Niekończąca się historia

Opowiada 38-letnia Olga: „Gdy poznałam Janka, mojego trzeciego męża, od razu coś mnie tknęło, coś zaniepokoiło. Kobieca intuicja, jak to się mówi. Ale nakrzyczałam na siebie za tę podejrzliwość: »Przecież jest inny niż Robert i Maciek. Z nim na pewno mi się uda!«”.

Niekończąca się historia Robert

Poznałam go jeszcze na studiach. Przystojny, niebieskooki blondyn prezentował się wspaniale u mojego boku, był taki dekoracyjny.
Uwielbiałam pokazywać się z nim. Niestety, okazji nie było zbyt wiele. Mój narzeczony całe dnie spędzał w czytelniach i bibliotekach. Czytał, czytał i czytał. Zatopiony w swoich myślach, sam ze sobą toczył najbardziej pasjonujące rozmowy. Skończył studia w dwa i pół roku. Gdy ja broniłam pracę magisterską, on kończył doktorską. Został na uczelni. Był najmłodszym doktorem habilitowanym w historii uniwersytetu. Imponował mi, no i chyba go kochałam.

Pobraliśmy się, urodziła się Marysia. Odtąd mój mąż całkowicie stracił zainteresowanie sprawami domu – zresztą nigdy go specjalnie nie wykazywał, ale przed przyjściem na świat córki wydawało mi się, że „już ja go zmienię”: przyjdzie na świat dziecko, wszystko się dobrze ułoży. Byliśmy ze sobą sześć długich lat. Ani przez chwilę nie czułam się dla niego ważniejsza od jego książek, sympozjów naukowych, seminariów magisterskich jego studentów. Była jego praca, długo, długo nic i gdzieś za szarym widnokręgiem my – jego żona i córka.

To tak, jakby mieć męża, ale jednocześnie go nie mieć. W końcu powiedziałam: „Słuchaj, czy my ci nie przeszkadzamy?”. Nic nie odpowiedział. Uśmiechnął się smutno. Myślę, że męczył się w rodzinie. Naukowcy powinni żyć sami. Są szczęśliwi, gdy całkowicie mogą oddać się swoim poszukiwaniom i odkryciom. Dzisiaj to rozumiem. Ale wtedy cierpiałam: „Nic dla niego nie znaczę!”. Czasami nawet starał się nas zauważać, ale widać było, z jakim trudem mu to przychodzi, jak musi się przełamywać, rezygnować z siebie, z drogocennego czasu, który mógłby przeznaczyć na czytanie i pisanie. Rozstaliśmy się. Raz na rok, na Gwiazdkę, Robert kontaktuje się z Marysią, wtedy daje jej prezent i próbuje z nią rozmawiać. Ona wraca rozbita z tych spotkań. Tak naprawdę nie zna ojca. Nie wie, kim jest ojciec dla córki.

reklama

Maciek

Uznałam Roberta za egoistę, pogrążonego we własnym świecie. Aby podleczyć rany po małżeństwie z nim, trafiłam na medytacje do buddyjskiej sangi. Maciek wydawał mi się całkiem inny! Medytował, pracował nad sobą, nad własnym egoizmem, ograniczeniami. Pięknie mówił o skalaniach umysłu, i że musimy je przekraczać. No i był taki nieefektowny – chudy, nie przywiązywał wagi do ubrań, brązowy sweter, dżinsy, podkoszulek. Uznałam, że właśnie takiego mężczyzny potrzebuję! Nie przystojniaka, ale kogoś świadomego siebie!

Zamieszkaliśmy razem. Był szczęśliwy, że ma dom, uprane, ugotowane, że może się rozwijać duchowo w tak wspaniałych warunkach. Po kilku miesiącach doszłam do wniosku, że jego szczęście mnie nie uszczęśliwia. Znowu czekałam na powrót mojego mężczyzny: z kolejnego odosobnienia, medytacji, spotkania z nauczycielem duchowym. Gdy wyjechał na cały miesiąc do Nepalu i nie dał znaku życia, zapaliła mi się ostrzegawcza lampka. Wrócił uduchowiony, spokojny i „nie rozumiał”, dlaczego w naszym związku czuję się nieważna. „Jesteś wolna” – powiedział.

Janek

Przez kolejny rok unikałam mężczyzn. A potem pojawił się Janek. Był inny od Roberta i Maćka! Tamci zamknięci w sobie, wyciszeni, unikający ludzi, skoncentrowani na swoich sprawach, Janek towarzyski, uśmiechnięty, duży, z nadwagą, człowiek-dusza, do rany przyłóż.

Źródło: Wróżka nr 8/2007
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl