Od kija do marchewki

Jak wychować dziecko? Dać mu pełen luz, niech samo nauczy się, co dobre, a co złe? A może prowadzić je na krótkiej smyczy, wbijając do głowy zasady i granice, których nie wolno przekraczać?

Od kija do marchewkiRodzice wymagający
„Oczywiste, że dziecku trzeba stawiać wymagania”. To prawda. Problem w tym, że oczekiwania niektórych rodziców są zbyt wysokie. Nieliczące się z możliwościami i potrzebami dziecka. Dzieje się tak najczęściej,  gdy  w dziecku chcą spełnić swoje niezrealizowane marzenia. Syna lub córkę usiłują ukształtować wedle swoich ambicji  i wychować na przykład na maklera, adwokata lub baletnicę.

Od przedszkola zapisują biedne dziecko na zajęcia dodatkowe, a w szkole nie tolerują stopni gorszych niż szóstki lub piątki. Wymagają nie tylko tego, by ich cenny potomek chodził jak w zegarku i by mogli się chwalić jego osiągnięciami.

Oczekują też wdzięczności („Podziękuj tacie, że pracuje po godzinach, żebyś mógł chodzić na kurs angielskiego”) i bezwzględnego posłuszeństwa („Mama zapłaciła za szkołę baletową za cały rok, więc masz tam chodzić, czy podoba ci się, czy nie”). Podstawową metodą wychowawczą jest przymus: „Musisz to zrobić i tyle”, „Powinnaś więcej pracować”. Na porządku dziennym są zakazy: „Nie wolno ci marnować czasu na te głupie gry” i kary: „Marsz do swojego pokoju” lub „Za karę nie pojedziesz na wycieczkę z klasą”.

Czego to uczy dziecko?
Zaszczepia przekonanie, że tylko spełniając oczekiwania innych, zasługuje się na miłość. Dziecko tak wychowywane poczucie własnej wartości wiąże z osiągnięciami. Najdrobniejsza porażka jest dla niego dramatem. Ma trudności w nawiązywaniu przyjaźni, wobec rówieśników bywa agresywne lub przeciwnie: nadmiernie ulega wpływom kolegów. Gdy podrośnie, ze stresem nierzadko radzi sobie za pomocą alkoholu i narkotyków. Jako nastolatek i dorosły na ogół odgrywa się, buntując się i lekceważąc zasady wyznaczane przez rodziców. Lub za przestrzeganie domowych rygorów płaci wysoką cenę: choruje na zaburzenia łaknienia lub depresję.

reklama

Niedostępni

Dziecko traktują jak kłopot i przeszkodę w tym, żeby żyć po swojemu. Dlatego chętnie wyręczają się nianiami lub dziadkami. Zwykle mają ważny pretekst: praca do późna, kolacja służbowa, wizyta u kosmetyczki, spotkanie z przyjaciółmi. Zamiast wspólnego czasu i rozmów, syn lub córka dostaje prezenty. W ten sposób mogą się tłumaczyć: „Nie ma mnie w domu, bo ciężko pracuję, żeby kupić ci nowy komputer”.

Gdy dziecko domaga się uwagi,  chce porozmawiać, najczęściej słyszy: „Daj mi spokój, padam z nóg” lub „Włącz telewizor i zajmij się sobą”. Tacy rodzice na pozór są liberalni i przyjacielscy, ale tak naprawdę mało ich obchodzą sprawy dziecka: to, jakich ma przyjaciół, jak się uczy i jakie ma zdolności. Podstawową metodą wychowawczą jest unikanie zajmowania się dzieckiem.

„Jesteś na tyle duży, żeby radzić sobie sam” – słyszy syn lub córka. Kary i nagrody zależą najczęściej od nastroju rodziców, a nie od tego, co naprawdę robi czy osiąga dziecko.

Czego to uczy dziecko?
Braku elementarnego poczucia bezpieczeństwa i szacunku dla siebie. Tak wychowywane dziecko ma często trudności w szkole, bo rodzice nie motywują go do nauki ani nie pomagają rozwiązywać konfliktów z kolegami i nauczycielami. Staje się nieufne i niestałe w uczuciach. Ma kłopoty z oceną sytuacji i ludzi. Boi się przywiązywać do kogokolwiek, więc nie ma koło siebie bliskich osób. Lub przeciwnie: zwykły miły gest traktuje jako oznakę miłości i przyjaźni. A to naraża go na rozczarowania i pogłębia poczucie, że jest bezwartościowe.

Bezstresowi

Tacy rodzice są przekonani, że najważniejsze jest dobre samopoczucie dziecka. W imię jego dobrego humoru zrobią wszystko: pozwolą obejrzeć film dla dorosłych, kupią drogą zabawkę, nie zwrócą uwagi, gdy źle się zachowuje... Czują się winni, gdy dziecko płacze, krzyczy lub jest smutne. Dlatego spełniają wszelkie jego życzenia. Nawet jeśli wcześniej mama zarzekała się: „Pojedziemy do kina, ale potem od razu wracamy do domu”, to gdy córka marudzi, że chce iść na zakupy, zgadza się. I wydaje ostatnie pieniądze na jej  zachcianki.

Jeśli dziecko zaprotestuje: „Nie chcę iść na imieniny babci”, tata ustępuje i  pozwala mu zostać w domu. Tacy rodzice zawsze stoją po stronie dziecka, akceptują je i wspierają. Problem jednak w tym, że nie potrafią stawiać dziecku granic i konsekwentnie egzekwować zasad. Metoda wychowawcza: unikanie kar i wymagań. Zasada podstawowa: „dziecko wie, co jest dla niego dobre” i „trzeba zrobić wszystko, żeby było szczęśliwe”.

Czego to uczy dziecko?
Nieustannego sprawdzania, do jakich granic można się posunąć. Takie dziecko jest pewne, że wolno mu wszystko i wszystko mu się należy. Bez względu na to, czy jego zachowanie krzywdzi innych, czy sprawia im przykrość. Może mieć skłonność do manipulowania ludźmi.

Jeśli coś lub ktoś przeszkadza mu osiągnąć cel, wpada we wściekłość. Nie ma cierpliwości i woli łatwe rozwiązania niż cierpliwe dążenie do celu. Brak jasnych zasad ustalonych przez dorosłych sprawia, że często dzieci wychowywane bezstresowo tak naprawdę nie mają wewnętrznego poczucia bezpieczeństwa i nie potrafią ocenić, co jest dla nich dobre, a co złe.

Nadopiekuńczy

Wobec dziecka są bezkrytyczni („Och, nie szkodzi, że jest za gruby, wyrośnie z tego”) i przesadnie opiekuńczy („Nie będzie chodził na wf, bo się zgrzeje i przeziębi”). Często są przewrażliwieni na punkcie zdrowia, higieny i bezpieczeństwa dziecka. Nie pozwalają mu bawić się na podwórku z kolegami: „Oni są niegrzeczni i mogą ci zrobić krzywdę”, nie puszczają do szkoły, gdy syn zakaszle, wpadając w panikę, że to poważna choroba. Pomagają dziecku odrabiać lekcje, sprzątają w jego pokoju i dbają, by się nie przemęczało.

Gdy syn lub córka ma kłopoty w szkole, panikują, że nie zda do następnej klasy lub skończy bez wykształcenia. Uważają się za doskonałych rodziców, ale w ich przypadku powodem troski o dziecko nie jest miłość, ale ich własny lęk i niepewność. Tu zasadą wychowawczą jest niespuszczanie oka z dziecka. Dozwolone są wszelkie zakazy: „Nie biegaj, bo się zgrzejesz i zachorujesz” i nakazy: „Nie koleguj się z tym chłopcem”, których celem jest chronienie dziecka przed niebezpiecznym światem.

Czego to uczy dziecko?
Nabiera przekonania, że samo nie da sobie z niczym rady. Jest niesamodzielne i niezaradne. Nie potrafi pokonywać nawet drobnych przeszkód. Brakuje mu wiary we własne siły i umiejętności radzenia sobie z trudnymi sytuacjami. W towarzystwie obcych ludzi, a nawet kolegów z klasy jest nieśmiałe i zahamowane. Brakuje mu inicjatywy i często nie potrafi określić, na czym mu zależy i czego chce. Jedno jest pewne: nawet gdy dorośnie, będzie zależne od rodziców i z trudem podoła odpowiedzialności za własne życie.

Źródło: Wróżka nr 10/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl