Czarci z kraju Ordynata

Tu chrząszcz brzmi w trzcinie, tu święty Antoni rozprawił się z diabłem. A poza tym Roztocze jest po prostu piękne. Idealne miejsce na jesienna wyprawę.

Czarci z kraju OrdynataNa południe od Janowa Lubelskiego las rośnie gęsty i dziki. Jeśli się w niego zagłębić, spod nóg co i raz pryskają bażanty i zające. Na północ, choć lasów już nie ma, ziemia bezludna niczym w puszczy: dróg mało, wioski odległe, wzgórza sfałdowane jak wygnieciona koszula. Znawcy Roztocza tę krainę, łaciatą od pól, co wiosną malowane są we wszystkich odcieniach zieleni, a latem żółte od pszenicy, najbardziej lubią za spotkania z ludźmi, za błękit nieba, za tę drogę, co plecie się przez Godziszów i Otrocz do Turobina niczym opowieść sprzed wieku. Tylko patrzeć, jak z zaułka wyjdą Żydzi w długich chałatach, rozmodleni, bo to przecież szabas...

Nie wyjdą. Kiedyś kościół i synagoga stały obok siebie. Katolicy i żydzi razem poszli do powstania w listopadzie. Tym, co przeżyli, car odebrał majątki. A przy tym i prawa miejskie. W 1942 roku hitlerowcy założyli tu getto. Więzili ludzi z całego Roztocza, zanim pomordowali ich w Bełżcu. Dziś pozostała już tylko pamięć. Jak ból po amputowanej ręce.

Chrząszcze i szarańcza
Na południe od Turobina, na szczycie Łysej Góry w Radecznicy, stoi klasztor bernardyński w miejscu, gdzie mieszkał ponoć czart Kosmal. Zły odszedł 8 maja 1664 roku, kiedy to Szymonowi Tkaczowi objawił się tu św. Antoni u źródła. Odtąd miało ono leczyć z takich chorób, co to się nawet medykom nie śniły. Trzy lata później na górze stanął klasztor. Historia objawień wymalowana jest na XVII-wiecznych freskach jak komiks. Po polsku. Bo jak powiadał Jan Paweł II: „na Roztoczu nawet ptaki śpiewają po polsku”.

Wygnany Kosmal zamieszkał w rzece, tuż wedle drogi na Mokrelipie. A kto przez most przechodził, to go upiór straszył, a czasem i na śmierć zadusił. Postawili więc ludzie krzyż drewniany, przy którym modlił się każdy kondukt żałobników. Od tej pory diabeł topi w rzece już tylko niewierzących.

reklama

Z Mokregolipia blisko do Szczebrzeszyna. Wiersz Jana Brzechwy związał miasteczko z chrząszczem na wieki wieków. Nikogo nie dziwi, że mieszczanie postawili owadowi pomnik z lipowego drzewa. Wyrzeźbili go uczniowie profesora Zygmunta Jarmuła. Ale nie ta figura jest prawdziwym skarbem miasteczka, lecz rynek. W jednym rogu – ratusz, w drugim – synagoga, obok niej – cerkiew, a kościół – nieopodal. Jakby historię tych ziem chciał ktoś zamknąć w jednej metaforze. Pod miasteczkiem ciągną się sekretne tunele. Niektórzy mówią, że to katakumby, które biegły od zamku poza mury miasta. Inni, że wewnątrz podziemi hitlerowcy ukryli Bursztynową Komnatę i wysadzili wejścia.

Na południe od Szczebrzeszyna zaczynają się lasy Roztoczańskiego Parku Narodowego. Stolicą tego obszaru jest Zwierzyniec – łowiecka stolica Ordynacji Zamoyskich. Miasteczko powstało z ostoi myśliwskiej, jaką zbudował Jan Zamoyski, który chciał godnie podejmować koronowane głowy. Bywali tu Michał Korybut Wiśniowiecki, Władysław IV, Jan Kazimierz, a nawet i Jan Sobieski, co przyjechał ustrzelić tura, ale sam został trafiony strzałą. I to nie byle jaką, bo strzałą Amora. Od pierwszego wejrzenia zakochał się w Marii Zamoyskiej, późniejszej… królowej Marysieńce.

Dumą Zwierzyńca jest malowniczy park z „kościółkiem na wodzie”. W 1741 roku ufundował go Tomasz Antoni Zamoyski w podzięce św. Janowi Nepomucenowi, do którego przez kilka lat modlił się o szczęśliwe narodziny syna. Przy ulicy Browarnej stoi zabytkowy browar Zamoyskich, a tuż pod lasem kamień z inskrypcją przypominającą, że 27 sierpnia 1711 roku miasto padło ofiarą szarańczy. Zebrano ponad 650 korców żywego owada, a z ziemi wykopano 600 garnców szarańczych jaj. Przy tylu chrząszczach nawet Szczebrzeszyn musi się schować.

Zagroda Guciów – położony niedaleko Zwierzyńca pensjonat agroturystyczny z regionalną restauracją.  Szumy w Guciowie
Tuż za wschodnimi rogatkami Zwierzyńca zaczyna się przedziwny, mroczny, niemal nietknięty ludzką ręką roztoczański las. Trzeba jechać wolno, bo Roztoczański Park Narodowy słynie z obfitości płazów i choć zrobiono dla nich przepusty pod jezdnią, to zawsze jakaś traszka, zaskroniec, padalec czy żaba wylezie na drogę. Stawy kazał kopać ordynat Zamoyski, żeby zwierzyna miała łatwe dojście do wodopoju, a panowie szlachta miejsce do spacerowania z flintą. Teraz wokół jeziora galopują włochate koniki polskie wypuszczone na wolność, ale pod czujnym okiem strażników parku.

Jeśli Zwierzyniec jest dziś stolicą Roztocza, to jego serce bije w Guciowie. Anna i Stanisław Jachymkowie, para poetów i entuzjastów tej krainy (nikt o Roztoczu nie pisze tak jak Staszek Jachymek), wybrała to miejsce na swoją siedzibę. „Zagroda Guciów” to skansen, znakomity pensjonat i regionalna restauracja z lokalnymi specjałami. Znawcy twierdzą, że można tu popróbować najlepszego na świecie zsiadłego mleka i bigosu na dziczyźnie. W jednej z chat, jakie uchronili przed zniszczeniem, znajduje się znakomite muzeum, w którym zobaczyć można skamieniałe ślady dinozaurów, groty czerwieńskich strzał i wyposażenie roztoczańskich domów.

Trzeba tu zostać na noc. Aby wieczorem usiąść przy drodze i pogadać z miejscowymi – mężczyznami, co niczym Entowie z „Władcy Pierścieni” wydają się zdrewniali… Ich kobiety także odeszły kiedyś do innego życia – do miast, do świateł innych niż gwiazdy. A bladym świtem zabłądzić w podmokłych nadwieprzańskich łąkach, kiedy słońce mocuje się z mgłami. Podejść bobry przy pracy albo w mroku lasu zobaczyć orła.

Droga wzdłuż rzeki wiedzie do Krasnobrodu, bajecznie położonego w samym środku Parku Krajobrazowego. Nie byłoby ślubu Jana Sobieskiego z Marysieńką, on nie zostałby królem i nie ocalił Wiednia i Europy przed tureckim potopem, gdyby nie źródło w Krasnobrodzie. Ponoć w 1680 roku Marysieńka była już śmiertelnie chora, kiedy wspomniała na cudowne uzdrowienia za sprawą Matki Boskiej Krasnobrodzkiej. Objawiła się ona 40 lat wcześniej Jakubowi Ruszczykowi, który był pierwszym cudownie uzdrowionym. Od tej pory chorzy przybywali do klasztoru zbudowanego przez Zamoyskich.

Od uzdrowienia Marysieńki Sobieskiej sława krasnobrodzkich cudów przyciągać zaczęła pielgrzymów z całej Europy. Królowa zbudowała nad cudownym źródłem kaplicę. Ale nie tylko kościół i kaplicę warto odwiedzić. Dominikanie prowadzą muzeum, w którym zwraca uwagę kolekcja wieńców dożynkowych, oraz zadbaną ptaszarnię z egzotycznymi gatunkami z całego świata. Sama figura Najświętszej Panienki wyrzeźbiona przez Ruszczyka została wedle tradycji porąbana szablami i spalona przez Kozaków Chmielnickiego, ale już rok później w cudowny sposób powróciła z zaświatów. Nie powrócił krasnobrodzki kościół, który utonął w bagnie w dniu, kiedy mieszkańcy miasteczka postanowili zostać kalwinami.

Takich cudów kryje się po lasach więcej. W sercu Puszczy Solskiej, w Górecku nad Szumem, szukali schronienia Polacy uciekający przed gniewem Chmielnickiego. Już, już Kozacy mieli rozsiekać ich na szablach, kiedy drogę zastąpił im św. Stanisław. Na pamiątkę ocaleni wybudowali prostą kaplicę pod dębami. A kiedy ordynat Marcin Zamoyski stanął pod Chocimiem, do tegoż świętego modlił się o zwycięstwo, obiecując, że jeśli wygra – wystawi mu kościół. I wystawił. W pięknym miejscu. Po jednej stronie pagórki Roztocza, po drugiej równa jak nożem uciął bezkresna ściana Puszczy Solskiej. Najlepiej widać tę granicę z Góry Krzyżowej w pobliskiej Tarnowoli. Wspinaczka na szczyt trwa 25 minut, a widok spod krzyża uchodzi za najpiękniejszy w całym regionie.

Źródło: Wróżka nr 10/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl