zachciankę. Hutton odmówił brania w tym udziału. Nie zgodził się na drogie prezenty od Freddiego i rozwścieczył kochanka, kiedy nie przyjął nowego volvo. Hutton nie miał kasy, ale starał się mieć klasę – podarował na urodziny kochankowi czterolistną koniczynę. To tak rozczuliło Freddiego, że wbiegł do pokoju, gdzie odbywała się impreza, i przejęty pokazywał wszystkim prezent.

Dla prasy orientacja seksualna Mercury'ego była zagadką. Mówiło się o męskich prostytutkach, drag queens, kochankach i gejowskich klubach, ale oficjalnie muzyk od lat był związany z kobietą, Mary Austin. Dementował pogłoski o swojej odmiennej orientacji żartobliwym: „Sypiam z kobietami, mężczyznami i zwierzętami". Jima zatrudnił w swojej posiadłości jako ogrodnika z pensją 600 funtów miesięcznie, dla kamuflażu. I dlatego, że ten nie chciał być utrzymankiem, choć dzielili sypialnię.

Freddie często pytał Huttona, czego ten chce od życia „Zadowolenia i bycia kochanym" – odpowiadał Jim. Freddie wyznawał mu miłość. „I to nie było zwykłe «Kocham cię», jakie się mówi w łóżku – wspominał Hutton. On to mówił serio. Myślę, że w głębi serca pragnął mieć poczucie bezpieczeństwa, będąc z kimś, kto jest przyziemny, kto nie jest pod wrażeniem jego gwiazdorstwa".

Ich wspólne życie było zwyczajne i spokojne. Jim wspomina: „Uwielbiał swoje koty. Gdy jeden z nich zaginął, zrozpaczony szukał go przez całą noc. Często masował mi stopy i pytał o to, co robiłem przez cały dzień. Pewnego dnia czyściłem sadzawkę, a on powiedział, że chce, bym go przytulił, więc się objęliśmy, błocko zaś kapało ze mnie prosto na dywan". Piosenkarz rozgraniczał poszczególne sfery życia: Huttona, Queen, rodzinę. Irlandczyk twierdzi, że obaj w naturalny sposób pragnęli prywatności. – Być może martwił się, że gdyby to się wydało, wpłynęło by źle na jego karierę zawodową, ale nie powiedział tego. Obaj uważaliśmy, że nasz związek – i nasz homoseksualizm – to nasza sprawa.

reklama


Ich sielankę ucięła nieznana jeszcze wówczas światu choroba AIDS. Zbierała swoje pierwsze żniwo, głównie w gejowskim środowisku, dotknęła dwóch kochanków Freddiego. Hutton był akurat u rodziców w Irlandii, gdy Mercury zadzwonił do niego, zdenerwowany, twierdząc, że lekarze wylali na niego kubeł zimnej wody. Przez telefon jednak nie chciał wyjaśnić, co to oznacza. Dopiero po powrocie pokazał Jimmy'emu niewielkie znamię na ramieniu – lekarze pobrali od niego próbki do testowania i właśnie otrzymał wyniki – miał AIDS.

To był wstrząs dla Huttona. „Nie chcę iść do nieba! W piekle można spotkać ciekawszych ludzi" – mawiał Freddie przed kamerami, ale w życiu prywatnym nie chciał rozmawiać o śmierci. Bał się. Pudrem tuszował mięsaki Kaposiego na dłoniach i twarzy, pod ubrania zakładał drugą warstwę stroju, żeby ukryć pogłębiającą się chudość. Rozpaczliwie rzucił się w wir pracy nad kolejną płytą, mając świadomość, że na wszystko, co robi, ma mało czasu. Na nodze pojawiła się bolesna, ropiejąca, niegojąca się rana. Przeszkadzała w poruszaniu się i Freddie musiał zrezygnować z koncertów. 

W tym czasie Jim przeżywał własny koszmar. Wykonał badanie na obecność HIV i test wyszedł pozytywnie. Uznał jednak, że Freddie był zbyt chory, żeby mu o tym mówić. I nie odstępował go nawet na krok – był to gest niespotykanej wierności i oddania. A Freddie w studio kończył swoje ostatnie nagrania. „The Show Must Go On” brzmiało jak testament wokalisty. Ostatnie trzy tygodnie życia spędził w Garden Lodge, którego nie był w stanie już opuszczać. Dziennikarze dzień i noc tkwili pod jego posiadłością, próbowali zrobić zdjęcia.

Hutton był załamany, gdy Freddie przestał przyjmować leki. Oznaczało to, że kochanek zdecydował się umrzeć. Był tak słaby, że Jim nosił go na rękach. Wychudzony Freddie czasami siadał przy oknie i obserwował kochanka pracującego w ogrodzie. Jim co jakiś czas wpadał do domu, by wykrzyknąć: „Hej ty! Kocham cię”. To na moment poprawiało Mercury’emu nastrój.
 
Choroba rozwijała się teraz w zastraszającym tempie. Pierwszy raz Freddie otwarcie rozmawiał z Jimem o śmierci. Obiecał mu pieniądze i dom, gdy umrze. Wtedy Jim przyznał, że ma AIDS, a Mercury odparł tylko: „Skurwiele”. Może żałował, że zdradzał Jima z kim popadnie. 
Źródło: Wróżka nr 7/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl