Kościół długo uważał ludzi stawiających tarota za czarowników. Być może było w tym trochę racji, gdyż ostatnio zauważono, że rysunki na kartach przedstawiają niektóre praktyki szamańskie!
W początkach XV wieku, gdy we Włoszech zaczynała się epoka renesansu, na książęcych dworach wielką popularność zyskała gra, w której karty atutowe przedstawiały dziwne sceny: włóczęgę targanego za nogawkę przez psa, odpustowego magika, śmierć z kosą, diabła, wisielca, zmarłych wstających z grobów.
Grę tę zwano "triumfy" (po włosku "trionfi") i dopiero po stu latach przylgnęło do niej niewiadomego pochodzenia słowo "tarocchi". To był tarok, w innych krajach nazwany tarotem. Po jakimś czasie wśród włoskich dworzan niezwykłe karty wyszły z mody, poszły za to w lud i zachowały się jako prymitywne odbitki z drzeworytów sprzedawane na jarmarkach w Italii, Szwajcarii i na południu Francji. W końcu odkryli je paryscy oraz londyńscy okultyści i uznali za zaszyfrowany przekaz wiedzy tajemnej.
Nie wiemy, kto pierwszy sporządził te karty i narysował zagadkowe sceny. Nie znamy autora tarota. Co było dla niego inspiracją? Jaki system myślowy ilustrowały (a może ukrywały) obrazki? Domyślano się, że na początku służyły jakiejś dobrze zamaskowanej sekcie lub loży alchemicznej, hermetycznej bądź mistycznej, jakich wiele pojawiało się w renesansowej Europie. Z pewnością tarot ma związek z kabałą (żydowskim systemem filozoficzno-mistycznym), gdyż atutowych kart jest 22 - tyle, ile hebrajskich liter. Fantazjowano, że wywodzi się ze starożytnego Egiptu, jednak w wykopaliskach w dolinie Nilu nie znaleziono dowodu na potwierdzenie tej tezy.
Dziś karty tarota stały się popularne, łatwo je kupić i wydawane są wciąż nowe ich warianty. Odczytywanie z nich przyszłości jest niezbędną umiejętnością każdej wróżki i wróżbity. Bywają natchnieniem dla malarzy i pisarzy. Ja sam wpatruję się w nie od ponad dwudziestu lat i zauważam wciąż nowe ich znaczenia. Dawno już uderzyło mnie, że niektóre z kart wyglądają jak ilustracje do... praktyk szamańskich.
Najbardziej jest to widoczne przy karcie nr XII - Wisielec. Przedstawia ona młodzieńca zawieszonego za nogę głową w dół na belce lub gałęzi drzewa. Wiadomo, że podobne praktyki stosowano w pogańskiej Skandynawii. W świętej księdze Normanów, Eddzie, opisano, jak takiej właśnie surowej inicjacji poddał się bóg Odyn, który wisząc na kosmicznym drzewie (jesionie), uzyskał dar rozumienia magicznych znaków - run.
Zawieszanie się na gałęzi na wiele godzin w specjalnej uprzęży przećwiczył, już współcześnie, Meksykanin Victor Sanchez w ramach zajęć swojej szkoły szamańskiej. Czemu służy ta praktyka? Jak wiele innych tego typu ćwiczeń: odrywa od zwykłego świata, każe inaczej postrzegać rzeczywistość i budzi ukryte zdolności umysłu. Jednak tarotowa pozycja "do góry nogami" jest skrajnie trudna i wymaga długich, wstępnych ćwiczeń podobnych do jogi. Być może lepsze byłoby wiszenie w pozycji embrionalnej.
Inne karty też nasuwają na myśl szamański przekaz. Karta nr IX - Pustelnik - przedstawia mężczyznę w habicie, kroczącego z latarnią i, niekiedy, z kijem wędrowca. Ale przecież prawdziwi eremici nie podróżowali, tylko modlili się w swoich chatkach! To, co robi tarotowy Pustelnik, przypomina raczej obyczaj, który Indianie prerii nazywają (po angielsku) "vision quest", czyli "wyprawą w poszukiwaniu wizji". Latarnia w ręku wcale nie pomaga w znalezieniu drogi, lecz symbolizuje oświecenie, które czeka szamana na jego drodze.
Nie tylko Indianie wychodzili po wizje na odludzia. Tak uczynił twórca buddyzmu, książę Siddhartha Gautama, i po nim wielu jego uczniów. To stara praktyka, towarzysząca szamanizmowi od jego początków. Znają ją zarówno czarownicy z Syberii, którzy na spotkanie ze światem nadprzyrodzonym udają się w tajgę, jak i aborygeni z Australii, idący za wewnętrznym głosem na pustynię.
Śmierć i zwierzę mocy
Typowo szamańska jest karta nr XI, nieprzypadkowo zatytułowana Moc. Przedstawia ona człowieka siedzącego okrakiem na lwie i symbolizuje spotkanie ze zwierzęciem mocy. Czym jest owo "zwierzę mocy"? To ta część duszy szamana - a może każdego z nas - która przejawia się jako zwierzę. Część naszego "ja" czuje się wilkiem, lwem lub koniem... Ludzie mający w sobie silne zwierzę mocy świetnie rozumieją te istoty. (Słynny treser koni Monty Roberts z pewnością ma konia jako swe zwierzę mocy, a badaczka szympansów Jane Goodall - właśnie szympansa.) Kiedyś byli mistrzami w ich tropieniu, dzisiaj podchodzą je z kamerą, zaprzyjaźniają się z nimi, chronią. Szaman musi mieć w sobie jedno lub kilka zwierząt mocy - inaczej nie byłby w stanie porozumieć się z duchami.
A co z kartą nr XIII, zatytułowaną Śmierć? Przedstawia ona ożywiony, kroczący szkielet. W obrazie tym jest zawarta archaiczna idea, że kości człowieka mają w sobie jego istotę - to, co w nas niezniszczalne. Syberyjscy czarownicy byli powoływani przez duchy, które obdzierały ich ze skóry i mięsa. Dopiero po tym rytualnym oczyszczeniu odradzali się z kości jako pośrednicy między duchami a ludźmi. Sceny takie rozgrywały się oczywiście tylko w rozbudzonej wyobraźni (może w snach?) młodych szamanów.
W okowach DNA
Kartę nr XV - Diabeł - można po szamańsku odczytać jako wizyjną wyprawę do świata podziemnego, gdzie spotyka się bóstwa ziemi i duchy przodków. Więc oznacza ona nie żadnego szatana, tylko naszych potężnych praojców, których geny wciąż nosimy w sobie! Na karcie tej wyobrażono kobietę i mężczyznę, przykutych łańcuchem do postumentu. Ten łańcuch dziwnie przypomina... łańcuch DNA, w którym jest zapisane nasze dziedzictwo genetyczne.
Skoro mowa o wizyjnych wycieczkach do świata podziemnego, to warto zwrócić uwagę na kartę nr XIX - Słońce - opowiadającą o "lotach duszy" ku niebu. Niewiele wystarczy, by gwiazdę na tej karcie ujrzeć jako świetlisty tunel, którym dusze zmarłych wznoszą się ku lepszym, wyższym światom - a szamani zaglądają tam jeszcze za życia.
Jest jeszcze karta nr XVIII - Księżyc - ukazująca magiczne obrzędy dziejące się w nocy, zwykle podczas pełni. Praktykowali je między innymi Indianie północnoamerykańscy, którzy podczas ceremonii, ustawieni w kręgu, potrafili przez wiele godzin powtarzać te same taneczne kroki i te same słowa pieśni - aż do wejścia w trans.
Kosmiczne jajo
Nie wiemy, kto pierwszy sporządził karty tarota i narysował zagadkowe sceny. Nie znamy autora tej gry. Co było dla niego inspiracją? Jaki system myślowy ilustrowały obrazki? W karcie nr XIV - Umiarkowanie - gdzie widzimy anioła przelewającego jakiś płyn z pucharu do pucharu, możemy domyślić się praktyki gromadzenia życiowej energii wyobrażanej jako woda. Tradycja ta zachowała się u kahunów (hawajskich czarowników), ale mogła być znana i w innych częściach świata. Podczas rytuału szaman głęboko oddycha, wyobrażając sobie, że wraz z każdym łykiem powietrza pobiera z przestrzeni energię i gromadzi ją jako wodę w naczyniu.
Bardzo szamańska jest karta nr XX - Sąd Ostateczny. Widać na niej ludzi wstających z grobów. To nie jest mit ani fantazja, tylko ilustracja do ćwiczenia, które Carlos Castaneda i Victor Sanchez nazwali "pogrzebem wojownika". Polega ono na tym, że osoby biorące udział w rytuale kopią sobie podziemną komorę do medytacji i spędzają w niej noc, aby symbolicznie powrócić do Matki-Ziemi i powierzyć jej swoje ciało. Z takiego "grobu" wychodzi się odnowionym, odmłodzonym i pełnym sił. Ziemia bowiem wyciąga z ludzi to, co złe.
A co wyobraża ostatnia, XXI karta tarota - Świat? Może kojarzyć się z indiańską sauną, tak zwanym szałasem potów. Aby go zbudować, północnoamerykańscy wojownicy sporządzali z gałęzi konstrukcję w kształcie półkuli, którą szczelnie przykrywali. Następnie wkładali do wnętrza kamienie rozgrzane w ognisku do czerwoności i zamykali się w środku. Wierzyli, że szałas ma jeszcze swoją część podziemną, niewidoczną - jego górna i dolna część wyobrażały kosmiczne jajo, z którego powstał wszechświat. A przecież wszystko to, co rysuje się na XXI karcie, również składa się na obraz kosmicznego jaja... I nie jest ważne, że na ilustracji unosi się ono w przestworzach, podczas gdy szałas potów stoi na ziemi. Osoby siedzące w środku zapewne miały wrażenie, że ścianki tej budowli rozpływają się w otchłani nocy, pozwalając ich duszom swobodnie wędrować ku niebu. Czasami w tej przestrzeni ukazywały im się wizje...
Sześćset lat temu świat był w nieporównanie większym stopniu niż nasz nasycony magią. Wśród wieśniaków i górali żywe jeszcze były dawne, pogańskie wierzenia, ich domostwa zamieszkiwały roje duchów, pojawiali się też ludzie obdarzeni mocą, prawdziwi samorodni szamani. Jednych czekała śmierć na stosie jako diabolicznych czarowników, inni zyskiwali sławę magów, cudotwórców lub uzdrowicieli. Takimi byli przecież zarówno św. Franciszek, jak i angielski mistrz wiedzy tajemnej John Dee lub nasz Twardowski. Niewykluczone, że aluzje do nich znalazły się na kartach tarota.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.