Przyjaciółka lek na całe zło

Bycia przyjaciółką nie można się nauczyć z żadnego poradnika. Bo kobieca przyjaźń to gadanie o niczym do późna, wysłuchiwanie po raz tysięczny historii, którą znamy na pamięć, a czasem ratowanie przyjaciółki przed nią samą.

Przyjaciółka lek na całe zło To były 40. urodziny Pauliny. Zaprosiła 4 kobiety. 4 przyjaciółki. Wieczór, którego nie zapomni do końca życia. Nie dlatego, że czterdziestka. Dlatego, że po raz pierwszy wita je w jednym pokoju i doświadcza uczucia ogromnego szczęścia. One tego nie wiedzą, ale wcale nie dlatego, że brak im empatii.
Dwie z nich widzą się po raz pierwszy w życiu. Przyszły na urodziny Pauliny, jak na jedne z kolejnych urodzin bliskich osób. Gdyby dwa lata później zostały zapytane, co pamiętają z tamtego wieczoru, odpowiedziałyby pewnie, że niewiele. Wspominałyby, że było miło, ale bez przesady. Ot, luźna atmosfera przekomarzań i rozmów o facetach. I słuchanie „Carmina Burana”.

– A ja czuję ogromne szczęście, spełnienie i uniesienie. Jak po udanej randce. Prawie mnie zatyka z czułości – mówi Paulina. – Dawno nie doznawałam takiego uczucia wdzięczności wobec kogokolwiek. Bo dzięki tym kobietom żyję. Bo one tak naprawdę uratowały mi życie.

Jowita, Ania, Alicja, Kasia

Obserwuje je ukradkiem. Oto niska szczupła Ania, o opalonej cerze, przeklinająca jak przedwojenny krakowski szewc. Męskim sposobem bycia przykrywa ogromną wrażliwość. To ona pomogła rok temu Paulinie spakować rzeczy. Przeprowadziła ją do nowego mieszkania po rozstaniu ze zdradzającym przyjaciółkę mężem. Zamieszkała z nią na jakiś czas, żeby Paulinie „nie przyszły do głowy jakieś głupstwa”.

Obok, na fotelu, siedzi rudowłosa smukła Jowita o długich rzęsach i karminowych ustach. Kiedy Paulina zmagała się z depresją, Jowita dzwoniła prawie codziennie. Umówiła ją z dobrym psychiatrą, który przepisał leki antydepresyjne. Opowiadała zabawne historie, zapraszała na bakłażany nadziewane pieczarkami, robiła najlepszą na świecie kawę barraquito z cynamonem.

reklama

Paulina patrzy z czułością na krótkowłosą Kaśkę – z brzuszkiem po niedawnym bliźniaczym porodzie, głaszczącą kota, który zostawia na jej spodniach kłaki sierści. Kilka lat temu w innej przestrzeni minęły się z Pauliną, bez nawiązania głębokiej więzi. Potem los znów je zetknął i Kaśka bezinteresownie dała jej kilka zleceń umożliwiających finansowe przetrwanie. Potem poszły na spacer i na kawę, rozmawiały długo, odkryły, że są inne, niż myślały o sobie nawzajem…

Gestykulująca długimi palcami Alicja, prawnik, o wyglądzie zimnej kobiety biznesu, towarzyszyła Paulinie w czasie rozprawy rozwodowej. Wywalczyła orzeczenie winy eksmęża Pauliny i spore alimenty. Przejęła na siebie ciężar rozmowy z nim (Paulina nie miała na to siły) i wywiązała się kapitalnie. Kiedy koło północy dziewczyny wychodzą, Paulina dziękuje Sile Wyższej, że postawiła te osoby na jej drodze. Wie, że chociaż one nie odczuły magii tego wieczoru, ona znów jest silniejsza ich siłą. Każdej na pożegnanie powiedziała, że ją kocha i uściskała czule. Dzień „czterdzieści i jeden dzień” zacznie od kawy z cynamonem.

Nie ma na to przepisu

Na półkach w księgarniach nie ma podręczników uczących bycia dobrym przyjacielem. Dziwne. Bo przecież, kiedy się patrzy na wypełnione poradnikami regały, można pomyśleć, że z tych książek da się nauczyć wszystkiego. Jak być kochankiem(ką) doskonałym(łą), jak zwiększyć wszystkie możliwe rodzaje inteligencji, w jaki sposób poprawić komunikację z przełożonym i podwładnymi, podszlifować poczucie humoru, ocieplić kontakty z niezbyt lubianymi ciociami i wujkami. W poradnikach znajdziemy przepisy na prawdziwą miłość do grobowej deski, absolutne szczęście, święty spokój, godne umieranie, rozwiązywanie nierozwiązywalnych konfliktów i porządek w domu. Jednak przepisu na bycie najlepszym przyjacielem chyba nie udało się jeszcze napisać. Dlaczego? Pewnie z tej przyczyny, że nie da się nikogo nauczyć:

1. gadania o niczym i pękania ze śmiechu do drugiej w nocy,

2. wysłuchiwania po raz tysięczny ósmy, że on jest draniem, z taką samą uwagą i współczuciem,

3. oddawania krwi, kiedy jest taka potrzeba,

4. przemierzania 300 kilometrów w zimny listopadowy wieczór, żeby ratować przyjaciółkę przed nią samą,

5. szperania w ciucholandach i buszowania po wyprzedażach,

6. kochania jej dziecka tak mocno, jakby to było własne.

Najkonieczniejsza w życiu

Arystoteles mówił o przyjaźni jako o „rzeczy najkonieczniejszej w życiu”. Gdy się zakochamy, wydaje nam się, że to miłość leży na najwyższej półce naszych emocjonalnych potrzeb. Nieprawda. „Przyjaźń, filia, uczucie istniejące tylko między równymi sobie, jest jednocześnie najoszczędniejszą i najtrwalszą odmianą miłości. Stonowana jak popołudniowa rozmowa, lecz tak silna, żeby przetrwać próbę czasu. I choć głęboko angażuje emocjonalnie, nie wymaga romantycznego szału. Żadnego wycia do Księżyca, żadnej eksplozji sprzecznych uczuć. Żadnej zazdrości. Przyjaźń tworzy łagodnych mężczyzn i łagodne kobiety” – pisze Sam Keen, amerykański filozof i terapeuta w książce „Ogień w brzuchu”.

Naszym pierwszym przyjacielem jest matka i to od niej uczymy się nawiązywać kontakty, najpierw z bliskimi, a potem z mniej bliskimi ludźmi. Ale prawdziwa szkoła przyjaźni rozpoczyna się w okresie dorastania. To wtedy tworzą się wzorce naszej lojalności, wspaniałomyślności, wielkoduszności albo odwrotnie: zazdrości, lęku, zdrady.

Wszystkie ważne pierwsze razy

– Prawdziwe przyjaźnie nawiązują się w okresie dorastania, mniej więcej do końca liceum. Tylko wtedy mamy tyle czasu, nieograniczonego obowiązkami, rodzinnymi, domowymi, zawodowymi, żeby spędzać go w większej części z przyjaciółmi. Wtedy chłoniemy świat, interesują nas sprawy wielkie, filozoficzne, tożsamościowe, i mamy mało przyziemnych obowiązków i zajęć. Możemy więc wspólnie z przyjaciółmi toczyć dyskusje (oczywiście strasznie niedojrzałe, czarno-białe i z perspektywy czasu, dziecinne), rozważać, zastanawiać się nad życiem – uważa Antonina Kozłowska, pisarka i tłumaczka, autorka wydanej niedawno doskonałej powieści o nastoletniej, a później kobiecej, przyjaźni „Czerwony rower”.

– Mam dwie serdeczne przyjaciółki z liceum, z którymi wspólnie dorastałam, razem przeżywałyśmy wszystkie ważne „pierwsze razy”, pierwsze miłości, pierwsze rozczarowania, eksperymenty z narkotykami i alkoholem, pierwsze samodzielne mieszkania, potem śluby, ciąże, poronienia, porody. Później, gdy pochłania nas rzeczywistość, rodzina, praca, dzieci, ta potrzeba gdzieś znika. Wówczas nieoczekiwanie okazuje się, że to mąż jest naszym najlepszym przyjacielem.

Magda wyszła za mąż jako 24-latka za swoją pierwszą licealną miłość. Ich małżeństwo dla wszystkich stanowiło wzorzec „najlepszej pary na świecie”. Po 10 latach ten idealny związek się skończył – wprawiającym wszystkich w osłupienie – rozwodem. Powód: symbioza. Wszystko robili razem. Mieli tego samego dentystę i tych samych przyjaciół, a nawet wspólny adres mailowy. Kiedy on próbował wyskakiwać na piłką z kolegami – ona się dąsała. Kiedy ona wymyśliła sobie pilates – on kręcił nosem. Teraz Magda mówi, że najgorsze, co się może człowiekowi zdarzyć, to ulokowanie w jednej osobie nadziei na spełnienie wszystkich swoich pragnień i potrzeb.

Nikt jej nie zastąpi

– Żaden człowiek nie jest w stanie tego dokonać – uważa doktor Tomasz Sobierajski, socjolog z Uniwersytetu Warszawskiego. – Założenie, że mąż może być najlepszym przyjacielem kobiety, jest z gruntu fałszywe. Swojemu najlepszemu przyjacielowi chcemy się przecież zwierzyć na przykład z tego, że… mąż nas ostatnio bardzo, mówiąc oględnie, wkurza. Poza tym w przyjaźni niezbędna jest wspólnota doświadczeń, nie mówię o tak zwanej „solidarności jajników”, ale tylko kobieta może zrozumieć podły humor przyjaciółki, którą dopadło właśnie napięcie przedmiesiączkowe.

Z ostatnich badań nad kobiecą przyjaźnią przeprowadzonych przez doktora Sobierajskiego na zlecenie marki Olay, wynika, że statystyczna Polka wcale nie jest otoczona wianuszkiem przyjaciółeczek, ma ich najwyżej kilka. I co ważne – że kobiety po 50. roku życia mają więcej przyjaciółek niż zorientowane na mężczyzn 25-latki.

– Prędzej czy później dochodzą do wniosku, że nawet najbliższy, najlepszy i najbardziej wyrozumiały partner nie zastąpi przyjaciółki – tłumaczy Sobierajski. „Potrzebni są nam przyjaciele tej samej płci. Pewnego rodzaju potwierdzenie i akceptację możemy uzyskać bowiem tylko od nich” – wyjaśnia Sam Keen.

„Lejdis” to bzdura

I nie martwcie się, jeżeli Wasza przyjaźń nie przypomina w niczym spektakularnego koleżeństwa z filmu „Lejdis”. Scenariusz tego filmu napisali faceci – właśnie dlatego owe „lejdis” wciąż mówią o seksie i są takie aktywne. W rzeczywistości Polki wcale nie rozmawiają o seksie tak dużo. Z badań wynika, że ich wspólnie spędzany czas to klasyczne „nicnierobienie”. Wcale nie muszą mieć tego samego hobby ani lubić identycznych rzeczy. Polskie przyjaciółki nie kłócą się i... nie pożyczają sobie ani ubrań, ani kosmetyków. Ale są dla siebie nawzajem autorytetami w różnych dziedzinach. Uważają, że przyjaciółki wcale nie muszą ich znać na wylot, wystarczy, że sobie ufają, są szczere i lojalne. A gdy idzie o mężczyzn...

– Deklarują, że nigdy nie pokłóciłyby się o faceta, a jednocześnie kłócą się o niego – mówi doktor Tomasz Sobierajski. – Przyjaciółki często się spotykają (20 procent robi to codziennie) albo – jeżeli mieszkają daleko – wiszą na telefonie. W świecie rywalizacji i pośpiechu warto zadbać o przyjaźń, bo pewność istnienia bratniej duszy jest antidotum na strach samotności.

„Rytm przyjaźni odmierzany jest dekadami. Trwała przyjaźń wymaga lat zasiewów, doglądania w warunkach wilgotnych i suchych, warunków do zapuszczania mocnych korzeni. Nie ma zbyt wiele wspólnego ze skutecznością czy napiętymi terminami. Chodzi w tym wszystkim o siedzenie w barze nad zimnym piwem czy zarzucanie przynęty w bystrym potoku. Chodzi o bycie obecnym, wspieranie i słuchanie, kiedy życie przyjaciela wali się w gruzy” – pisze Sam Keen. Założenie, że mąż może być najlepszym przyjacielem kobiety, jest z gruntu fałszywe.


Krystyna Romanowska

KSIĄŻKI O KOBIECEJ PRZYJAŹNI:

Antonina Kozłowska„Czerwony rower”,
Edyta Czepiel „Jasne błękitne okna”,
Marie Hermansson „Plaża muszli”,
Cathy Kelly „Przyjaciółki od serca”,
Jill Mansel „Kiedy myślę o tobie”,
Grażyna Plebanek „Dziewczyny z Portofino”.

Źródło: Wróżka nr 3/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl