Ta jedna chwila

Czas, gdy powstaje coś, czego jeszcze sekundę wcześniej nie było – czysta magia. Gdy na świat przychodzi dziecko, gdy w sercu wybucha uczucie, gdy w myślach rodzi się nowa idea…

Ta jedna chwila Wiosna. Wielkanoc. O tym okresie przywykliśmy myśleć jako o czasie początku, czasie narodzin – wtedy na drzewach pojawiają się pąki, kiełkuje trawa, a telewizyjne programy pokazują żółte kurczątka, które właśnie wykluły się z jajek. Lecz początek, moment wybuchu uczucia, narodziny pomysłu albo chwila, gdy zdajemy sobie sprawę z czegoś w życiu najistotniejszego – to wszystko może nam się przydarzyć o każdej porze roku.

Pan Mama

Gdy na świecie pojawia się nowe życie, „szczęście matki” – myślimy i często zapominamy o ojcu. Niesłusznie.

Babka, siostry, kuzynki, ciotki i ona – rodząca słonica. Większość porodów w zwierzęcym świecie wygląda podobnie: kiedy samica czuje, że zbliża się rozwiązanie, próbuje gdzieś się ukryć. W samotności wydaje na świat potomstwo. Słonice rodzą inaczej. Na poród oczekują otoczone „położnymi”, a zaraz po nim wszystkie uczestniczki wydarzenia wspólnie opiekują się „maleństwem”. Uważamy, że poród to kobieca bajka. Okazuje się, że nie tylko kobieca. Gerbile, małe zwierzątka przypominające wiewiórki, są przykładem ssaków, u których samiec czynnie uczestniczy w porodzie. Pomaga samicy, głaszcząc ją przez cały czas czule po brzuchu, i to właśnie on wylizuje nowo narodzone maleństwa, a potem się nimi opiekuje.

U małp Pigmejek dotyk ojca jest pierwszym, który czuje przychodzące na świat potomstwo. Ale to wszystko nic w porównaniu z poświęceniem samca pławikonika. To prawdziwy Pan Mama. Ma na brzuchu torbę, w którą samiczka składa jajeczka. I na tym kończy się jej rola. W torbie na brzuchu wyjątkowego ojca z jajek wykluwają się małe pławikoniki, a potem czeka go już tylko… poród, no i oczywiście wychowanie, mama zajmuje się sobą! Nie tylko pławikonika stać na takie matczyne odruchy.

– Nie zapomnę chyba najbardziej wzruszającego porodu, w jakim uczestniczyłam jako lekarz weterynarii – mówi dr Dorota Sumińska. – Rodziła malutka suczka, kundelka. To było cesarskie cięcie i nie ono samo w sobie było najbardziej niezwykłe, ale raczej okoliczności. Pracowałam wtedy w klinice położnictwa na wydziale weterynarii. Na uczelnię przyjechał potężny, z pozoru chłodny mężczyzna. Kierowca tira z malusieńką suczką na rękach. Zaczynał się poród… Suczka nie mogła sobie poradzić, więc zdecydowałam o cesarskim cięciu. Operacja się odbyła, a kiedy mama po narkozie dochodziła do siebie, wzięłam trzy maleństwa i zaniosłam je zdenerwowanemu mężczyźnie. Żeby było im ciepło, poleciłam mu włożenie psiaków za koszulę. Uczynił to czule. Nagle jeden ze szczeniaków złapał go… za sutek i zaczął ssać. Nie zapomnę wyrazu jego oczu. I nikt mi nie powie, że w przyrodzie ojciec nie może być matką! (śmiech).

reklama

Pan MamaMiłość jak grom z jasnego nieba

Głębokie uczucie może się narodzić i przetrwać nawet w najbardziej niesprzyjających okolicznościach.

Osiem lat temu był 33-letnim, schorowanym pracownikiem Uniwersytetu Gdańskiego. Kręgosłup. Lekarze nie pozostawiali złudzeń: albo będzie ćwiczył, albo skończy się operacją. Adam Rusiłowski, rad nierad, znalazł obóz jogi. Pięć razy się upewniał się, czy wyjazd nie ma nic wspólnego z... sektą.
– Miałem wielkie opory, jednak w końcu się zdecydowałem. A tam: grom z jasnego nieba – w sali do ćwiczeń widzę piękną brunetkę, siedzącą w pozycji lotosu. Bez makijażu, naturalna, jak ulał pasująca do filozofii jogi. W szarych, obcisłych spodenkach podkreślających jej świetną figurę. W myślach błysk: ona jest jak kwiat lotosu, jak lilia wodna, którą niełatwo zerwać i zabrać ze sobą. Byłem totalnie zachwycony i smutny jednocześnie: poczułem coś wielkiego, ale to było tak nierealne, nieosiągalne... Jednak od pierwszej sekundy nie opuszczało mnie przeczucie, że to jest to. Leczyłem rany po poprzednim, nieudanym związku, ale bezbłędnie rozpoznałem symptomy przeznaczenia – wspomina.

Miłość jak grom z jasnego niebaDwoił się i troił, by zwrócić na siebie uwagę. A że fizycznie wyglądał starzej niż obecnie, czarował słowem.
– Oczarowałem... wszystkie panie w wieku mojej mamy, w tym obecną teściową. Ale nie Magdę!

Magda: – Kiedy zobaczyłam Adama, byłam sceptyczna. Bawiło mnie jednak, że jest mną zainteresowany. Zastanawiałam się, komu właściwie chce zaimponować: mnie czy starszym paniom. Trzeba było dużo czasu, abym się przełamała.
Po obozie Adam czuł się fizycznie znacznie lepiej i coraz lepiej wyglądał. Magdzie opowiadał o swoich licznych zainteresowaniach, muzyce, wymieniali się płytami. Podwoził do domu. Próbował rozkochać ją w sobie „na poezję”.
– Zabrałem ją na klif w Gdyni, włączyłem płytę CD z dźwiękiem ogniska. Zapytałem, jaką poezję lubi. A ona na to: „Nie lubię poezji, studiuję ekonomię”.

Magda: – Zaczęłam dostrzegać Adama jako całość i jego wrażliwość, której byli pozbawieni moi koledzy z roku. Przeszłam drogę od śmiechu do miłości.
Adam: – Magda jest wysportowana. Lubi szybkie spacery, rower. Wyciągała mnie za miasto. Tam działo się między nami najwięcej dobrego. Byliśmy całkowicie wyciszeni, szczerzy, niczego przed sobą nie udawaliśmy. To wzajemne oswajanie się trwało cztery lata! Potwierdzenie, że to miłość? Przed ołtarzem. Magda spojrzała najpierw na świadkową, ich przyjaciółkę, potem na Adama i pewnym głosem powiedziała: „Tak”. Adam przyjął jej nazwisko, ona jego. Od czterech lat państwo Jagiełło-Rusiłowscy są zgodnym małżeństwem.

Dziękuję, że przyszedłeśDziękuję, że przyszedłeś

Poród to moment, gdy spełnia się marzenie o macierzyństwie, a nowe istnienie rozpoczyna swoją życiową wędrówkę.
– To był cud. Spełnienie w czystej formie. Metafizyczna jedność. Nie tylko z moim synem, ale przede wszystkim z moim partnerem. Jeżeli powstaje coś, co nazywamy rodziną, to stało się to właśnie wtedy – mówi Anna Denko, mama nowo narodzonego Franka. Miało być dużo gorzej. Nastawiała się na wielogodzinną walkę.
– Zawsze uważałam, że jeżeli się do czegoś należycie przygotuję, dobiorę odpowiednią strategię, osiągnę swój cel.
Myślała:

– Będzie bolało, ale sobie poradzę, bo z wieloma trudnymi sytuacjami już sobie w życiu radziłam – śmieje się cztery dni po porodzie.
Jak zareagowała, kiedy dowiedziała się, że jest w ciąży? To nie był niepohamowany entuzjazm ani obezwładniająca radość. Raczej spokój i oczekiwanie na nową jakość życia.
– Chociaż mamą poczułam się chyba trochę wcześniej, już w ciąży dopadł mnie instynkt macierzyński. Moment przyjścia na świat Franka miał być dopełnieniem uczucia z okresu ciąży – opowiada młoda mama.
Kiedy położna położyła jej na brzuchu Franka, przez pierwsze minuty nie widziała małego chłopca, swojego synka, ale część ukochanego narzeczonego i siebie.

– To było ciepłe, spokojnie oddychające połączenie nas. W jednym ciele. I nie ma nic bardziej wzruszającego na świecie niż ten moment i dudniąca w głowie myśl: „Jesteś z nas!”.
Po porodzie usłyszała od swojego partnera, że wygląda lepiej niż przed tym wielkim wysiłkiem, który musi włożyć kobieta, aby urodzić dziecko.
– Miałam rumieńce, blask w oczach i lśniącą cerę. Wyglądałam jak po tygodniowym pobycie w najdroższym spa. Wystarczyłaby mi fajna sukienka i mogłam iść na bal życia – śmieje się Ania. – A mój narzeczony uśmiechnął się i powiedział: „Dobra robota”. Nie wiem, czy usłyszałam od niego kiedyś większy komplement. A mój syn? Kiedy położna przystawiła mi go do piersi i zobaczyłam, że Franek wie, co robić, pomyślałam: „Pasujemy do siebie”. Ale za chwilę, zupełnie nie po swojemu: „Dziękuję, że przyszedłeś, że mi zaufałeś…”.

Źródło: Wróżka nr 4/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl