Kościół i medycyna

W sporze Kościoła z przedstawicielami świeckiej medycyny najgorszy był 1299 rok, w którym papież Bonifacy VIII wprowadził absolutny zakaz sekcji zwłok, trepanacji czaszki, wywoływania poronień, cesarskich cięć i wszelkich innych operacji naruszajacych godność uduchowionego człowieka. Potem było już tylko lepiej.

Kościół i medycynaDo XI wieku w kontaktach między medykami a Kościołem wszystko było w porządku: średniowieczni lekarze czerpali pełnymi garściami z osiągnięć uczonych epoki przedchrześcijańskiej, a Stolica Apostolska po prostu się nie wtrącała. Leczeniem zajmowali się zresztą w tamtym czasie zarówno medycy świeccy, jak i duchowni, a liczne klasztory męskie pełniły rolę szpitali i „placówek badawczych”.

Jeśli czasem jakieś świecko-kościelne spory się zdarzały, nie miały one większego wpływu na postępy w rozwoju medycyny. Nawet w sprawie sekcji ludzkich zwłok, tak ważnej dla rozwoju anatomii, udało się dojść do porozumienia, choć przedstawiciele duchowieństwa starali się ograniczyć ich liczbę (biskup diecezjalny określał „limit roczny”) i wymagali, by przed każdą tego typu operacją była odprawiana msza za duszę tego, który był kładziony na stół patologa.

Jeśli sekcję prowadził duchowny uczony, który jednocześnie nauczał studentów, wymagano dodatkowo, by wszelkie czynności związane z rozcinaniem zwłok, wyjmowaniem narządów i pokazywaniem ich obserwatorom wykonywał jego świecki pomocnik. Kościół bez większych oporów zlecał medykom otwieranie czaszek zmarłych przestępców czy wyjątkowych grzeszników, żeby przekonać się, jakim zmianom uległ mózg pod wpływem działania szatana.

Większość procesów karnych wytoczonych przez Kościół świeckim medykom nie tyle dotyczyła samej sekcji zwłok, co kradzieży zwłok z kostnic i cmentarzy, jakie zdarzały się coraz częściej i które pewnie musiały się zdarzać, gdyż „limity” szczątków wyznaczane przez biskupów były o wiele za małe jak na potrzeby ówczesnych badaczy.

reklama

Rzecz jasna, w łonie Kościoła nie brakowało przeciwników badań medycznych, którzy uważali, że nadmierna wiedza o człowieku nie jest nikomu potrzebna, gdyż to, co stworzył Bóg, zrobione zostało z boskim zamysłem i z całą pewnością na tyle dobrze, że żadna ludzka wiedza medyczna nie jest w stanie tego poprawić. Duża część teologów była też przekonana, że wszelka wiedza o człowieku zawarta jest w Biblii i wystarczy jej wnikliwe studiowanie, żeby dowiedzieć się wszystkiego, co niezbędne. I właśnie to zachowawcze skrzydło duchowieństwa przypuściło atak na synodzie w Reims w 1131 roku. Był to pierwszy akt ciągnącego się po dziś dzień świecko-kościelnego sporu o rozwój medycyny.

Papież Innocenty II walczył wtedy o zachowanie władzy (chciał mu ją odebrać antypapież Anaklet II, popierany między innymi przez Szkocję, północne Włochy oraz – uwaga! – Polskę). Próbując zdobyć możliwie największe wsparcie duchowieństwa, przystał na uchwalenie bezwzględnego zakazu praktykowania medycyny w klasztorach oraz wprowadzenie nakazu przeprowadzania tylko jednej (w danym regionie) sekcji zwłok na rok, a i to wyłącznie w takich wypadkach, kiedy była ona niezbędnie potrzebna. A o tym, czy była potrzebna, decydował lokalny biskup, zazwyczaj niemający nic wspólnego z wiedzą medyczną.

Od tej pory spór między świecką medycyną a Kościołem zaostrzał się bezustannie i to do tego stopnia, że Watykan zabronił (co do tej pory było dozwolone) przeprowadzenia cesarskiego cięcia w czasie porodu. Można je było wykonywać tylko na martwej kobiecie i tylko po to, by móc wyjąć główkę dziecka i je ochrzcić. Zwyczaj ten będzie zbierał swoje krwawe żniwo aż po wiek XVII.

Punkt kulminacyjny walki Kościoła z medycyną przypadł na 1299 rok, kiedy to papież Bonifacy VIII (założyciel Uniwersytetu La Sapienza) wprowadził absolutny zakaz sekcji zwłok, trepanacji czaszki, wywoływania poronień, cesarskich cięć i wszelkich innych operacji, które – jak to ujął – naruszały godność uduchowionego człowieka. Dyrektywy te były oczywiście nagminnie łamane i właściwie nie spotykało się to ze zbyt gwałtowną reakcją Kościoła (wyjątkiem były sztuczne poronienia). Kiedy wreszcie w 1340 roku duchowne władze Paryża oficjalnie zezwoliły na ponowne wprowadzenie sekcji zwłok na uczelniach, a w kilka lat później Wielka Rada Wenecji zrobiła to samo, sprawa przeszła właściwie bez echa. I tak już od dawna nikt na zakazy nie zwracał uwagi.

Od kiedy w 1525 roku papież Klemens VII oficjalnie zezwolił na przeprowadzanie wszelkich operacji ratujących życie i na nauczanie anatomii z zastosowaniem sekcji zwłok, dla Watykanu i dla świeckich medyków zasadniczym punktem sporu stała się kwestia sztucznych poronień. Te – jak były zakazane, tak zakazane pozostały. Kościół (choć z trudem) wyraził więc zgodę na zabiegi tak podejrzane, jak cesarskie cięcie, transfuzja krwi czy szczepionka przeciw ospie (ta ostatnia początkowo budziła wątpliwości, polegała bowiem na wcieraniu w ranę zdrowego człowieka wydzieliny pobranej z chorego na ospę zwierzęcia, co dłuższy czas traktowano jako zbrodnię umyślnego zatruwania organizmu).

Paweł VI zaakceptował pierwsze przeszczepy serca, a Jan Paweł II w jednym ze swoich wystąpień na spotkaniu z przedstawicielami medycyny nie tylko poparł wszelkiego rodzaju przeszczepy narządów ratujące życie, ale wystąpił z apelem, żeby „nie zabierać doczesnych szczątków do nieba”. Od wielu lat jednymi z bardziej aktywnych organizacji optujących za przeszczepami są właśnie organizacje kościelne, które wspierają duchowo rodziny wyrażające zgodę na pobieranie organów do przeszczepu z ciał zmarłych bliskich. W kilku wszakże sprawach nigdy nie doszło do porozumienia między uczniami Hipokratesa a Watykanem. Pierwsza z nich to wspomniane wcześniej sztuczne poronienia. Dwie pozostałe również dotyczą kwestii regulacji urodzin. Jedną z nich jest antykoncepcja, drugą sztuczne zapłodnienie.

Watykan zawsze opowiadał się za tym, by w sprawie prokreacji decydowała natura. Medycy upierają się, by traktować ją jak każdy inny problem medyczny i jeśli wiedza na to pozwala – pomagać naturze. Wychodzą bowiem z założenia, że wszelkie formy regulacji urodzin od aborcji po sztuczne zapłodnienie są formami pomocy pacjentom z wszystkimi jej moralnymi i psychicznymi konsekwencjami. Watykan stoi zaś na stanowisku, że sztuczna regulacja narodzin jest działaniem szkodliwym i godną potępienia zabawą życiem ludzkim. Jak na razie wydaje się, że jest to spór nierozwiązywalny.

Badać – tak, usuwać – nie

Wbrew potocznej opinii Kościół katolicki nie przeciwstawia się badaniom prenatalnym i zabiegom na embrionie ludzkim, jeśli nie są one wstępem do zabiegu usunięcia ciąży. Oto, co mówi na ten temat najnowsze opracowanie Katechizmu Kościoła Katolickiego: „Diagnostyka prenatalna jest moralnie dozwolona, jeśli szanuje życie i integralność embrionu i płodu ludzkiego, dąży do jego ochrony albo do jego indywidualnego leczenia. Sprzeciwia się prawu moralnemu wtedy, gdy w zależności od wyników prowadzi do przerwania ciąży. Diagnostyka nie powinna pociągać za sobą wyroku śmierci. Jak każdy zabieg medyczny na pacjencie, należy uznać za dopuszczalne zabiegi na embrionie ludzkim, pod warunkiem, że szanują życie i integralność embrionu, nie narażając go na ryzyko nieproporcjonalnie wielkie; gdy są podejmowane w celu leczenia, poprawy jego stanu zdrowia lub dla ratowania zagrożonego życia”.


Jerzy Gracz

Źródło: Wróżka nr 9/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl