Jan Kiepura: wyśniona, wymarzona miłość

 

Ta wyśniona, wymarzona...


„Brunetki, blondynki – ja wszystkie was dziewczynki/Całować chcę, Lecz przyznam się o jednej tylko śnię/ Tej wyśnionej, wymarzonej dam serce me!” – gdy w 1935 roku Jan Kiepura śpiewał jeden ze swoich słynnych szlagierów, już miał tę wyśnioną, wymarzoną. 

Po pocałunku z Márthą Eggerth na planie filmu „Dla Ciebie śpiewam” wszystko potoczyło się już szybko. Gdy zdjęcia przedłużyły się prawie do północy, Jan – jak zawsze szarmancki – postanowił odprowadzić Márthę pod dom. Szli okrężną drogą, księżyc świecił, a oni rozmawiali. W pewnym momencie Kiepura spytał, czy pożyczy mu 15 marek. Pożyczyła. On wtedy podszedł do leciwej kwiaciarki, której nie udało się sprzedać towaru, kupił wszystkie kwiaty i wręczył je Marcie. Spodziewała się – jak wspominała później – wyznań, komplementów, propozycji, tymczasem z figlarnym błyskiem w oku objaśnił, że zrobiło mu się żal starej kobiety. Inna dziewczyna może wpadłaby w złość, ale Márthę to ogromnie wzruszyło i rozbawiło. Z czasem okazało się, że myślą i czują podobnie, wyznają podobne wartości oraz żywią przekonanie, że są dla siebie stworzeni.

 

reklama

Podjęcie decyzji o ślubie z Márthą Eggerth zajęło dwa lata

 

„Nie mogę się z tobą ożenić” – przekomarzał się Jan. „Po pierwsze, bo nie jesteś Polką. Po drugie, farbujesz włosy. I po trzecie, jesteś aktorką...” Ona mu odpowiadała: „Przy tobie mogę stać się Polką, od jutra mogę przestać farbować włosy, ale aktorką jestem i będę zawsze”. Ślub wzięli 31 października 1936 roku o godzinie 10.00 w Katowicach. Wieść, że Kiepura się żeni, obiegła miasto pocztą pantoflową, ściągnęła pod urząd stanu cywilnego tłumy.

Gdy urzędnik odczytał rotę przysięgi, tłumaczoną dla Márthy na niemiecki, bo jeszcze nie znała polskiego, i spytał, czy chce poślubić Jana, odpowiedziała emocjonalnie i nieurzędowo, ale za to szczerze i po polsku: „Bardzo”. Dopiero po drugi raz zadanym pytaniu padło wymagane „tak”. Odtąd byli nierozłączni.

Kilka dni po ślubie Mártha otrzymała polski paszport i wyjechali razem do Berlina, gdzie mieli podpisany kontrakt na kolejne filmy. Po Anschlussie osiedli w Nowym Jorku, bo tam mogli czuć się bezpiecznie. Matki Márthy i Jana były bowiem żydowskiego pochodzenia, a w mocno już faszyzujących Niemczech takie koneksje stawały się powodem do prześladowań. W Stanach urodzili się ich synowie: Jan Tadeusz i MarJan (tak zapisano jego imię, będące wymyśloną przez Kiepurę kompilacją imion Mártha i Jan). Tam też wspólnie występowali, odnosząc niebywałe sukcesy. Tworzyli piękną parę w życiu i na scenie. On nazywał ją „baboczką” albo „mamiczką”. A gdy był zły, co zdarzało się niezwykle rzadko, mówił: „pani Eggerth”. Ona nazywała go nieustająco „aniołkiem”. 

Ogromnym, wspólnym sukcesem była „Wesoła wdówka” Lehára, która miała 900 przedstawień na Broadwayu oraz ponad drugie tyle na świecie. Organizowali też koncerty charytatywne, a dochód z nich przekazywali na sprawy polskie, między innymi na Muzeum Narodowe, Wojsko Polskie czy na rzecz powodzian w Krynicy. Ta miejscowość zauroczyła Kiepurę tak bardzo, że – jeszcze przed wojną – wybudował w niej hotel „Patria”. Na koncertach Jan zawsze śpiewał jedną pieśń po polsku. Mimo to po wojnie nowe władze nie chciały go widzieć w kraju. Nie zezwoliły mu na przyjazd, nawet na pogrzeb ojca. Dopiero w 1958 roku mógł przybyć wraz z rodziną i dał serię koncertów.

 

Na ten temat

  • „Obawiam się, że jestem dla pana zbyt wysoka". – „Proszę się nie martwić, sprowadzę panią do swojego poziomu". Tak wyglądała pierwsza rozmowa Katharine Hepburn i Spencera Tracy'ego. I początek wyjątkowej miłości dwóch największych indywidualności Hollywood.
  • „Wyszłam za mąż, zaraz wracam" napisała Maria Czubaszek. Ale w swoim drugim małżeństwie wytrzymuje już 30 lat.

Mártha Eggerth: Jan Kiepura był dla mnie całym światem


Nagła śmierć Jana (na zawał) 15 sierpnia 1966 roku, w ich domu w Harrison pod Nowym Jorkiem, była dla Márthy wstrząsem. Zamilkła jako śpiewaczka na dłuższy czas. Dopiero gdy ból po stracie ukochanego stał się mniej dojmujący, za namową matki, także śpiewaczki operowej, wróciła na scenę. W latach 70. i 80. grała w musicalach. Jako 87-latka zaśpiewała w Operze Wiedeńskiej fragmenty z „Wesołej wdówki”, a w wieku 95 lat dawała kameralne koncerty w Café Sabarsky w Nowym Jorku. Po raz ostatni śpiewała, mając 99 lat, a jej głos nadal był dźwięczny. Zmarła 26 grudnia 2013 roku w wieku 101 lat. Rok wcześniej prezydent Bronisław Komorowski podczas wizyty w USA odznaczył ją Krzyżem Kawalerskim Orderu Zasługi RP.

Jana zawsze wspominała z miłością: „Był dla mnie całym światem. Fascynował mnie jako mężczyzna”. To, że kobiety go uwielbiały, traktowała ze zrozumieniem. Owszem, odczuwała zazdrość, bo była w nim zakochana, ale rozumiała, że taka jest cena sławy. A o swoim życiu z nim do końca mówiła, że „było snem, z którego nigdy nie chciała się obudzić”. 


Wika Filipowicz
fot.: SZ Photo/Scherl/forum

Źródło: Wróżka nr 3/2017
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl