Strona 1 z 2
Krytycy mówia o niej: „Márquez w spódnicy”. Ale po prawdzie nawet ten mistrz mógłby pozazdrościć Isabel Allende talentu do snucia historii. Nikt nie potrafi tak pięknie jak ona opowiadać o zwykłym życiu, terrorze wojskowej junty, śmierci i miłości. To czysta magia…
Był wrzesień 1972 roku. Isabel Allende, telewizyjna reporterka i dziennikarka, otrzymała zaproszenie z gatunku tych, których się nie odrzuca. Sędziwy Pablo Neruda, wybitny chilijski poeta, prosił o wizytę w swoim nadmorskim domu. Podekscytowana Isabel spakowała dyktafon, na wszelki wypadek przeczytała dwie biografie twórcy i ruszyła w drogę…
Zmyślne zmyślenia
Gospodarz okazał się czarujący, jej artykuły nazwał „zabawnymi”, poczęstował winem i przekąskami. Gdy minęło trochę czasu, reporterka odważyła się spytać, czy mogą wreszcie zacząć wywiad. Neruda zaśmiał się tylko i stwierdził, że o żadnym wywiadzie nie ma mowy.
– Drogie dziecko – konkludował – jest pani jednym z gorszych dziennikarzy, jakich znam. Pisze pani przede wszystkim o sobie, a jak nie ma dobrych tematów, to pani zmyśla. Z takimi zdolnościami powinna pani rzucić dziennikarstwo i zająć się literaturą.
Minęło dziesięć lat od tego spotkania, nim Isabel Allende wzięła sobie do serca radę starego poety. I dopiero wtedy zaczęła się kariera powieściopisarki, którą media nazwały „chilijską Szeherezadą”. Bo Allende opowiada piękne, magiczne historie o niezwykłych kobietach, ale i o sobie.
Na kartach swoich książek potrafi walczyć o prawa kobiet i radzić sobie ze śmiercią córki. Jest elokwentna, zmysłowa i pewna siebie. I – niczym mityczna Szeherezada – ciągle snuje nowe opowieści. A gdy poproszono ją, żeby opowiedziała o swoim życiu, odrzekła: – Mogę spróbować, ale to i tak będą kłamstwa. Cały czas wymyślam samą siebie od nowa, wymyślam też fikcję literacką i to ona pokazuje mnie.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Listy pisane nocą Spokojne życie przeciętnej reporterki stanęło na głowie, gdy rok po spotkaniu z Nerudą w Chile doszło do wojskowego puczu. Prezydent Salvador Allende – wujek Isabel – popełnił samobójstwo, władzę przejęła wojskowa junta Augusto Pinocheta.
– Jeśli zostalibyśmy w kraju, na pewno byśmy zginęli – opowiadała po latach Isabel.
Cała rodzina uciekła do Wenezueli. Tu wiedli życie emigrantów, a Isabel pracowała w administracji jednej ze szkół. Gdy dowiedziała się, że umiera jej 99-letni dziadek, postanowiła napisać do niego list. Po kilku wieczorach tekst nieoczekiwanie rozrósł się i zaczął żyć własnym życiem. Pochłaniał kolejne noce. W końcu stwierdziła, że to, co powstało, nie jest już listem, tylko powieścią. Tak światło dzienne ujrzał jej literacki debiut, „Dom dusz”.
Mimo perypetii ze znalezieniem wydawcy powieść okazała się bestsellerem, a 40-letnią debiutantkę porównywano do takiego mistrza literatury latynoamerykańskiej jak Gabriel Garcia Maárquez. Zachwytu krytyków nie podzielała jednak rodzina pisarki, bo powieściowe postaci wzorowane były na członkach familii.
– Właściwie to obrazili się na mnie – wspominała Isabel. Wspierała ją tylko matka, którą Isabel nazywa „swoją duszą”. Bo, jak mówi, zawsze obdarzała ją bezinteresowną miłością i wspierała jej dążenia. – Po dziś dzień pisujemy do siebie codziennie listy – opowiadała w wywiadzie – najpierw pisałyśmy ręcznie, potem słałyśmy sobie faksy i e-maile, a teraz znów wróciłyśmy do zwykłych listów. Bo one najlepiej przekazują wszystkie uczucia.
Męski świat Isabel Po pierwszej powieści napisała następne, ale dopiero przy trzeciej Isabel rzuciła stałą pracę i w pełni oddała się pisarstwu. Przyszły też zmiany w życiu osobistym: rozstała się z mężem, Chilijczykiem, i wyszła za amerykańskiego prawnika. O pierwszym spotkaniu ze swoim drugim mężem mówiła różnie. Raz, że ratowała go, gdy topił się pod mostem Golden Gate w San Francisco. Innym razem, że poznała go na imprezie i miała ochotę na tydzień w łóżku z facetem, ale akurat tak się złożyło, że została z nim 20 lat. Bo z Allende naprawdę jest jak z Szeherezadą – nigdy nie wiadomo, kiedy opowiada bajki.
O mężczyznach mówi: „To egoistyczne, szowinistyczne świnie. Ale to my, kobiety, same ich sobie tak wychowujemy”. I wspomina swoje pierwsze małżeństwo, które w pełni oddawało latynoski model związku.
– Gdy mąż wracał z pracy, zdejmowałam mu marynarkę, wieszałam na krześle i przynosiłam kapcie – opowiada. Teraz mówi, że była po prostu głupia. I dodaje, że gdyby pozostała w Chile, pewnie nie miałaby szansy zostać pisarką, bo przygniotłyby ją obowiązki domowe i życie rodzinne. – A w ogóle – kończy ze śmiechem – typowy latynoski kochanek to kiepski materiał na męża.
Każda kolejna powieść Allende okazywała się bestsellerem tłumaczonym na wiele języków. Do dziś jej książki sprzedały się w nakładzie przeszło 56 milionów egzemplarzy. Szczególną popularność autorka zyskała w krajach skandynawskich i w Niemczech. Żartowała sobie, że przyczyna leży w kiepskiej pogodzie i zimnie – dlatego ludzie mają czas na czytanie jej książek. Na początku lat 90. ubiegłego wieku jej pozycja jako pisarki była już ugruntowana, a na każdą nową powieść czekały miliony czytelników. Ona sama przyjęła amerykańskie obywatelstwo i zamieszkała wraz z całą rodziną w Kalifornii. I wtedy, w najmniej oczekiwanym momencie, zdarzyła się tragedia.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.