Złośnica poskromiona

Złość piękności szkodzi? Coś w tym jest... zostawia ślady w rysach twarzy. Ale przede wszystkim obraca się przeciwko nam, zwłaszcza gdy dajemy się jej ponieść. Jednak gdy ją opanujemy – może stać się źródłem naszej siły.

Złośnica poskromionaAgata, pisarka, na co dzień spokojna, nie lubi siebie, gdy się złości. Sama nie wie, skąd się biorą te wszystkie słowa, które wyrzuca z siebie jak serię z karabinu, zanim w ogóle pomyśli, co chce powiedzieć. Darek wie, że za chwilę jej przejdzie i stara się albo Agacie zejść z drogi, albo ją rozśmieszyć. Ale czasem i on, cierpliwy i spokojny, ma dość takiej rozzłoszczonej Agaty.

– Dobrze go rozumiem – mówi Agata – sama siebie też mam wtedy dość. Elżbieta, menedżerka w korporacji, najczęściej złości się w pracy.
– Nie znoszę, gdy ktoś się wtrąca w moją działkę, czyli w coś, co ja znam od podszewki, złości mnie głupota i niekompetencja innych. Jestem wtedy niemiła. Ale szybko mi przechodzi. Boję się tylko, że jeszcze trochę i ludzie nie będą chcieli ze mną współpracować.

Lena, pracownica firmy PR-owej, mama dwójki dzieci, najczęściej złości się w urzędach.
– Zauważyłam, że nienawidzę pań urzędniczek od momentu, kiedy wejdę do gmachu. I kiedy są miłe, złość we mnie opada, a kiedy są niemile – napędzam się, wyładowuję na nich, a potem na domownikach. Złoszczą mnie moje dzieci – jest to złość matczyna, bezsilna, pełna zmęczenia, miłości i nienawiści.

Raczej do samej siebie niż do moich dzieci, bo zwykle to, o co się złoszczę, jest spowodowane moim błędem. Kiedy ogarnia mnie złość, staram się za radą Amerykanina Jona Kabat-Zinna, propagującego medytację w leczeniu depresji, podążać za pozytywami.

Czyli nieważne, że mam zabałaganioną kuchnię i po raz enty muszę sprzątać, ważne, że dzieci dzisiaj czegoś się nauczyły, są zdrowe itp. Nie lubię złości w sobie, bo wtedy czuję, że siedzi we mnie ktoś obcy, kto nie jest tą fajną Leną, o jakiej myślę, że jestem.

reklama

Nie działaj, zaczekaj
Zapanowanie nad złością i jej konstruktywna przemiana może dać poczucie siły i sprawczości, umiejętności dokonywania wyborów. Bo uświadamia nam naszą moc i daje pewność, że poradzimy sobie w trudnych sytuacjach.

Lena, gdy czuje, że ogarnia ją złość, pilnuje, by nie wyładowywać jej na bliskich, więc zaczyna biegać, sprzątać, wprawiać się w ruch, by ta energia miała ujście. Można też nie robić nic. Psychologowie i przewodnicy duchowi radzą, by nie działać w złości. Bo kierowani emocją możemy zrobić coś, co przy zdrowych zmysłach nie przyszłoby nam do głowy. „Czekaj – mówi Osho w »Mapach świadomości«. – Nie jest to pora na mówienie lub robienie czegokolwiek. Zamknij drzwi, usiądź w ciszy, obserwuj, jak ta złość powstaje, a znajdziesz klucz.”

Złość ma określoną ilość energii, w końcu minie, odpłynie, ale zło wyrządzone przez nas, gdy się nią kierujemy, nie. Dlatego to zatrzymanie się przy złości jest takie ważne, bo pojawia się świadomość, która może ją powstrzymać. My czekamy, a złość mija. Jej miejsce zajmuje uważność. 

„Energia, która miała stać się złością, która miała być zmarnowana, i która miała być niszcząca, została wykorzystana przez twoją świadomość. A teraz świadomość płonie jaśniejszym ogniem, korzystając z tej samej energii. Taka jest wewnętrzna metoda dokonywania przemiany trucizny w nektar” – przekonuje Osho.

Skąd się bierze złość
Najkrócej rzecz ujmując – z niespełnionych oczekiwań. Zamiast być wdzięcznym za to, co jest, skupiamy się na tym, czego nie mamy. Nie mamy dość pieniędzy, dość spokoju, nasza kariera jest nie taka, jak sobie wymarzyliśmy, partner też nie jest idealny, a szefowie w pracy pożal się Boże. Dzieci niewdzięczne, mieszkanie za małe – można wymieniać w nieskończoność. Spirala niezadowolenia łatwo się nakręca. Jak powiedział kiedyś amerykański myśliciel Henry D. Thoreau: „większość ludzi prowadzi życie w cichej desperacji”.

Złość jest jedną z naszych pierwotnych emocji – była z człowiekiem od zawsze, podobnie jak zdziwienie, szczęście, strach, odraza i smutek. Pojawia się spontanicznie, w reakcji na wydarzenia, a raczej na sposób, w jaki je postrzegamy i interpretujemy, i wobec których czujemy się bezradni. To wytrenowany odruch, któremu poddajemy się bez refleksji.

Gdybyśmy chcieli podejść do złości bardziej naukowo, to moglibyśmy wymienić jej trzy składowe – myśl, reakcję fizjologiczną (przygotowanie do ataku) oraz zachowanie (atak). Całe ciało przygotowuje nas do tego zrywu – krew napływa do mózgu, zwiększa się refleks i polepsza koncentracja (stąd nasza zdolność do szermierki słownej, zjadliwa błyskotliwość, celne ciosy słowne), wydziela się adrenalina. Nie można dopuścić, by atak werbalny zmienił się w fizyczny, choć wielu z nas właśnie słowa najbardziej mogą zranić.

– Z ewolucyjnego punktu widzenia złość jest użyteczną fizjologiczną reakcją dającą nam zastrzyk energii potrzebnej do walki z przeciwnościami – mówi Bogdan Łapiński, coach i partner zarządzający Corporate Coach U Poland. – Złość jest jak znak ostrzegawczy, który sygnalizuje, że zostaliśmy zranieni lub że zagrożone są nasze cele czy wartości.

Samo przeżycie złości jest neutralne i niegroźne, dopóki mamy nad nim kontrolę. Problemy zaczynają się, gdy dajemy upust swojej złości w niekontrolowany sposób albo gdy w równie niekontrolowany sposób blokujemy wyrażanie złości. W obu przypadkach niekontrolowana złość jest destrukcyjna – i dla naszych relacji z innymi ludźmi, i dla nas samych.

Więc złość to maska? Tak, bo za złością skrywają się zazwyczaj inne, prawdziwe uczucia – ból, wstyd, słabość, strach. Głównym komunikatem naszej irytacji jest informacja o przekroczeniu granic. To niezgoda na ich naruszenie. To także komunikat, że niespełnione zostały nasze oczekiwania, to wiadomość, że uszczerbku doznało nasze ego. Nasza bezradność i brak kontroli nad życiem – cudzym i własnym. Ale z drugiej strony – jakie mamy prawo oczekiwać od innych, by spełniali nasze oczekiwania?

Dobry nauczyciel
Pema Cziedryn, autorka świetnej książki „Kiedy życie nas przerasta”, twierdzi, że gdyby nie złość, nie doświadczyłaby nigdy tak głębokiego rozwoju duchowego. Kiedy wiele lat temu mąż oświadczył jej, że pojawiła się inna kobieta, z którą chce ułożyć sobie życie, w złości sięgnęła po kamień, by rzucić nim w wiarołomnego. Ten desperacki, podyktowany złością czyn ją otrzeźwił, kazał się zatrzymać i zadać sobie wiele pytań. „Nie lubimy, kiedy jest nam źle. Jednak dla ludzi poszukujących prawdy – duchowych wojowników – uczucia takie, jak rozczarowanie, wstyd, irytacja, gorycz, złość, zazdrość i lęk nie są czymś złym, czymś, co trzeba odrzucić. Są okazją do uświadomienia sobie, co trzyma nas w miejscu i przed czym uciekamy.

Przeszkody uczą nas, jak odnaleźć siłę w chwili, gdy chcemy się poddać i wycofać. Są niczym posłańcy od losu, którzy z ogromną precyzją wskazują nam, gdzie utknęliśmy. Chwila obecna to najlepszy nauczyciel, który, na nasze szczęście, jest zawsze tam, gdzie my” – twierdzi Pema Cziedryn, dziś mniszka buddyjska, nauczycielka medytacji i pisarka. Podobnie uważa Anthony Robbins – w książce „Obudź w sobie olbrzyma” przekonuje, że emocje, które uznajemy za negatywne, są w rzeczywistości wezwaniem do działania. Sygnałem, że coś jest nie tak w naszym życiu.

Gdy spojrzymy na złość jak na nauczyciela, odnajdziemy w niej sojusznika – obrońcę naszych emocjonalnych granic. Bo, choć emocji nie da się uniknąć, ukryć, powstrzymać, bo są one istotą naszego człowieczeństwa, to można sprawić, by „pracowały” dla nas. „Jeśli będziesz sobie radził z emocjami za pomocą strategii unikania, stracisz bezcenne przesłanie, które mają ci one do przekazania – mówi Robbins. – Jeśli przez cały czas nie będziesz dostrzegał tego przesłania i nie zaczniesz sobie radzić z emocjami już w chwili, gdy się pojawią, urosną one do monstrualnych rozmiarów i wywołają prawdziwy kryzys. Wszystkie ludzkie emocje są ważne i cenne we właściwym czasie i kontekście oraz odpowiedniej dawce”.

Źródło: Wróżka nr 4/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl