Geniusze bez części mózgu

Bywa, że autystyczne dzieci i popadający w otępienie staruszkowie okazują się geniuszami jednej dziedziny. Dlaczego?

Geniusze bez części mózguUmiejętność rozróżniania poszczególnych nut w kilkakrotnie usłyszanej frazie muzycznej posiada jeden spośród dwudziestu tysięcy profesjonalnych muzyków. Natomiast po jednorazowym wysłuchaniu fragmentu melodii może zrobić to tylko jeden człowiek na świecie, Derek Badler. Nigdy nie skończył szkoły muzycznej ani żadnej innej, bowiem od urodzenia jest niewidomy i cierpi na autyzm.

Nie widzi więc zapisu nutowego ani klawiatury fortepianu, na którym gra najbardziej skomplikowane melodie, jakie kiedykolwiek choć raz usłyszał. Jego przypadek stał się jeszcze bardziej tajemniczy, kiedy z biegiem lat okazało się, że Derek nie tylko zachowuje w pamięci wszystkie kompozycje, jakich wysłuchał, ale potrafi też sam komponować najbardziej zwariowane improwizacje na ich temat!

Martin - chodzący leksykon muzyki

Wiele tysięcy kilometrów od Londynu, gdzie mieszka Derek, jego amerykański kolega Martin Werdensen zadziwiał lekarzy równie niepojętymi zdolnościami swego "niesprawnego umysłu". Kiedy chłopiec chodził jeszcze do szkoły podstawowej w Chicago, nie wyróżniał się niczym szczególnym wśród rówieśników. Uczył się średnio i choć z większością przedmiotów nie miał specjalnych trudności, to istniała jednak dla niego bariera nie do przebrnięcia: nauka muzyki. Nie potrafił zapamiętać najprostszej melodii, a nuty zdawały się być dla niego wyjątkowo wyrafinowaną torturą.

Wszystko zmieniła nagła choroba - wirusowe zapalenie opon mózgowych. Chłopak cudem uniknął śmierci, ale zapłacił za to okrutną cenę: jego mózg przestał się rozwijać, a ataki padaczki i nadpobudliwość zupełnie wyeliminowały go z normalnego życia. Ojciec Martina, muzyk, opiekował się synem jak mógł najlepiej. Zabierał go z sobą na koncerty, do opery, a na dobranoc czytał mu encyklopedię muzyczną Grove'a, nad której opracowaniem ślęczał wieczorami, by dorobić do skromnych poborów. Przez jakiś czas Martin wobec tych zabiegów zachowywał się obojętnie. Ale później widać było, że muzyka wyraźnie go uspakaja, a "lektura" encyklopedii sprawia przyjemność.

Kiedy po śmierci ojca przeniesiono Martina do szpitala dla ludzi upośledzonych umysłowo, stało się coś dziwnego. Nagle okazało się, że zna on na pamięć wszystkie hasła z encyklopedii muzycznej i potrafi bezbłędnie odtworzyć wszystko, co zapisano w niej na sześciu tysiącach stron. Któregoś dnia Martin zaczął też śpiewać... arie operowe! Znał na pamięć wszystkie z dwóch tysięcy oper, które kiedykolwiek usłyszał.

Przeprowadzone w ośrodku eksperymenty ujawniły, że Martin natychmiast zapamiętywał wszystko, co mu przeczytano. A kiedy rozłożono przed nim plan miasta z zaznaczonymi na nim trasami autobusów, w kilkanaście minut później znał na pamięć dokładny przebieg całej autobusowej komunikacji. Co ciekawe, robił to wszystko mechanicznie, bo tak naprawdę nic go nie interesowało. Nie było w nim żadnych emocji. Odnosiło się wrażenie, że jest tylko żywym bankiem danych. Przy czym jego pamięć zdawała się istnieć poza nim. Była niezależna. Martin w żaden sposób nie potrafił przetworzyć posiadanych informacji.

reklama

John i Michael - spacerkiem po kalendarzu

W szpitalu w Nowym Jorku, w którym go leczono, pojawili się też któregoś dnia bliźniacy John i Michael. Byli jak on - niedorozwinięci umysłowo, choć nie tak bardzo, by nie móc nawiązać z nimi sensownej rozmowy. Bliźniacy mieli genialną pamięć do liczb. Nie potrafili wprawdzie wykonać najprostszego dodawania, ale za to bez trudu powtarzali raz usłyszane liczby, nawet jeśli były one dwudziestocyfrowe. Bezbłędnie wyszukiwali też wśród pięciocyfrowych liczb liczby pierwsze, czyli te, które można podzielić bez reszty tylko przez nie same lub przez jeden.

Ale ich koronnym numerem był "spacer po kalendarzu". Polegał na tym, że podawało się im dowolną datę z czterdziestu tysięcy lat wstecz lub czterdziestu tysięcy lat w przyszłość, a oni prawie natychmiast mówili, jaki to dzień tygodnia. Mogli to robić godzinami. I w ciągu kilku lat badań nigdy się nie pomylili. W swoich pamięciowych obliczeniach wyprzedzali nawet matematyków uzbrojonych w kalkulatory specjalnie zaprogramowane do wyliczania dat.

Takich jednostronnych geniuszy historia neurologii zna zaskakująco wielu. Shakuntala Levi z Indii potrafi pomnożyć w pamięci dwie dowolne liczby dwunastocyfrowe w ciągu 26 sekund. William Klein z Holandii oblicza w pamięci pierwiastki 13 stopnia z liczb stucyfrowych w ciągu dwóch minut, a Jose Mauney w ciągu siedmiu sekund oblicza liczbę sekund składającą się na wiek pytającego. Wszystkich tych geniuszy łączy jedno: posiadają tylko tę jedyną umiejętność. W innych dziedzinach wykazują się znacznym niedorozwojem.

Steven - wzrok jak klisza

Allan Sneider, psycholog z Sydney, w czasie urlopu, który spędzał w Londynie, spotkał się z zadziwiającym przypadkiem Stevena Lychnera. Ten autystyczny młodzieniec posiadał wprost zadziwiającą pamięć wzrokową. Od piętnastego roku życia, podróżując po Europie, namiętnie rysował zabytki architektury światowej, odtwarzając je z fotograficzną dokładnością. Zupełnie nie potrafił liczyć, ale kiedy zobaczył choćby tylko raz wieżowiec, w którym było 470 okien, wszystkie je precyzyjnie odtworzył na swoim rysunku.

Allan Sneider był tak zafascynowany talentem chłopca, że postarał się o przeprowadzenie swoistego eksperymentu. Steven odbył sześciominutowy lot nad Londynem, na pokładzie helikoptera, by obejrzeć miasto z lotu ptaka. Po wylądowaniu miał narysować to, co zapamiętał. W ciągu trzech godzin Steven - nie odrywając ani na chwilę pisaka od arkusza papieru - narysował z najdrobniejszymi szczegółami panoramę Londynu obejmującą obiekty rozciągające się na powierzchni 12 kilometrów kwadratowych, zachowując właściwe proporcje i nie łamiąc zasad perspektywy. W czasie pracy nie naniósł na swój rysunek ani jednej poprawki. Wyglądało to tak, jakby jego mózg zrobił dokładne zdjęcie panoramy miasta, a pamięć dokładnie go przechowała.

Tajemnica lewego płata

Allan Sneider tak był zafascynowany wynikami eksperymentu, że poważnie zabrał się za badania nad tego rodzaju przypadkami autystycznych geniuszy. Wraz ze swoim kolegą, profesorem neurologii Brussem Millerem z San Francisco, przeprowadził tomograficzne badania mózgu trzydziestu kilku "jednostronnych geniuszy". Okazało się, że wszyscy oni mieli uszkodzenia w przednim lewym płacie skroniowym mózgu i... nadzwyczajną aktywność części potylicznej.
Po kilku latach badań naukowcy wystąpili z zadziwiającą hipotezą: każdy z nas mógłby zostać geniuszem, ale... ma za dużo mózgu!

Nasz mózg w ciągu zaledwie jednej sekundy odbiera z otoczenia setki tysięcy sygnałów dźwiękowych, tysiące obrazów, faktów i ciągów informacji, i zapamiętuje to z ogromną dokładnością. Byśmy jednak mogli w takim nawale bodźców żyć i funkcjonować, dopuszcza on do naszej świadomości wyselekcjonowane wiadomości, spychając resztę w otchłanie podświadomości lub likwidując je całkowicie. "Ośrodek selekcji" umiejscowiony jest w lewym przednim płacie skroniowym, więc kiedy dochodzi do jego uszkodzenia, selekcja nie jest pełna, a ludzie z takim mózgiem ujawniają zadziwiające talenty. Niestety, uszkodzenie to powoduje, że przy doskonałości w jednej dziedzinie, inne umiejętności są poważnie ograniczone.

Zdaniem autorów tej hipotezy, identyczny mechanizm ujawnia się czasami w trakcie postępującego otępienia starczego, kiedy ludzie w podeszłym wieku nagle odkrywają w sobie zadziwiające zdolności. Najważniejsze w tej hipotezie lub raczej najstraszniejsze jest stwierdzenie, iż w chwili, gdy dokładnie pozna się już mapę naszego mózgu, będzie można - usuwając jego część - czynić z nas geniuszy w dowolnie wybranej dziedzinie. Trzeba będzie tylko ustalić, czy wyboru dokonywać będzie każdy sam, czy też powoła się w tym celu specjalną komisję...


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 2/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl