Podszept anioła

W czasach, w których byty niebieskie zamieniono w tanie dekoracje, wciąż istnieją ludzie, którzy cherubiny i serafiny traktują z powagą i szacunkiem. Bo jak nie wierzyć w anioły, skoro te wierzą w nas, nawet na przekór nam samym?

Katarzyna Korba Ależ sobie pani znalazła zajęcie... Pani wie, na co się pani porywa? – krakowski paulin pokiwał z troską głową, gdy Katarzyna Korba, organizatorka Festiwalu Anielskiego w Krakowie poprosiła zakonnika i eksperta od aniołów o wzięcie udziału w jej drugim wówczas festiwalu.
Wtedy jeszcze nie wiedziała. Nie wiedziała, że w świecie, który próbowały ogarnąć największe systemy teologiczne, przez który próbowali z różnym skutkiem przebić się najwięksi myśliciele i mistycy, nie wszystko jest oczywiste z punktu widzenia człowieka, właściwie prawie wszystko jest nieoczywiste.

– Bo prawie wszystko w świecie aniołów jest tajemnicą, dla istot niższego jednak rzędu, ułomnych i śmiertelnych nie do ogarnięcia – uśmiecha się Herbert Oleschko, redaktor w wydawnictwie Akademii Muzycznej w Krakowie i jeden z nielicznych polskich angelologów, który aniołom, a właściwie wiedzy o tym, jak anioły próbowali przez wieki poznać, poskromić i uszeregować Ojcowie Kościoła (oraz inni teologowie, filozofowie i mistycy), poświęcił wiele publikacji i kilkanaście lat życia.

A Katarzyna Korba z aniołami się zmaga sześć lat. Był środek lata, gdy stanęła na rozdrożu, by zastanowić się, co właściwie chciałaby jeszcze w życiu zrobić. I wtedy postanowiła podzielić się z innymi swoją pasją. A ta pasja to anioły. Pierwszym, który ją zaintrygował, był Anioł Stróż w domu babci. Na obrazie pochylał się nad dziewczynką stojącą na skraju rzeki. Chronił ją. To była bardzo stara, ciemna płaskorzeźba z wyblakłymi kolorami, ale miała w sobie ogromną tajemnicę i spokój zarazem. Co ciekawe, dzieci często dostają na chrzest albo komunię świętą obrazki z podobnym motywem.

reklama

– A potem o swoim stróżu najczęściej zapominają – przyznaje z pewnym smutkiem Herbert Oleschko. Dodając, że przyczyn tego zapomnienia jest wiele. Sprzyja temu nasza dość przyziemna z ducha cywilizacja, ale co ciekawe, w warunkach polskich również bardzo silny kult maryjny, który zostawia anioły w cieniu. Dość powiedzieć, że wśród kilkuset sanktuariów, poświęconych Maryi mamy tylko jedno poświęcone aniołowi, konkretnie Archaniołowi Michałowi, czczonemu przez ojców michalitów.

Katarzyna o Aniele Stróżu nie zapomniała. Kiedy o mały włos anioł nie wylądował pewnego dnia, po śmierci prababci, w piwnicy albo innym nie-bycie, zabrała go pod pachę i przeniosła do siebie. Właściwie nie wiedziała, dlaczego jest dla niej tak ważny, po prostu nie potrafiła skazać go na samotność. A potem przychodziły do niej kolejne anioły. Zaczęła je kolekcjonować. Marzyły jej się istoty naprawdę szlachetne i wyjątkowe. Te, które same znajdują sobie artystów, które pozwalają uchylić rąbka anielskich tajemnic jedynie wrażliwym i wyczulonym na ich piękno twórcom. Takim jak krakowski malarz Rafał Mruszczak, który na krakowskim Kazimierzu od lat już maluje byty bezcielesne.

– Właściwie malują się same – przyznaje artysta. – Nigdy na początku nie wiem, jakiego anioła zobaczę. Czasem więc sam się dziwię, dlaczego właśnie przyszedł do mnie anioł radosny albo zamyślony. I dlaczego innym razem zjawił się zapłakany.

Rafał MruszczakTen zapłakany akurat przyszedł do Rafała Mruszczaka w konkretnym celu. Na obrazie pojawił się bowiem również, obok ducha, a właściwie w nim, mały, zabłąkany piesek. Artysta domyślił się, że skrzydlatemu stworzeniu, być może, chodzi o to, że człowiek często zapomina o tych, którzy obdarzają go miłością całkowicie bezinteresowną. Jak psy. Jak anioły. Malarz jest pewien, że każdy anioł, którego dotąd przywołał, a były ich już dziesiątki, nosi w sobie bardzo wyraziste emocje. W zależności od tego, co w danej chwili chce człowiekowi przekazać.

– To z reguły dyskretne rady i przestrogi. Na tyle dyskretne, że nie zawsze potrafimy się w nie wsłuchać – dodaje Herbert Oleschko.
Katarzyna wsłuchała się. Na rozdrożu usłyszała podpowiedź: „byłoby dobrze, gdybyś ocaliła anioły od zapomnienia”. I tak najpierw powstała na Kazimierzu galeria Art Cherub, a rok później pierwszy w Krakowie festiwal w całości poświęcony bytom niebieskim: wykładom, koncertom, wystawom, warsztatom.

Co ciekawe, podobnie jak galeria, także i festiwal pojawił się na przełomie września i października, w czasie szczególnie anielskim, bo poświęconym trzech archaniołom: Michałowi, Rafałowi i Gabrielowi. Festiwal zdarzył się z wielu powodów, przede wszystkim jednak po to, by anioły znów pojawiły się między ludźmi. Kraków wydawał się miejscem oczywistym.

– Anioły to miasto opanowały już dawno – uważa Rafał Mruszczak. – Są wszędzie, na fasadach budynków, na ścianach i witrażach świątyń, w domach i w muzeach. To w Krakowie anioły uwieczniali kiedyś Matejko, Mehoffer i Malczewski. A wcześniej twórcy często bezimienni, budowniczowie kościołów, rzeźbiarze pulchnych cherubinów o dziecinnych, zamyślonych twarzyczkach.

– Brakuje mi czasów, w których anioł towarzyszył człowiekowi w każdym przejawie rzeczywistości, a o ilość i kształt chórów anielskich, o to, jakie znaczenie dla wszechświata mają przepełnione miłością serafiny czy pełne wiedzy cherubiny, kłóciły się największe umysły – dopowiada Herbert Oleschko.

– Może i teolodzy mylili się w statystykach i liczbie skrzydeł, może i wyobrażali sobie bezcielesne, dobre byty zgodnie z tym, co podpowiadał im stan wiedzy i wymagania epoki, ale kierowały nimi przecież wspaniałe pobudki. Próbowali rozpoznać nierozpoznaną naturę anioła, by za jego pośrednictwem zbliżyć się do największej tajemnicy, do dobra absolutnego, Boga.

– Może dlatego anioły objawiały się kiedyś ludziom częściej niż teraz? – zastanawia się Katarzyna Korba. A przecież pojawiały się, niezależnie od czasu i przestrzeni, istniały we wszystkich religiach, choć różnie w nich były postrzegane. Przybierały postaci młodzieńców lub brodatych starców, miewały twarze śnieżnobiałe i czarne, bywały słodkimi dziećmi albo gladiatorami o czerwonych rękach. Pojawiały się w wizjach i snach.

W Starym i Nowym Testamencie. To przecież Anioł Pański zwiastował Marii, że urodzi syna Bożego, to anioł przyniósł pasterzom wieść o narodzeniu Jezusa. To nic, że w ewangeliach nie ma słowa o aniołkach przy żłóbku, że najpewniej te akurat istoty zrodziły się z wyobraźni, a może także ludzkiego pragnienia, by anioł był zawsze tam, gdzie powinien…

– Anioł jest prawie zawsze tam, gdzie powinien. Prawie, bo jako istota stworzona nie jest perfekcyjna, czasem zdarza jej się popełniać błędy – przypomina nam Herbert Oleschko.
Tak czy siak, angelolog jest pewien, że z aniołem przy boku wychodzimy najczęściej na dobre. Bo obcowanie z istotą niematerialną sprawia, że człowiek sam przestaje się czuć wyłącznie bytem ziemskim, który właściwie nie wiadomo po co znalazł się w niezrozumiałym często, bezlitosnym dla niego świecie.

– Kiedy czujemy obok siebie istoty przepełnione duchową troską o nas, sami zaczynamy odczuwać siebie jako istotę duchową, dążącą ku wewnętrznej harmonii, prawdzie i miłości – twierdzi znawca aniołów. – Co więcej, gdy jesteśmy w dobrych stosunkach z aniołami, możemy liczyć na ich pomoc, bo przecież istnieją właśnie po to, by nas chronić!

Źródło: Wróżka nr 12/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl