Papież, który miał być liberałem

Kiedy cesarze, carowie, królowie i książęta decydowali się na przynajmniej częściowe zliberalizowanie dyktatorskich rządów, papież Pius IX wprowadził dogmat o nieomylności zwierzchnika Kościoła katolickiego, czyli swojej własnej.

Papież który miał być liberałem Dokument brzmiał: „Orzekamy, że Biskup Rzymski, kiedy przemawia z katedry, to znaczy, gdy sprawuje urząd Pasterza i nauczyciela wszystkich chrześcijan i na mocy swojej najwyższej apostolskiej powagi ogłasza naukę, odnoszącą się do wiary lub obyczajów, której ma trzymać się cały Kościół; że wtenczas posiada on dzięki opiece Boskiej tę nieomylność, przyrzeczoną mu w osobie św. Piotra, którą Boski Zbawiciel chciał wyposażyć swój Kościół w rzeczach wiary i obyczajów i dlatego takie orzeczenia Biskupa Rzymskiego nie mogą ulegać żadnym poprawkom z istoty swojej, nie zaś dopiero po przyjęciu ich przez Kościół. Gdyby zaś kto, uchowaj Boże, ośmielił się sprzeciwić temu orzeczeniu naszemu; niech będzie wyklęty”.

Gdy kardynał Antonelli, ambasador Watykanu i najbardziej zaufany doradca Piusa IX odczytywał tekst dogmatu, siedmiuset kardynałów i biskupów zebranych na obradach Soboru Watykańskiego Pierwszego uświadomiło sobie wreszcie, że nie spotkali się wcale po to, by uchwalić nową konstytucję Kościoła katolickiego. Nic dziwnego, że poczuli się oszukani.

Liberalny zwolennik terroru


Kiedy w 1846 roku konklawe ogłosiło kardynała Giovanniego Marię Mastai-Ferrettiego papieżem Piusem IX (1846-1878), wydawało się, że Kościół katolicki wreszcie doczekał się liberalnego pasterza. Kardynał Giovanni uchodził bowiem za człowieka otwartego i dalekiego od jakichkolwiek zapędów autokratycznych. Uznawano go również za zwolennika liberalnych reform. Obdarzony był niezwykłym urokiem i błyskotliwą inteligencją, wydawał się idealnym kandydatem na papieża w czasach nowych idei, reform społecznych, naukowych rewolucji i ruchów niepodległościowych.

reklama

Konserwatyści widzieli w nim ostoję religii i narodowych tradycji, a liberałowie człowieka, który wniesie za mury Watykanu powiew demokracji, zreformuje instytucję Kościoła. Liczono również, że jeśli nie oficjalnie, to przynajmniej po cichu będzie popierał ideę zjednoczenia Włoch i wyrwania ich spod wpływów Francji i Austrii. Mówiło się, że w domu kardynała nawet kot jest liberałem. Nic też dziwnego, że wybór kardynała na papieża spotkał się z ogromnym entuzjazmem wiernych. Początkowo wszystko wskazywało na to, że wybór był trafny. Pius IX zaczął swoje urzędowanie od powszechnej amnestii i dialogu z przedstawicielami innych religii.

Niestety, gdy tylko umocnił swoje wpływy w Watykanie, przestał być liberałem. Kiedy rewolucjoniści włoscy pokonali armię austriacką i 9 lutego 1849 roku zajęli Rzym, ogłaszając Włochy samodzielną republiką, miast poprzeć narodowe aspiracje Włochów, wezwał na pomoc Francuzów. Francuski korpus ekspedycyjny szybko poradził sobie z „buntownikami” i przejął kontrolę nad Rzymem. 12 września papież unieważnił konstytucję republiki włoskiej, a tych, którzy ją ustanowili, obłożył klątwą. W ciągu kilku następnych lat zrozpaczeni zwolennicy niezależności Włoch podjęli kilkanaście prób zamachu na papieża i jego „złego ducha” kardynała Antonellego. Każda taka próba kończyła się wieloma wyrokami śmierci, zsyłkami na galery i coraz większym terrorem policyjnym.

Pius IX – papież, który z uwielbianego przez tłum pasterza stał się jednym z najbardziej znienawidzonych.Ratować, co się da

Ruchów wyzwoleńczych nie dało się jednak zatrzymać. 17 marca 1861 roku dotychczasowy król Sardynii i Piemontu Wiktor Emanuel ogłosił się królem Włoch. I choć nowy władca nie zjednoczył jeszcze całego kraju, Pius IX zdał sobie sprawę, że dni jego świeckiej władzy są policzone, a ogłoszenie niepodległości Włoch to tylko kwestia czasu. Postanowił więc uratować ze swej władzy papieskiej, co tylko się da. W 1869 roku zwołano Sobór Watykański I, a po trzech miesiącach obrad nad nową konstytucją Kościoła poplecznicy papieża złożyli na jego ręce petycję domagającą się ogłoszenia dogmatu o nieomylności głowy Kościoła katolickiego. Pius IX w całym swoim liberalizmie nie miał zamiaru przeciwstawiać się takiej propozycji. Skoro kardynałowie chcieli, by był nieomylny...

W rzeczywistości zwolennikami tego pomysłu byli jedynie nieliczni. Z całego świata napływały protesty, ale zwolennicy wprowadzenia dogmatu nic sobie z nich nie robili. Nie pomogły również perswazje znamienitego biskupa Moguncji, Wilhelma Emmanuela von Kettelera ani uwagi wybitnego historyka i teologa Johanna Dollingera. Kardynałowie protestowali, przywołując błędy, jakich dopuścili się dawni zwierzchnicy Kościoła katolickiego – Honoriusz I, Wigiliusz czy Liberiusz. Przypominając, że żaden z papieży jescze nigdy nie ogłosił, że jest nieomylny, prosili Piusa IX, by odstąpił od swojego, delikatnie mówiąc, staroświeckiego pomysłu. Nic nie pomogło.

Dwa głosy sprzeciwu

Większość delegatów była przeciwna dogmatowi, a jego wprowadzenie zostałoby zablokowane, gdyby los nie podał ręki Piusowi IX. Nagły kryzys francusko-pruski zmusił delegatów z tych krajów do opuszczenia Soboru. Tym sposobem w ciągu jednego dnia opozycja straciła 57 głosów. Z soboru musieli wyjechać też przedstawiciele Austrii, odbierając opozycji kolejne 24 głosy. Część z delegatów opuściła obrady na znak protestu i w myśl zasady, że nieobecni nie mają racji, osłabiła opozycję.

Reszcie, która sprzeciwiała się dogmatowi, papież osobiście „przemawiał do rozsądku”, uświadamiając, że mogą stracić swoje stanowiska lub dotychczasowe wpływy. Innym wyciągano stare grzeszki. By zwiększyć napięcie, papież pod pretekstem poprawienia akustyki w sali przerwał obrady na dwa dni i w tym czasie zajął się rozstrzyganiem zaległych spraw sądowych i aresztowaniami włoskich opozycjonistów.

Demonstracja siły przyniosła pożądany efekt. 18 lipca 1870 roku przy jedynie dwóch głosach sprzeciwu przyjęto dogmat o papieskiej nieomylności. Tak anachroniczny, że nawet zwolennicy jego uchwalenia złapali się za głowy. Niestety, było za późno. Pius IX świadomością nieomylności cieszył się jeszcze przez blisko osiem lat. Z uwielbianego przez tłum pasterza stał się jedną z najbardziej znienawidzonych głów Kościoła.

W ciągu ostatnich lat jego pontyfikatu antyklerykalizm w Europie osiągnął ogromne rozmiary, a autorytet Watykanu sięgnął dna. Kiedy zmarł 7 lutego 1878 roku, tłumy płakały z radości. Jak bardzo był znienawidzony, przekonano się trzy lata później, kiedy, w obawie przed agresją tłumu, trzeba było zrezygnować z uroczystego przeniesienia jego zwłok do kościoła Świętego Wawrzyńca. Zrobiono to nocą pod ochroną policji, a i tak kondukt został obrzucony kamieniami.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 2/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl