Skąd się wzięły wakacje

To jasne: z potrzeby wypoczynku. Ale choć zmęczenie towarzyszyło ludziom zawsze, wcale nie oznacza to, że zawsze wyjeżdżali oni na wakacje. Kto zatem po raz pierwszy wybrał się na urlop? I kto sprawił, że dziś bez prawa do wakacji w ogóle nie wyobrażamy sobie życia?

Skąd się wzięły wakacje Pierwsi urlopowiczami byli starożytni Rzymianie. Oczywiście nie wszyscy – jedynie arystokracja, czyli uprzywilejowana warstwa patrycjuszy. To w nich rozkwitło pragnienie, aby od czasu do czasu wyrwać się z Wiecznego Miasta i w spokoju odpocząć od stresu związanego z pomnażaniem majątku, intrygami w senacie i problemami z utrzymaniem się przy władzy.

Stąd wśród majętnych Rzymian niezwykle popularne stało się posiadanie drugiego domu, gdzieś z dala od stolicy. Dobrym adresem było Anzium (tam willę miał sam Neron), a także Baje, Capri, Ostia. Wyruszano do nich po to, by cieszyć się, jak to nazywano, otium post negotium, czyli odpoczynkiem od pracy. Choć prawdę mówiąc – od jakiej pracy mógł sobie robić wolne bogaty rzymski patrycjusz? Można było wyjechać na kilka dni albo na wiele tygodni. Bo kto miałby zwrócić uwagę rzymskiemu senatorowi, że zbyt długo zażywa relaksu?

– Czas kanikuły był wpisany w styl życia bogatych Rzymian. A zasada mówiąca o tym, że na dłuższy wypoczynek mogą pozwolić sobie wyłącznie elity, przetrwała w niezmienionej formie przez następne stulecia – zauważa profesor Jacek Kurczewski, kierujący Katedrą Socjologii Obyczajów i Prawa w Instytucie Stosowanych Nauk Społecznych UW.

Prawdziwą sztukę, by nie rzec cnotę, uczynili z wypoczynku potomkowie rzymskich patrycjuszy, czyli włoscy bogacze doby renesansu. W zachowanych do dnia dzisiejszego XV-wiecznych dziełach można przeczytać, że choć praca stanowiła wartość ważną i cenną, to tuż za nią podążała przyjemność, uciecha i wypoczynek. A wypoczywać najlepiej z dala od zgiełku miasta.

reklama

Sielanka mile widziana

Dlatego do dobrego tonu pośród zamożnego renesansowego towarzystwa należało posiadanie podmiejskiej willi (w przeciwieństwie do miejskiego palazzo), w której oddawano się najróżniejszym uciechom. A o tym, jakie to były uciechy, można przeczytać między innymi u Giovanniego Bocaccia w „Dekameronie”. I choć rzecz opowiada o ucieczce przed zarazą, to frywolność i zabawa była istotnym elementem takiego wypoczynku. I tak relaks na wsi, zwany wilegiaturą (od włoskiego słowa villegiatura – oznaczającego urlop na wsi) został na stałe wpisany do kalendarza elit. Tego typu nowinki szybko rozprzestrzeniły się pośród arystokracji Europy. I w ciągu zaledwie kilku dekad wybudowano nad jeziorami lub w górach, z widokiem na morze bądź las, najróżniejsze odmiany wypoczynkowych willi. To do nich zjeżdżało towarzystwo zmęczone życiem miejskim i dworskim.

Czas upływał leniwie na ucztach, zabawach, tańcach i zalotach. Konwersacja dotyczyła tematów uznawanych za ważne, czyli miłości, cnoty i małżeństwa. A podczas długich spacerów pozwalano sobie na plotki. Po prostu obraz sielanki pośród błyskotliwego i kulturalnego towarzystwa. Trwający niezmiennie przez wiele wieków. I choć dopiero w 1899 roku amerykański ekonomista i socjolog Thorstein Veblen w swym najsłynniejszym dziele „Teoria klasy próżniaczej” opisał elity XIX-wiecznego świata, jego spostrzeżenia jak ulał pasują do „szlachetnie urodzonych” poprzez wszystkie stulecia. Bo zawsze będą istnieli ci, którzy nie muszą pracować, by żyć, i tacy, którzy wyłącznie dzięki pracy egzystują. Sprawa istotna, gdyż jedni wypoczynek traktowali jako coś normalnego, drudzy mogli o nim jedynie marzyć – dane im było, w najlepszym wypadku, wypoczywać zaledwie w co siódmy dzień tygodnia.

Wydawać by się mogło, że to wybuch Rewolucji Francuskiej wprowadził istotne zmiany w sposobie odpoczywania. Odmieniła go jednak całkiem inna rewolucja, zwana przemysłową.

Wśród majętnych Rzymian było w modzie posiadanie letniej rezydencji. Dobry adres: Ostia (na zdjęciu).Po zdrowie, relaks, urodę

Co nie znaczy, że od połowy XVIII wieku robotnicy zaczęli tłumnie wyjeżdżać na urlopy. Nic podobnego! Po prostu dzięki rozwojowi kolei żelaznej oraz pojawieniu się nowych teorii zdrowotnych zmienił się kierunek wojaży bogatych elit. Wilegiatura i owszem – bo była, jest i będzie popularnym sposobem spędzania urlopu. Ale na przełomie XVIII i XIX wieku na salonach ekscytowano się nowymi pomysłami na wakacje. A właściwie jednym. Dokąd wyjeżdżano? Do wód. Po zdrowie, urodę, aby poplotkować, potańczyć, pokazać nowe stroje i wyswatać córki bądź wdać się w płomienny, acz krótki romans.
Najmniej istotne były tu problemy ze zdrowiem.

– Jak pisał Józef Ignacy Kraszewski, aby jechać, wymyślało się nawet chorobę – mówi antropolog kultury, profesor Roch Sulima. Bo kto do kurortów nie jeździł, ten skazany był na towarzyską pogardę. O czym można przeczytać chociażby w „Lalce” Bolesława Prusa. Więc jeżdżono. Pełne dyliżanse kursowały do Nałęczowa czy Lądka-Zdroju.

Wyprawiano się też za granicę do Czech, Niemiec bądź Włoch. A na miejscu czekały na gości eleganckie pokoje oraz wszystko, co pozwalało miło spędzić czas – sala restauracyjna, kawiarnia, sala balowa i pomieszczenia, w których oddawano się modnym wówczas rytuałom zdrowotnym – kąpieli w błocie, ziołach, płatkach kwiatów. Można też było uczestniczyć w zajęciach szwedzkiej gimnastyki lub w nauce pływania. Słowem, czas spędzano niczym we współczesnych SPA.

Dla polskich elit modnym adresem wakacyjnych wojaży stało się Zakopane. Zwłaszcza pod koniec XIX wieku, gdy sprowadziła się tam spora grupa ówczesnej młodopolskiej inteligencji. Rozrywki nie stanowiły już wyłącznie konwersacja i raut, do dobrego tonu należały również wycieczki po górach. I nie przyjeżdżano tu wyłącznie latem. Odkryto, że jazdę na czymś tak dziwnym jak narty można uznać za drugą, po tenisie, aktywną rozrywkę dla elit.

Wyprawę jeepem po bezdrożach Afganistanu oferuje biuro podróży „Logos”. Biuro „Ipodróże” zorganizuje wakacje z przelotem balonem.Czas przerwy w nauce

– Właściwie pomysł na wakacje jako czas dłuższego odpoczynku wyrósł z wakacji szkolnych. Latem młodzież szlachecka zjeżdżała do swoich rodzinnych dworów i następował dla niej czas sielanki. Co prawda obowiązków w majątku wiejskim nigdy nie brakowało, zwłaszcza latem, ale mieli wolne od nauki – wyjaśnia profesor Jacek Kurczewski.

Rok szkolny rozpoczynał się po jesiennych zbiorach i kończył wraz z nadejściem letnich prac polowych. Ten podział na czas nauki i czas odpoczynku ustalono jeszcze za Karola Wielkiego i właściwie do dziś nie uległ on zmianie.

Powrót dzieci był zawsze wyczekiwany, oznaczał czas wspomnianej przez profesora Kurczewskiego kanikuły. Bardzo często wraz z młodzieżą zjeżdżali do dworu przyjaciele bądź rodzina mieszkająca w mieście. Spokój, świeże powietrze, bujna przyroda, smaczne jedzenie, a do tego zabawy, gry towarzyskie i polowania sprawiały, że czas płynął w sposób wyjątkowy. Wiadomo, latem nie ma to jak wypoczynek na łonie natury.
Natomiast rodzice tych młodych

ludzi z reguły wypoczywali zimą. I robili coś zupełnie odwrotnego, czyli zjeżdżali do miasta, aby „przezimować”, a tak naprawdę zabawić się i roztrwonić pieniądze, które zarobili jesienią po zbiorach.

Od końca XIX wieku letnimi wakacjami rozkoszowała się nie tylko młodzież szlachecka. Na wieś ruszyli również mieszczanie, a także inteligencja. Wśród ludzi wykształconych, a wcale niekoniecznie majętnych czy dobrze urodzonych, wytworzył się obyczaj, że latem trzeba gdzieś wyjechać. I tylko od zasobności portfela zależało, w jakich warunkach czas spędzano. Jednak powszechne prawo do urlopu zawdzięczamy nie bogatym próżniakom ani nawet postępowej inteligencji, ale zwyczajnym robotnikom, którzy również zapragnęli odpoczynku. Postanowili więc go sobie wywalczyć.

Wyprawę jeepem po bezdrożach Afganistanu oferuje biuro podróży „Logos”. Biuro „Ipodróże” zorganizuje wakacje z przelotem balonem.Wypoczynek dla każdego

W 1910 roku grupa holenderskich robotników wyszła na ulice, domagając się tygodniowego płatnego urlopu w ciągu roku. O dziwo, pracodawcy, przestraszeni wizją większych zamieszek, zgodzili się. Dekadę później prawo do płatnego urlopu uzyskali zbuntowani robotnicy z fabryk brytyjskich. Jednak największym osiągnięciem było przyznanie przez rząd Leona Bluma w 1936 roku prawa do urlopu wszystkim Francuzom. I nikt później nie odważył się już cofnąć tego przywileju. Dwa tygodnie laby w sierpniu – oto święte prawo każdego Francuza od ponad 70 lat. Choć w Polsce międzywojennej nikt tak o urlop nie walczył, doceniano rolę wypoczynku. Prawo do niego mieli urzędnicy państwowi, robotnicy, rzemieślnicy, inteligencja. Wzorem elit jeżdżono na letnisko.

– Najważniejsze było, aby wywieźć z miasta dzieci. Zwłaszcza te najbiedniejsze. Bo powietrze miejskie było w upalne dni po prostu nie do zniesienia z powodów zdrowotnych – mówi profesor Kurczewski. – Stąd powstało mnóstwo stowarzyszeń, które zajmowały się koloniami dla najuboższych i najmłodszych obywateli II RP. Po II wojnie światowej urlop dla wszystkich stał się faktem.
– W Polsce nowa władza stworzyła z niego doskonałe narzędzie manipulacji. Pracujący lud dostał za darmo coś, za co przed wojną musiał zapłacić. Bo w międzywojennej Polsce darmowy wypoczynek przysługiwał wyłącznie podopiecznym organizacji charytatywnych – dodaje profesor Kurczewski.

Źródło: Wróżka nr 6/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl