To, co widzisz, nie istnieje

Aby widzieć, nie potrzeba oczu. Niezwykłe defekty wzroku sugerują, że wystarczy... sam mózg.

Mózg może kłamać oczom, może też budować bez ich udziału w naszej świadomości kolorowe obrazy.Jonathana Istwinga, młodego malarza z Los Angeles, fascynowały od dzieciństwa kolory. Wszystkie jego prace mieniły się jaskrawymi, nieomal świecącymi barwami. Ich treść nie miała znaczenia. Nawet kiedy słuchał muzyki, przetwarzał na kolory poszczególne tony i całe frazy. I nagle, dosłownie z dnia na dzień, świat Jonathana poszarzał. Któregoś ranka mężczyzna obudził się i ze zdziwieniem spostrzegł, że wszystko wokół niego jest czarno-białe! Za to widział tak ostro i wyraźnie jak nigdy dotąd - każdy por ludzkiej skóry czy splot materiału, z którego uszyte było ubranie.

Jego wzrok działał jak szkło powiększające, co dawało też koszmarne efekty - na przykład pomidory na tle talerza wydawały mu się czarne, a plaster mięsa - pełen głębokich, splątanych ze sobą kanałów. Szczegółowe badania okulistyczne nie wykazały u Jonathana najmniejszego nawet uszkodzenia wzroku. Rezonans magnetyczny i tomografia komputerowa nie wykryły też zmian w jego mózgu. Wyglądało na to, że albo Jonathan z jakichś powodów nie chciał widzieć barw, albo jego mózg miał już dość i je "wyłączył".

Równie zadziwiające "schorzenie" dotknęło kobietę, która pewnego dnia przestała dostrzegać poruszanie się rzeczy. Przedmioty i osoby widziane przez nią w jednym miejscu, nagle pojawiały się w innym. Kiedy napełniała herbatą filiżankę, dostrzegała jedynie stojący w miejscu, jakby zamrożony łuk płynu. Najczęściej przepełniała naczynie, ponieważ nie zauważała podnoszenia się poziomu herbaty w szklance. Kobieta nie mogła też przejść samodzielnie przez ulicę - z jej punktu widzenia samochody poruszały się skokami.

Glyn Towers, mieszkaniec Londynu, niespodziewanie stracił wzrok, ale zupełnie nie zdawał sobie z tego sprawy. Proszony, by powiedział, gdzie się znajduje i jak wygląda to pomieszczenie, opisywał je przekonany, że wszystko jest takie, jak mówi. Inny mężczyzna nie rozpoznawał twarzy. Nawet własnej żony i syna! Ale kiedy podłączono go do wykrywacza kłamstw i pokazano całą serię zdjęć twarzy, okazało się, że choć jego wzrok ich nie rozróżnia, to mózg prawidłowo określał, kto jest kto. Znany jest też przypadek dwóch niewidomych od pewnego czasu pacjentów, którzy dostosowywali kształt dłoni do kształtów i rozmiarów chwytanych przedmiotów. Znamienne jest to, że nikt im wcześniej nie powiedział, co biorą do ręki.

Ponieważ za proces widzenia odpowiada głównie lewa półkula mózgu, więc ją oskarżono o te niezmiernie rzadko na szczęście występujące "fanaberie" wzrokowe. Ale co w tym czasie robiła prawa półkula, która ma reagować na wszystko, co wpada do "kamer" naszych oczu? Okazało się, że tak jak w wielu innych wypadkach - obie półkule, zamiast współpracować, rywalizują ze sobą o to, co warto zobaczyć, a czego nie. I wtedy my sami mamy niewiele do powiedzenia.

reklama

Teoria ta, choć nieprawdopodobna, okazała się ponad wszelką wątpliwość słuszna. Wyjaśnił to prosty eksperyment. Poddawany mu człowiek usiadł tak, by jego głowa znalazła się w ściśle określonym miejscu. Stąd miał on się wpatrywać w jeden punkt. Odpowiednio umieszczone lustro dawało taki efekt, że jedno z oczu badanego patrzyło na twarz osoby siedzącej naprzeciwko. Natomiast drugie oko - na biały pusty ekran. Kiedy badany zamachał przed ekranem dłonią, oko patrzące na osobę przestało ją widzieć. W pewnym momencie bowiem "mózg doszedł do wniosku", że poruszająca się dłoń jest ciekawsza od twarzy. Nie zamykając więc oka patrzącego na twarz, "zamknął" świadome widzenie, by skoncentrować się na tym, co mu się akurat spodobało.

Z takim zjawiskiem spotykamy się często w życiu codziennym, kiedy szukamy jakiegoś przedmiotu. Możemy przed nim stać, możemy być pewni, że właśnie w tym miejscu go położyliśmy, a mimo to zupełnie go nie dostrzegać. Bo nie zawsze to, co wydaje się nam ważne, jest także ważne dla naszego mózgu. W czasie rywalizacji między nim a nami dochodzi też do rywalizacji między prawą i lewą jego półkulą. Lewa - jak w przypadku malarza, który zresztą po czterech latach "czarnowidzenia" obudził się i znowu widział w kolorach - zniecierpliwiona feerią barw, zasygnalizowała prawej półkuli swoje zmęczenie. Ta uznając to za zagrożenie dla organizmu, "wyłączyła" kolor. Ale nie byłaby sobą, gdyby nie dołożyła swoich trzech groszy - wyostrzyła ostrość widzenia do granic absurdu. Rywalizacja między półkulami może być czasami tak zawzięta, iż doprowadza do ślepoty, choć sam właściciel nie zdaje sobie z tego sprawy.

Ale może się zdarzyć i to, co miało miejsce podczas eksperymentów w jednym z laboratoriów okulistycznym San Francisco. Otóż przed niewidomym zapalono wielobarwne światła, a on - ku zaskoczeniu wszystkich - rozróżniał bezbłędnie ich kolory. Najwidoczniej tym razem mózg nie przyjął do wiadomości faktu, że oczy nie widzą. Warto o tym pamiętać. Bo choć zdarzyło się to tylko raz, to przecież się zdarzyło. Otwierając tym przed nami szansę na zobaczenie czegoś, co w otaczającej nas rzeczywistości dojrzeć niepodobna. Zupełnie inny świat. Jeśli tylko nasz mózg będzie tego naprawdę chciał.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 9/2000
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl