Przewodnik ku wyzwoleniu

Pragnę podzielić się z Wami opowieścią o moim synu i o mnie, z pełną pokory nadzieją, iż może dodam siły komuś, kto został wyrzucony na skalisty, nieprzyjazny brzeg rzeki życia i teraz - samotny w swej bezradności - nie wie, jaki uczynić krok...

Przewodnik ku wyzwoleniuNasze życie - wielka niewiadoma. Czasem płynie spokojnie, niczym szeroka rzeka, częściej jednak rwie jak górski potok pełen pułapek, zawirowań i progów skalnych. Rzuca nami od jednego skalistego brzegu do drugiego. Tracimy panowanie, nie jesteśmy już w stanie kontrolować tej szalonej jazdy i jakże często zostajemy wyrzuceni na kamienisty brzeg, potłuczeni i obolali, niezdolni się pozbierać, pełni rozpaczy i rezygnacji. Tymczasem tylko od nas zależy, czy potrafimy znaleźć w sobie dostatecznie dużo siły, by doczekać momentu, kiedy rwący potok życia zmieni się w spokojną, szeroką rzekę płynącą ku majaczącej gdzieś w oddali żyznej dolinie.

Byłam młodą, pełną radości i entuzjazmu dziennikarką. Wiele podróżowałam. Kochałam to życie i nie wyobrażałam sobie innego. Ciągle wśród ludzi, pełna planów na przyszłość, szczęśliwa w tym, co robię. Moją prawdziwą pasją było żeglarstwo. Każdą wolną chwilę spędzałam na morzu i jak każdy obieżyświat, marzyłam o opłynięciu kuli ziemskiej. Ani przez chwilę nie wątpiłam, że moje marzenia spełnią się w niedalekiej przyszłości. Zawsze bowiem udawało mi się osiągnąć to, do czego dążyłam. Bez większych poświęceń i wielkiego trudu - po prostu życie samo dawało mi na tacy sukcesy. Czułam się w czepku urodzoną szczęściarą.

Ciąża przyhamowała trochę mój rozpęd. Oboje z mężem bardzo pragnęliśmy tego dziecka. Odżywiałam się teraz zgodnie ze wskazówkami lekarzy, wypoczywałam, chodziłam na długie spacery. Wszystko przebiegało prawidłowo. Zdawałam sobie sprawę, że dziecko pochłonie mnie całkowicie na jakiś czas, ale zdecydowałam, że będę bardzo nowoczesną matką. Postanowiłam zarazić naszą małą córeczkę (ani przez chwilę nie wątpiłam, że to dziewczynka) moją żeglarską pasją, żyłką podróżniczą i moją miłością do wolnych przestrzeni i dzikich krajów.

Życie okrutnie ze mnie zakpiło. Dziecko, które urodziłam 1 stycznia - w dniu także moich urodzin - okazało się głęboko upośledzonym, autystycznym chłopcem.

reklama

Zaczął się koszmar. Noworodek krzyczał, nie potrafił jeść, nigdy się do mnie nie uśmiechnął, nie wyciągnął rączek, traktował najbliższych przedmiotowo, jak sprzęty. Ani śladu uczuć. Wizyty u licznych lekarzy, kolejne gabinety, rozpaczliwe poszukiwanie nadziei, której nikt nam nie dawał. Autyzm - kilkanaście lat temu niewielu polskich lekarzy wiedziało, co to takiego. Głębokie upośledzenie? A więc będzie bardziej rośliną niż człowiekiem. Początkowo nie potrafiłam przyjąć do wiadomości diagnozy lekarzy. Nie docierały do mnie ich słowa, słuchałam nie rozumiejąc, co one oznaczają. Potem przyszła rozpacz. Dlaczego właśnie mnie to spotkało?!

To było jak wyrok: dożywotnia opieka nad głęboko upośledzonym dzieckiem. Koniec wojaży, koniec normalnego życia. Wszystko nagle zostało mi zabrane, wszystko się zawaliło. Nie potrafiłam sobie radzić z przeciwnościami, nigdy dotąd nic złego mnie nie spotkało, nie byłam zahartowana w bojach z losem. Przyszła wielka depresja. Ni stąd, ni zowąd wybuchałam płaczem, wyłączałam się na długie godziny, nie słysząc, co mówią do mnie inni.

Przewodnik ku wyzwoleniuKtóregoś dnia odwiedziła nas sąsiadka. Próbując mnie pocieszyć, powiedziała: "nie martw się, na szczęście takie dzieci nie żyją długo, poza tym możesz go oddać do domu opieki".  To było jak uderzenie w twarz, jakby ktoś rzucił mną o beton. Przecież kochałam syna! Nie wyobrażałam sobie, jak można nawet pomyśleć o oddaniu go do zakładu, jak można czekać, kiedy umrze!

Zdałam sobie sprawę z okrutnej prawdy: jesteśmy na siebie zdani do końca życia. A ponieważ tak żyć nie potrafię, jedynym wyjściem jest wspólna śmierć. Ta myśl mnie uspokoiła na jakiś czas. Przez okno widziałam Pałac Kultury. Wystarczająco wysoki, żeby nie przeżyć skacząc z jego najwyższego piętra. Myślałam sobie: wezmę małego na ręce, przytulę mocno i skoczę.

Wszystko się skończy: moja rozpacz, jego beznadziejny los rośliny wśród ludzi. To postanowienie uspokoiło mnie na tyle, że przestałam płakać. Widziałam jasno i wyraźnie rozwiązanie problemów. Znów miałam swój cel - skończyć z tym wszystkim, odejść. Był późny wieczór, kiedy zadzwonił mój przyjaciel.
- Musisz odpocząć, oderwać się od wszystkiego! Pojutrze wypływam na Bałtyk. Tygodniowy rejs. Zostaw Konrada mamie i płyń z nami!

Umrzeć można dziś lub za tydzień, wszystko jedno - pomyślałam, spakowałam kilka swetrów i sztormiak...
Nigdy nie zapomnę tej nocy, gdy samotnie sterowałam małym jachtem po wzburzonym jesiennym morzu. Moi przyjaciele spali zmęczeni wachtami, a ja wykrzykiwałam na cały głos swoje żale i swą rozpacz w nieskończoną, namacalną czerń nocy. Wiatr zagłuszał mój głos i suszył łzy. Sama, zawieszona w pustce pomiędzy morzem i niebem, pomiędzy falami i bezmiarem przestrzeni rozpościerającej się nad głową, poczułam się nagle małą cząstką Kosmosu.

Poczułam jedność pomiędzy mną i potęgą żywiołu, która niosła mi siłę i ukojenie. Nagle zdałam sobie sprawę z mocy miłości do życia, która ciągle we mnie tkwiła, z mocy miłości do mojego chorego synka. Rano byłam spokojna i szczęśliwa. Tydzień na morzu naładował powtórnie moje akumulatory, przywrócił mi wiarę w sens istnienia. To wszystko działo się wiele lat temu. Dziś jestem dojrzałą kobietą. Realizuję swoje życie tak, jak zawsze chciałam. Razem z synem przeszliśmy długą i ciężką drogę.

Uczyłam go wszystkiego. Przyswajał sobie tę wiedzę wolno i z wielkim mozołem. Gdy było mi ciężko, uciekałam na morze, w góry, na sawannę - wszędzie tam, gdzie w surowych warunkach, sam na sam z potęgą przyrody, mogłam czerpać siłę z jej wszechogarniającej mocy. Przez te wszystkie lata uczyłam syna życia, ale i on był moim wielkim nauczycielem. Nauczył mnie pokory, cierpliwości, łagodności i dobroci. Pokazał mi, jak wielką siłę może mieć miłość, jak wspaniale można się cieszyć małymi sprawami. Nauczył mnie tolerancji dla inności i szacunku dla każdej żywej istoty.

Dzisiaj jest radosnym i szczęśliwym osiemnastolatkiem. Jego głębokie upośledzenie nie przeszkadza mu czuć i kochać. Od wielu lat razem podróżujemy, żeglujemy, chodzimy po górach. Kiedy robię reportaże z Czarnej Afryki lub żegluję po oceanie, gdzie jest dla niego zbyt niebezpiecznie - zostaje w domu z tatą lub babcią. Bardzo wtedy za sobą tęsknimy. Ale nie można zapomnieć, że tęsknota również buduje.

Zrozumiałam wielką prawdę: dziecko należy kochać całym swoim sercem i dać mu jak najwięcej. Nie można jednak żyć tylko dla niego, nie można poświęcić mu wszystkiego. Trzeba realizować własne życie, gdyż inaczej wcześniej czy później znienawidzimy je, obarczając winą za to, co nam "nie wyszło". Kiedyś w jednym z buddyjskich klasztorów, gdzie uczniowie siedząc na ziemi recytowali mantry (a brzmiało to jak jednostajne mruczenie), ze zdziwieniem zauważyłam, że Konrad robi dokładnie to samo. Siedzi "po turecku", buja się delikatnie w przód i tył, cicho mrucząc. Jeden z mnichów, widząc, jak jestem zdziwiona, spojrzał tak, jakby znał całe moje życie - z dobrocią i bezgranicznym zrozumieniem.

- Wierzymy w reinkarnację - powiedział cicho. - Ludzie wciąż umierają i rodzą się powtórnie, aby poprzez cierpienie życia stawać się doskonalszymi. Ten kołowrót śmierci i narodzin jest niewyobrażalnie długi. Tak długi, jak długa musi być droga człowieka ku boskości. W końcu jednak każda, najpodlejsza nawet istota osiągnie doskonałość. Wtedy nie musi już powracać na ziemię, staje się bowiem jednością z Bogiem. Jednak wielu Doskonałych, z własnej woli, powodowanych miłosierdziem, rodzi się raz jeszcze, by poprowadzić kogoś z nas drogą ku wyzwoleniu, by mu pomóc...

Zamilkł. Recytowane mantry, zapach kadzideł i mrok świątyni, w której się znajdowaliśmy powodowały wrażenie nierealności i zawieszenia w czasie. Po chwili spojrzał mi w oczy i z uśmiechem wszystkowiedzącego Buddy powiedział: - Może twój syn jest takim właśnie Bodhisattwą, który powrócił tu dla ciebie?


Iwona Jaczyńska

Fot. Autorka

Źródło: Wróżka nr 3/2002
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl