Taniec duszy

Paneurytmia. Dla Ireny jest najdoskonalszym systemem ćwiczeń ciała i ducha. Dla Haliny – dążeniem do pełni życia. Dla Ardelli drogą do otwarcia umysłu i serca, do emocjonalnego uzdrowienia.

Roma (po lewej) i Henryk (po prawej), kiedy tylko mogą, przyjeżdżają na warsztaty paneurytmii prowadzone przez Ardellę Nathanael (zdjęcie na samej górze) Stają w kręgu, a po chwili zaczynają płynny taniec do dźwięków łagodnej muzyki. Najpierw jest „Przebudzenie”. Ubrane na biało pary suną powoli po trawie, miękko poruszając rękami. Wbrew temu, co może się wydawać, to nie są zajęcia grupy baletowej. Tak wyglądają pierwsze ruchy paneurytmii, metafizycznego tańca, zwanego także tańcem duszy, stworzonego ponad 100 lat temu przez Petyra Dynowa, bułgarskiego mistyka. W jego systemie duchowym ten kontemplacyjny taniec stanowił drogę do samorozwoju. Swoim uczniom Dynow polecał, by wykonywali go świadomie i w natchnieniu. „Przebudzenie” to sekwencja figur, dzięki którym tańczący przypominają sobie, czym jest życie, czym jest świat i kim są oni sami. Bo według wyznawców filozofii Dynowa paneurytmia to nauka życia takim, jakim ono jest.

Białe Bractwo

Petyr Dynow urodził się w 1864 roku w małej bułgarskiej miejscowości nad Morzem Czarnym. Już jako dziecko zdradzał zainteresowanie sprawami duchowymi, podobno zdarzało mu się czytać w ludzkich myślach. Mając 24 lata, wyjechał na studia medyczne i teologiczne do Ameryki. Kiedy kilka lat później wrócił do kraju, był gotów, by rozpocząć samodzielną pracę nad stworzeniem zasad Kultury Miłości. Głosił konieczność życia zgodnego z naturą i powrotu do boskich praw, a wskazówki dotyczące realizacji tych założeń były ważnym elementem jego systemu filozoficznego. Wokół Dynowa szybko powstał ruch parareligijny o nazwie Białe Bractwo, a on sam przybrał imię Beinsa Duno. Członków Bractwa prowadził w niedostępne góry Riła i tam polecał im praktykować wymyślony przez siebie uzdrawiający taniec – paneurytmię.

W krótkim czasie zyskał duże grono uczniów. W latach 40. było ich już 40 tysięcy. Petyr Dynow zmarł w 1944 roku, a w jego kraju zapanowała nowa, komunistyczna władza. Od tej chwili praktykujący paneurytmię musieli działać w ukryciu. I robili to przez 45 lat. Przez cały ten czas każdego lata spotykali się w górach Riła, w wybranym przez Dynowa miejscu. Co ciekawe, nawet za czasów żelaznej kurtyny potrafili do nich dotrzeć poszukujący własnej drogi duchowej ludzie z Europy Zachodniej. Jedną z takich osób była właśnie Ardella Nathanael, dziś instruktorka paneurytmii.

Halina Wilczyńska, jedna z pierwszych instruktorek paneurytmii w Polsce, prezentuje figury „tańca duszy”. Bułgarski łącznik

Ardella jest Angielką. Z paneurytmią zetknęła się w 1983 roku. Prowadziła wtedy medytacyjną grupę rozwoju oso- bistego w Londynie. Pewnego razu zaprosiła na zajęcia Philipa Carr-Gomma, człowieka, który uczył paneurytmii. Zarówno jego warsztaty, jak i opowieść, o tym tańcu oczarowały Ardellę.

– Philip miał żonę Francuzkę i razem z nią wybrał się pewnego razu na wakacje w pobliże miejsca zamieszkiwanego przez wspólnotę Omrama Michaiła Iwanowa, ucznia Petyra Dynowa – opowiada. – Od członków wspólnoty dowiedział się o paneurytmii i otrzymał adresy osób związanych z wciąż działającym w Bułgarii ruchem. Pierwszy raz wybrał się do Bułgarii jako pilot francuskiej wycieczki po tym kraju.

Miał kartkę z adresem osoby, która mogła go skontaktować z osobami z kręgu paneurytmii, ale bał się jej szukać. Wiedział, że każdy cudzoziemiec jest uważnie obserwowany przez komunistyczne władze. W końcu odważył się pokazać adres bułgarskiej przewodniczce, z którą współpracował. I zdarzył się cud. To właśnie ta kobieta była jego bułgarskim kontaktem… I to ona zaprowadziła Philipa do uczniów Petyra Dynowa, od których nauczył się później tajników tańca duszy. Ardella wybrała się do Bułgarii z Philipem i spotkała tam człowieka, od którego nauczyła się paneurytmii – Leona Moskonę. Dziś sama uczy innych. Na całym świecie, także w Polsce. Pierwsze zajęcia poprowadziła w 2006 roku w poznańskiej Akademii Muzycznej.

Uwolnić od paplaniny

– Słowo paneurytmia można przetłumaczyć jako „rytm i harmonia wszechświata” – tłumaczy Ardella. – To medytacja w ruchu. Ten taniec ma właściwości podobne do jogi, w tym sensie, że jest aktywnością fizyczną, a każdy ruch działa na wyższe ośrodki energetyczne i otwiera świadomość. Poprzez muzykę i ruchy wpływa ona na serce i na całe ciało oraz układ nerwowy. Działa tak jak tai-chi, lecz wykonuje się ją do muzyki.
Bo podczas tańców paneurytmii w środku kręgu musi się znajdować źródło muzyki. Nieważne, czy granej na żywo, czy odtwarzanej z magnetofonu – chodzi o to, by współgrała z wykonywanymi figurami.
Petyr Dynow przekazał bowiem swoim uczniom nie tylko taneczne kroki, ale i muzykę.

Do każdego z 28 tańców skomponował odpowiedni utwór muzyczny. Bo Dynow, z wykształcenia lekarz i teolog, był również kompozytorem. Sam twórca mówił o skomponowanych przez siebie dźwiękach jako o odbiciu harmonii wszechświata: „Muzyka jest obecna w przepływie wody, w podmuchach wiatru, w szeleście liści i w śpiewie ptaków. Gdy człowiek rozwinie świadomość, zda sobie sprawę z wielkiej symfonii, jaką można usłyszeć w całym wszechświecie. Tylko wtedy zrozumie głębokie znaczenie życia”.

– Paneurytmia pomaga nam się uwolnić od paplaniny naszego umysłu i docenić to, jak naprawdę funkcjonuje – mówi mi Ardella Nathanael na chwilę przed zajęciami, które za chwilę poprowadzi dla polskich instruktorów paneurytmii na łące pod Giewontem. To jej najlepsi uczniowie, więc odwiedza ich regularnie co jakiś czas. Jest wśród nich Halina Wilczyńska z Poznania. Historia Haliny pokazuje, że praktykowanie tego tańca rzeczywiście może uzdrowić duszę.

Halina Wilczyńska, jedna z pierwszych instruktorek paneurytmii w Polsce, prezentuje figury „tańca duszy”. Drzwi do życia

Od kilku lat Halina wstaje przed wschodem słońca. Jak mówi – z sowy stała się skowronkiem. Bo kiedyś lubiła się wysypiać, a teraz co dzień – jeśli tylko nie pada i nie ma mrozu – biegnie nad Wartę albo nad jezioro Malta, by tam powitać słońce. Tańczy. Na pół godziny zamienia się w płynącego z wiatrem motyla. Wie, że dzięki tym powolnym i starannym ruchom jej życie staje się pełniejsze.

– Paneurytmia sprawiła, że zrozumiałam, jak czerpać dobro ze świata. Kiedy zetknęłam się z tym tańcem, przeżywałam bardzo trudny osobisty czas.
Naprawdę bardzo trudny – wszystko się w moim życiu zawaliło. I udało mi się przez to przejść, bo paneurytmia pozwala na wszystko spojrzeć z dystansu. Mam świadomość tego, co się dzieje, ale też zaufanie, że dobro już wkrótce zacznie się dziać. Paneurytmia okazała się moimi drzwiami do życia.
Dziś stosuje tę technikę w pracy. Bo to jedno się w jej życiu nie zmieniło, nadal pracuje w tym samym miejscu. Jest nauczycielką techniki w szkole w szpitalu im. Krysiewicza w Poznaniu. Pracuje z dziećmi chorymi, często z takimi, które przeżyły traumę intensywnej terapii.

– Dostosowuję paneurytmię do sytuacji dzieci, z którymi mam do czynienia, ale najpierw opowiadam swoim uczniom o tym, jak pomogła ona mnie samej.
Tłumaczę, że pierwsze dziesięć ćwiczeń to taki „dekalog oddechowy” – prawidłowe oddychanie zwiększa pojemność płuc. Ale mówię też o tym, że dobry oddech to radość życia, bo sama się o tym przekonałam.
Pod jej skrzydła często trafiają dzieci, które po poważnych zabiegach nie mogą się ruszać.
– Pracę z takimi dziećmi zaczynam od rozwijania ich wyobraźni. Pokazuję figury paneurytmii i proszę, by wyobraziły sobie, że i one tańczą. I przekonałam się, że po takich ćwiczeniach dzieci lepiej się koncentrują, są bardziej optymistyczne, a to pomaga w leczeniu.

Halina była w Polsce jedną z pierwszych osób, które poznały zasady i siłę tego tańca. Na zorganizowane przez Instytut Wiedzy Waleologicznej warsztaty paneurytmii w poznańskiej Akademii Muzycznej wysłała ją szkoła, w której pracowała.

Taniec duszy

Drogą przez Arizonę

Irena Galińska z Instytutu Wiedzy Waleologicznej w Poznaniu mówi, że ona ma już takie szczęście, że sprowadza do polski rozmaite „dziwne tematy”. Tak było z muzyką mis tybetańskich i tak jest z paneurytmią. Bo to właśnie Irena ściągnęła Ardellę do Polski. I to dzięki Irenie paneurytmia, która narodziła się w całkiem niedalekiej Bułgarii, trafiła do naszego kraju – okrężną drogą, bo przez Arizonę.
– Odwiedziłam kiedyś koleżankę w Ameryce i ona puściła mi taśmę z pewną muzyką – opowiada Galińska.
– Kiedy zaczęłam jej słuchać, pojawiły się we mnie uczucia identyczne z tymi, których doświadczyłam w stanie śmierci klinicznej po wypadku samochodowym przed kilku laty.
Poprosiła o kontakt do Ardelli, napisała do niej, a potem zdobyła prawo do wydania jej książki. Aż w końcu zorganizowała pierwsze warsztaty. Dla niej samej paneurytmia stała się najdoskonalszym systemem ćwiczeń.
Jak twierdzi, nigdy nie mogła przekonać się do jogi, tai-chi, chi kung i innych technik relaksacyjnych. Zaczynała, lecz po jakimś czasie przerywała ćwiczenia.
– Paneurytmia to znakomite połączenie techniki relaksu z kształtowaniem sylwetki i utrzymaniem dobrej formy. Irena zauważa też, że na warsztatach paneurytmii pojawia się ostatnio coraz więcej osób, które pragną poznać tę technikę, bo szukają czegoś, co pozwoli im odzyskać utraconą życiową równowagę.

Jednak bardzo wielu uczniów Ardelli potrzebuje paneurytmii do pracy z innymi. Do takich osób należą Roma i Henryk. W ośrodku pomocy społecznej pracują między innymi z ludźmi po porażeniu mózgowym i z cierpiącymi na stwardnienie rozsiane. Paneurytmia to tylko jedna z metod, jakie wykorzystują, ale jej efekty przeszły ich najśmielsze oczekiwania. Podopieczni stają się spokojniejsi, łatwiej się koncentrują i sprawniej poruszają. Dlatego Henryk i Roma, gdy tylko mają okazję, wracają na zajęcia do Ardelli – żeby nauczyć się czegoś jeszcze.

– I dziwna rzecz – mówi Henryk – mam wrażenie, że ten taniec, choć w ogóle nie jestem specjalnym miłośnikiem tańca, pomógł także mnie samemu, stałem się bardziej wyciszony, spokojny.
– Bo paneurytmia – twierdzi Ardella – umożliwia nam poszerzenie własnej świadomości, otwarcie umysłu i serca. Na różnych poziomach – fizycznym, intelektualnym, duchowym. To dlatego tak wielu osobom ten taniec pomaga – zarówno w rozwinięciu nowych umiejętności, jak i w emocjonalnym uzdrowieniu.


Magda Patryas

reklama
Źródło: Wróżka nr 7/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl