Prawdziwy Indiana Jones

Czy Arka Przymierza, opisana w Biblii jako zbudowana według wskazówek Boga skrzynia z akacjowego drewna, była w rzeczywistości szamańskim bębnem o niezwykłej mocy?

Prawdziwy Indiana Jones

Biały Szaman uniósł bęben obciągnięty bawolą skórą, uderzył weń dłonią, a gdy przebrzmiało dudniące echo, powiedział:

– Myślicie, że to tylko bęben, instrument, przedmiot z drewna i skóry wydający dźwięki? Mylicie się! To święty pojazd, statek, potężny wehikuł, zdolny was przenieść w zaświaty, zdolny otworzyć wam niebo…
Zrozumiałem sens tych słów, gdy leżąc już z zamkniętymi oczami, z ciałem przenikanym na wskroś rytmicznym dudnieniem, wpatrzony w czerń pod powiekami, znalazłem się w innym świecie. Leżałem na dywanie, w hotelowym salonie w Orlando na Florydzie jako uczestnik warsztatów Michaela Harnera, antropologa i praktykującego szamana, a nade mną wyrastał srebrzysty pień seiby, świętego drzewa Majów.

Wyobrażałem go sobie i usiłowałem wspiąć się po nim ku niebu. I nagle, w mgnieniu oka, poczułem, że stoję na koronie konarów. Chwilę potem mknąłem już ku zenitowi w czarnej pustce kosmosu, mijając zostające w tyle roje gwiazd. Lot skończył się pod kobaltowym sklepieniem: dotykałem głową kwiatu wyrzeźbionego w szafirze. Z jego kryształowych płatków sypał się złoty piasek. Pojąłem, że w tej wizji dotarłem do najwyższego poziomu zaświatów dostępnego świadomości żyjącego człowieka, a może tylko mojej. Wehikułem, który mnie tam wyniósł, był bęben! Tym jednak, co mnie najbardziej zdumiało, było dokonane wkrótce potem odkrycie, że ten prastary szamański instrument może być legendarną biblijną Arką Przymierza!
Ale po kolei.

Ucieczka z Jerozolimy

Rewelację o tym, że prawdziwa Arka Przymierza była w rzeczywistości szamańskim bębnem, ogłosił Tudor Parfitt. Z jego wydanej w ubiegłym roku książki „Zaginiona Arka Przymierza” dowiedziałem się, że autor, Walijczyk, studiował języki hebrajski i arabski w Oxfordzie, doktoryzował się z historii Żydów w Palestynie, zajmował się dziejami Żydów w Azji i Afryce, a wieloletnie próby poszukiwania Arki podejmował w kompleksie jaskiń pod Jerozolimą, w Jordanii i Jemenie, na Nowej Gwinei, w Egipcie i Etiopii, a w końcu w Zimbabwe. Tam utwierdził się w przekonaniu, że Arka Przymierza była bębnem, który Izraelici wynieśli z Jerozolimy około 586 roku p.n.e., przed inwazją babilońską. Powędrowali najpierw na wschód przez Jordan, osiedli w Jemenie, aby po pewnym czasie przenieść się do Zimbabwe.

Parfitt opisuje, że gdy jego wytrwałe poszukiwania Arki utknęły w martwym punkcie w Etiopii, otrzymał niespodziewany telefon od południowoafrykańskiej badaczki, Magdel le Roux. Doszły ją słuchy o Walijczyku zainteresowanym legendami o ngoma lungundu, czyli „Arce Przymierza”, którą jedno z zaginionych plemion Izraela ukryło w Południowej Afryce po opuszczeniu Ziemi Obiecanej.
Odszukała więc Parfitta i powiadomiła, że zna człowieka, który Arkę widział. Podekscytowany Parfitt kupił bilet lotniczy i wkrótce znalazł się w domu Magdel w Pretorii.

Tam poznał, wyglądającego na awanturnika, ubranego w panterkę khaki i wysokie buty, tajemniczego podróżnika Richarda Wade’a, który wyraził chęć zaprowadzenia go, za odpowiednią zapłatą, do odległej jaskini. Miała ona znajdować się w okrytym tajemnicą miejscu, w prawie niedostępnych górach Soutpansberg, położonych na granicy Zimbabwe i Południowej Afryki. Zapewniał, że właśnie w tej jaskini znajduje się ngoma. Wade oświadczył też, że sam wiele lat spędził w wiosce Zulusów i pisze doktorat o plemieniu Lemba. Zmroził także Parfitta ostrzeżeniem, że o tej porze roku w górach roi się od niebezpiecznych węży. Zalecił wynajęcie dwóch aut terenowych i ostrzegł, że na tereny Lemba trzeba się dostać i wyjechać, zanim ci zdadzą sobie z tego sprawę.

– Mogą ci pozwolić na zbliżenie się – powiedział – ale nigdy nie wypuszczą cię żywcem! W ostatnich latach całe tuziny białych zaginęły w górach. Jeśli chcesz wiedzieć, Lemba do dziś używają skóry białych do wyrobu swoich bębnów. Do ekipy przyłączył się botanik i znawca okolicy Norbert Kahn oraz kilku miejscowych przewodników. Kahn zdradził, że bęben ngoma wydaje przerażający dźwięk, najstraszniejszy, jaki można sobie wyobrazić. Według tradycyjnych opowieści, słysząc go, wrogowie po prostu padają martwi na miejscu.

Urwany trop


Magdel le Roux uświadomiła Parfittowi, że plemiona Lemba i Venda mają odmienne wizje ngoma. Venda czczą go jako instrument dla komunikowania się z duchami przodków, dla Lemba jest on świętą relikwią przyniesioną przed wiekami z Izraela. Oba plemiona nazywają ngoma „Głosem Mambo wa-Denga, Króla Nieba”.

Wyboistą, kamienistą drogą wyprawa wspięła się do małej wioski położonej w cieniu góry Tshiendeulu, gdzie miała znajdować się Arka. Napotkany starzec wyjaśnił im, że tylko królowa wioski może im zezwolić na wejście na górę, ale jest nieobecna. Jednak po długich namowach wyznał, że ngoma znajduje się w najświętszej chacie wioski. Zaprowadził tam przybyszów i w pełnej napięcia ciszy odsunął zasłonę w rogu chaty, ukazując kupkę butwiejącego drewna leżącą na wilgotnym klepisku. Parfittowi wydało się w dotyku miękkie i lepkie. Widząc jego zwątpienie, starzec oświadczył:

– To nie jest prastary i magiczny ngoma, o którym opowiadają legendy. Aby się dowiedzieć, gdzie go ukryto, musisz zapytać kapłanów. Oni go strzegą do dzisiaj.

Ngoma ludu Lemba

Niezniechęcony Parfitt dotarł do bardziej wiarygodnych świadectw potwierdzających, że Arka istotnie znajduje się w tej okolicy. Historyk Lemba, Phopi, opowiedział mu, że przez pewien czas przechowywana była na szczycie pewnej góry na północy kraju. Tę wersję wsparł przywódca Lemba, Mathivha. I wreszcie pojawiło się coś konkretnego: w ręce Parfitta wpadła publikacja człowieka, który wielką część życia spędził wśród Lemba i okazał się najwyższym autorytetem, jeśli chodzi o tradycje ngoma. Był to szwedzki misjonarz Harald von Sicard, który w 1949 roku nie tylko napisał, że bęben jest w muzeum w Bulawayo, w Zimbabwe, ale także go sfotografował.

Dawszy temu wiarę, Parfitt przez kilka lat przeszukiwał z poświęceniem najciemniejsze kąty muzeum. Ngoma nie znalazł, zdołał jednak ustalić, że bęben został przeniesiony do Muzeum Nauk o Człowieku w Harare. I oto w marcu 2007 roku Parfitta zaprowadzono do zagraconego, ciemnego składu muzealnego. Tam pod katalogowym numerem 5218 znalazł ngoma – Arkę ludu Lemba!

Poczuł dreszcz przebiegający wzdłuż kręgosłupa. Bez cienia wątpliwości była to ngoma von Sicarda. Nagle wszystko w pomieszczeniu przybrało lśniące, wyostrzone kontury. Parfittowi wydało się, że czuje bijącą od ngoma dziwną świętość. Nie było złotej powłoki, ale pozostały spękane resztki czterech pierścieni, do których wsuwano niegdyś drążki do noszenia. Czy był to koniec poszukiwań? Tylko próba węgla radioaktywnego mogła dać odpowiedź. W październiku 2007 roku archeolodzy z uniwersytetu w Oxfordzie przeprowadzili testy. Ngoma nie pochodziła z czasów Mojżesza, była wykonana w 1350 roku, co wprawdzie czyniło z niej jeden z najstarszych przedmiotów drewnianych odkrytych w Afryce, jednak zbyt młody jak na Arkę.

Pozostało więc przypuszczenie, że może jest tylko kolejnym wcieleniem oryginalnej Arki, wędrującej wraz z Izraelitami. Lecz teraz trzeba było dowieść, że oni istotnie tu przywędrowali! Badania DNA przeprowadzone wśród plemienia Lemba nad rzeką Limpopo wykazały, że ich twierdzenie o żydowskim pochodzeniu jest uzasadnione. Wielu mężczyzn posiada chromosom Y tego samego typu, co męscy potomkowie żydowskich kapłanów w Izraelu.

Dwie Arki

Pozostawało jeszcze wyjaśnienie niezgodności kształtu akacjowego bębna z biblijnym opisem Arki jako prostokątnej skrzyni dwustronnie obłożonej złotem. Zdaniem Parfitta to biblijny opis Arki Przymierza nie oddaje prawdy, bo w czasie i miejscu, gdy powstawała, nie mogła być wykonana precyzyjnie ze złota i misternie ozdobiona. Opis narodził się zapewne wiele stuleci po wydarzeniach opisanych w Księdze Wyjścia, pod wpływem dominującej wtedy w Izraelu sztuki egipskiej.

Zresztą według starożytnych źródeł rabinistycznych były dwie Arki: prosta, wyciosana z akacji przez samego Mojżesza w postaci bębna-pojemnika na dwie Tablice Prawa, i późniejsza, bardziej wypracowana, wykonana ze złota przez Bezalela. Pierwsza, święta, mojżeszowa, w miarę, jak drewno butwiało przez stulecia, była zastępowana nowszymi replikami. Ta odnaleziona przez Parfitta, wykonana około 700 lat temu, stanowi więc najprawdopodobniej ostatnią rzecz na ziemi pochodzącą bezpośrednio od Arki Przymierza.
Czytając to wszystko i ja poczułem dreszcz na plecach, gdyż uświadomiłem sobie, że dotknąłem biblijnej tajemnicy tak blisko, jak to tylko możliwe i doznałem na sobie działania legendarnej Arki. To prawda, nie rozmawiałem z żadną Wyższą Istotą, jak to mieli w zwyczaju Mojżesz i izraelscy kapłani, ale znalazłem się w jakiejś niebiańskiej strefie nad gwiazdami.

Głębokiego sensu nabrały dla mnie relacje współczesnych szamanów o ich spotkaniach z duchami przodków i opiekunami plemion w transie wywołanym bębnieniem. Ten instrument jest od wieków wehikułem do niebiańskich podróży w Ameryce Północnej, Azji i części Afryki. To on wprowadza umysły szamanów w zmieniony stan świadomości i umożliwia rozmowę z istotami duchowymi. A taki właśnie cel miała Arka Przymierza, o której czytamy w Biblii: „W arce zaś złożysz Świadectwo, które dam tobie. Tam będę się spotykał z tobą i (…) będę z tobą rozmawiał o wszystkich nakazach, które dam za twoim pośrednictwem Izraelitom”.


Maciej Kuczyński

reklama
Źródło: Wróżka nr 7/2009
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl