Twarzą w twarz

Jeszcze tylko ostatnia instrukcja, żeby stanowczo nie łapać rękami zewnętrznych prętów klatki, bo może być bieda, jeśli paluszki spodobają się rekinowi. Zanurzam się. Jest zimno i dość ciemno...

Twarzą w twarz Gansbaai – niewielka wioska nad Atlantykiem, około dwóch godzin jazdy samochodem od Johannesburga. Przez blisko 100 lat, od czasu założenia przez 18-letniego chłopaka, była zwykłą rybacką osadą, składającą się z kilku chat stojących nad brzegiem morza. Dziś Gansbaai to jedna z największych atrakcji Republiki Południowej Afryki, przyciągająca więcej turystów niż Narodowy Park Krugera. Bo w zimnych wodach zatoki żyją jedne z najdoskonalszych drapieżników naszej planety: żarłacze białe.

Szczęki 6
Jest szósta rano. Sterany volkswagen dowozi nas do Gansbaai. To tu swoje siedziby mają firmy oferujące „spotkania z rekinami”. Po chwili zjawia się przystojny 40-letni mężczyzna, uśmiecha się promiennie i zagaja: – Jestem John. A wy wszyscy pewnie oglądaliście kiedyś „Szczęki” i teraz chcielibyście zobaczyć ludojada. Powiem od razu: większego steku bzdur na temat rekinów nie pokazał nikt...

Śmiejemy się głośno, bo rzeczywiście trudno uniknąć skojarzeń ze znanym filmem. John tymczasem, już na poważnie, wyjaśnia, że żarłacz biały jest gatunkiem zagrożonym wymarciem, a nasza wyprawa, choć komercyjna, ma także cele badawcze. Bo przejażdżki z turystami są częścią wielkiego projektu badania i ratowania zagrożonego gatunku. Dlatego na łodzi będą towarzyszyć nam wolontariusze, którzy dokładnie opiszą i być może sfotografują każdego rekina, którego zobaczymy.

– Są dwa miejsca, gdzie ludzie z całego świata przyjeżdżają oglądać rekiny – mówi John. – Jedno jest w Australii, drugie to Gansbaai. My mamy lepsze statystyki.

reklama

Pocieszeni zabieramy kamizelki ratunkowe i ruszamy do łodzi. Nikt nie wie, dlaczego rekiny przypływają akurat do Gansbaai. Ważnym czynnikiem jest na pewno kolonia fok, żyjąca na pobliskiej wyspie. Na ostrych skałach i w okolicznej wodzie przebywa naraz blisko 60 tysięcy tych ssaków. Dla żarłaczy to prawdziwy raj, bo foki stanowią ich ulubione pożywienie. Być może na te wody przyciąga też drapieżniki jakiś szczególny układ prądów morskich.

Na pewno jednak nie pozostają tu na stałe; nie są terytorialne, pływają od miejsca do miejsca. W 2003 roku grupie 30 żarłaczy białych żyjących u wybrzeży RPA wszczepiono nadajniki satelitarne, by badać trasy ich wędrówek. Większość pozostała w afrykańskich wodach. Jeden natomiast popłynął sobie do... Australii.

Pokonał 11 tysięcy kilometrów w trzy miesiące! W tamtych okolicach przestał działać jego nadajnik, jednak dziesięć miesięcy później ten sam osobnik pojawił się... u wybrzeży RPA. Jego identyfikacji dokonano przez porównanie płetwy grzbietowej, której wygląd jest indywidualną cechą każdego osobnika.

Nadgniły łeb tuńczyka
Na naszej łodzi załoga przygotowuje się do wabienia rekinów. Same z siebie nie przypłyną – trzeba je zachęcić. W dużym kuble na rufie czekają przysmaki: nadgniły łeb tuńczyka i rybne, zasolone okrawki z okolicznej fabryki konserw. Jeden z wolontariuszy pracowicie miesi cuchnącą breję, potem wyciąga grubą linę zaopatrzoną w pływak i do jej końca przywiązuje rybi łeb.

Nie ma mowy o stosowaniu jakichkolwiek haków, bo jeśli rekin „weźmie”, może się pokaleczyć. Po chwili zanęta ląduje w wodzie, a łódź zaczyna kręcić na falach leniwe ósemki. Drapieżniki mają znakomity węch, z badań wynika, że potrafią wyczuć kroplę krwi w ponad 100 litrach wody. Czekamy cierpliwie, licząc, że jakiś się skusi.

Pływamy już dobrą godzinę, a rekinów nie widać. Podpytuję o samą metodę nęcenia, czy przypadkiem nie jest to zbytnia ingerencja w naturalne środowisko. Jedna z wolontariuszek tłumaczy, że nic takiego nie ma miejsca. Rekin to nie sarenka w lesie, której wystarczy dwa razy wysypać siano, a ona już będzie wracać. Potężne stworzenia robią, co chcą, czasem przyciąga je łeb tuńczyka, innym razem wycięty z deski kształt przypominający fokę.

Są jednak wyjątkowo ciekawskie, więc chętnie badają wszelkie nowinki, które pojawią się w zasięgu ich węchu czy też dość słabego wzroku. Badanie oczywiście polega na próbie ugryzienia tego, co się akurat napatoczyło. I tu właśnie pojawia się problem. Problem jest dwojaki: RPA ma problem z rekinami, rekiny mają problem z RPA. W oceanach żyje około 360 gatunków tych stworzeń, z czego ledwie cztery uznaje się za niebezpieczne dla ludzi.

Wśród „ludojadów” naczelne miejsce zajmuje właśnie żarłacz biały. Prawdziwa maszyna do zabijania: nawet do dwóch ton zbitych mięśni, poruszających się z prędkością do 40 km na godzinę, zakończonych wielką paszczą z ostrymi jak brzytwa zębami. Oto szczyt łańcucha pokarmowego, bo żarłacze w swoim naturalnym środowisku nie mają wrogów. Mają ich za to na lądzie, wśród ludzi.

Człowiek rekinowi wilkiem
Jeszcze w latach 60. ubiegłego wieku rząd RPA wprowadził program mający na celu zabezpieczenie portów i kąpielisk przed rekinami. Pod wodą przeciągnięto tysiące kilometrów stalowych siatek. Te siatki to pierwszy i największy wróg rekinów i całego życia morskiego. Każdego roku giną w nich niezliczone ilości rekinów, delfinów i żółwi morskich. Od dawna naukowcy biją na alarm, prosząc władze o zlikwidowanie barbarzyńskich pułapek.

Do tej pory udało się wynegocjować tylko czasowe ich usunięcie. W okresie od maja do czerwca odbywa się bowiem wielka migracja sardynek. Miliony ryb wyruszają z zimnych wód Atlantyku w kierunku ciepłych Oceanu Indyjskiego. A wraz z nimi ciągną morskie drapieżniki. Właśnie w tym czasie najwięcej wodnych stworzeń łapało się w sieci.

– Jest, jest – krzyczy ktoś na naszej łodzi, a ja nerwowo wychylam się za burtę. Rzeczywiście, w okolicy pływaka z przynętą falę przecina charakterystyczna płetwa. Po chwili nad powierzchnią ukazuje się rozwarta, zębata paszcza. Zupełnie jak w „Szczękach” – przemyka mi przez głowę. Żarłacz biały to jedyny rekin, który wystawia łeb nad wodę. Prawdopodobnie po to, by obejrzeć z bliska ofiarę. Ten „nasz” już zanurzył się z powrotem, jednak pracowicie krąży wkoło wabiącego zapachem ochłapu. Jeden z członków załogi zaczyna ściągać linę, by okaz podpłynął bliżej.

Źródło: Wróżka nr 4/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl