Malwa

Nie miała szans na zamażpójście. Od dzieciństwa była niska, przysadzista, z dużymi zębami i szerokim nosem. Miała tylko piękne ręce delikatne, długie, jak ze starych obrazów, które zupełnie nie pasowały do niezgrabnych ramion i krótkiej szyi.

MalwaBabcia zaczęła pić po śmierci swej córki, matki Malwy, która mając 15 lat, umarła przy porodzie. Żyły odtąd we dwie w dwupokojowym mieszkaniu w bloku, które babcia wyczekała przez długie lata w mieszkaniowych kolejkach. Kiedy Malwa kończyła szkołę, oświadczyła babci, że nie pójdzie do krawieckiej zawodówki, ale do najlepszego liceum w mieście, prywatnego.

– Za to trzeba płacić kupę kasy – powiedziała babcia. – Wybij to sobie z głowy.
Malwa poszła do dyrektora liceum na pół roku przed egzaminami wstępnymi.
– Co trzeba zrobić, żeby się dostać do tej szkoły? – zapytała.
Sięgała dyrektorowi do ramion. Wszystkim mężczyznom sięgała do ramion.
– Och, krasnoludku – powiedział dyrektor – trzeba po prostu dobrze zdać egzamin. Jak u ciebie z matematyką?

– Pani od matematyki – powiedziała Malwa – mówi, że gorszego tumana ode mnie nie widziała w życiu.
– To już coś – powiedział dyrektor. I zapytał o rodziców.
– Matka nie żyje, ojciec nie wiadomo gdzie. Wychowuje mnie babcia.
– To z czego żyjecie? – dopytywał się dyrektor.
– Z emerytury. Babcia chodzi na targ i kupuje przywiędłe warzywa. Raz na jakiś czas piekę szarlotkę. Bardzo dobrze sobie radzimy.

– Porozmawiam z panem z grupy chrześcijańskiej, która udziela korepetycji nieradzącym sobie w nauce uczniom – powiedział dyrektor. – Może się zgodzi zająć twoją matematyką.
Pan od razu się zgodził. Był niski i przysadzisty jak Malwa. W jego mieszkaniu panował dziki bałagan. Stało pięć telewizorów jeden na drugim, wisiały jakieś sznury od żelazek, ale najwięcej było starych roczników „Życia Warszawy” i pustych tekturowych pudełek.

Już po tygodniu Chrześcijański powiedział, że Malwa wcale nie jest tumanem, a przeciwnie: ma wielki talent. I faktycznie, po miesiącu Malwa zaczęła w podstawówce dostawać same szóstki. Pani była zdumiona: mózg ci ktoś wymienił na inny czy co? Na egzaminie wstępnym do liceum dyrektor podszedł do Malwy i cicho powiedział:

– Będziesz miała w szkole obiady gratis, krasnoludku. Mniej więcej w tym czasie, kiedy Malwę przyjęto do prywatnego liceum, babcia przestała pić. Zaczęła za to znosić śmieci z podwórek – pudełka, puste opakowania, co się dało.

– Sprzedam to i będzie na czesne za naukę – mówiła, choć Malwa żadnego czesnego płacić nie musiała. Wieczorami zbierała to, co babcia przyniosła do domu i wyrzucała do śmietnika. I tak w kółko. Któregoś dnia babcia przywlokła komputer. O dziwo, jeszcze sprawny. Odtąd wszystko poszło w kąt. Malwa przyspawała się do komputera i szybko okazało się, że stało się jak z szarlotką – szybko, łatwo i bez trudu. Przed maturą poprosiła Chrześcijańskiego, żeby przyszedł przed szkołę. Stoją tam odświętnie ubrani rodzice z kanapkami i bardzo się denerwują. Czy Chrześcijański mógłby także przyjść? Ona oczywiście kanapki zrobi sama. Bo do niej do szkoły nikt dotąd nie przyszedł. Nawet na wywiadówkę.

Więc może na maturę mógłby przyjść, bo byłoby jej przykro wejść na salę bez wsparcia rodzica.
Chrześcijański zgodził się. Przyszedł przed szkołę wystrojony w czarny garnitur, z laską w ręku i sygnetem na palcu. Wyglądał jak ambasador. Przed szkołą stali rodzice i grupa maturzystów.

– Szukam Malwiny – powiedział Chrześcijański.
– E, krasnolud – zawołał wysoki blondyn z klasy – narzeczony do ciebie.
Malwina zacisnęła wargi. Ze wszystkich chłopaków w klasie blondyn najbardziej jej dokuczał i to właśnie w nim zakochała się bez sensu i beznadziejnie, bo nawet takie brzydactwo jak ona musi się w końcu w kimś zakochać, ale nigdy ani słowem, ani gestem nie dała do zrozumienia, że wysoki blondyn jest stale obecny w jej marzeniach. Chrześcijański kiwnął laską w stronę blondyna.
– Jak to wy mówicie? Masz maturę przechlapaną. Jedynka cię czeka z matematyki, miły człowieku.

Malwina zdała egzamin wstępny na uniwersytet, na matematykę. Zamierzała od drugiego roku studiować także informatykę. Wszystko, co ścisłe, szło jej łatwo i miło, jak pieczenie szarlotki. Czuła się w uporządkowanym świecie nauk ścisłych bezpiecznie. Jedno wynikało w nim z drugiego, wszystko było precyzyjne i przewidywalne.
Już od piątego roku studiów zaczęła pracować w poważnej firmie. Jej przedstawiciel zgłosił się na wydział z prośbą o superzdolnego studenta. Obiecał całoroczne stypendium, a później stałą pracę.

– Mamy tu studentkę bardziej niż superzdolną – powiedział dziekan.
Na widok Malwiny przedstawiciel skrzywił się.
– Co pani umie? – spytał niechętnie.
– Piec szarlotkę – powiedziała tym samym tonem Malwa.
– Jak angielski?
– Perfekcyjny?
– Coś jeszcze?
– Rosyjski. Biegle, ale z marnym akcentem.
– No dobrze – zgodził się przedstawiciel. – Proszę napisać CV.
Już w pierwszym dniu pracy Malwa zrobiła w parę godzin to, co jej zadano na parę dni.
– Perła – powiedział szef. – Dostaliśmy perłę.

– Bo ja jestem w czepku urodzona – powiedziała Malwina. – Urodzeni w czepku pracują szybko. Przed urodzinami koleżanki zaoferowała się, że upiecze dwie szarlotki. Gdy babcia ostro jeszcze nie piła, Malwina upiekła szarlotkę, żeby ją za coś przebłagać i odtąd ciasto wychodziło jej wspaniale – kruche, słodkie i pachnące. Koleżanka zgodziła się na pomoc Malwiny w przyjęciu urodzinowym. W kuchni dopiekały się ciasta. Malwina wyjrzała do salonu. Zobaczyła wysokiego blondyna z jej dawnej klasy.

– Czy możesz mi pomóc zdjąć pudełko z cukrem z górnej półki? Sama go nie dosięgnę. Wejdź, proszę, na chwilę do kuchni.
Kiedy blondyn tam wszedł, stała na drabince i pokazywała pudełko ręką. Nagle długa do pięt spódnica osunęła się w dół.
– Och, pękła mi gumka – powiedziała Malwina. Stała do niego tyłem. Wysoki blondyn roześmiał się i podszedł do drabiny. Trwało to krótko, potem on wyszedł bez słowa do gości.

reklama
Źródło: Wróżka nr 9/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl