Po jasnej stronie życia

Monika i Maciej mówią, że musieli się już kiedyś znać. Wcześniej. W jakimś innym życiu. Wtedy się rozstali. Ale tylko po to, żeby teraz znowu się odnaleźć. Oswoić własny dom i napisać książkę. I upiec razem pierniki na święta.

Po jasnej stronie życiaMonika jest młodzieńcza i radosna. Jakby wciąż była dziewczyną z liceum. A może po prostu znowu się nią stała? Maciej – wysoki, szczupły i ręce ma żylaste. Nawykłe do pracy, chociaż to przecież ręce pisarza. Poznali się w liceum. Bardzo daleko od miejsca, gdzie stoi dom, o którym dziś mówią: „wspólny”. Bardzo daleko od miejsca, w którym piszą teraz książki i pieką znakomite pierniki, może najlepsze w całych Karpatach. Trochę trwało, zanim się odnaleźli. Każde z nich miało przecież własne życie. Przebyli więc do siebie długą drogę. Ale w końcu się udało. Dom jest drewniany. Przygarbiony i pełen zmarszczek. A każda to kawał historii. Trudnej. Nie ma w Beskidzie Niskim starego domu bez historii. Ale ten ich jest wyjątkowy. Szczęśliwy. Jeden z tych trzech, co ocalały z dukielskiej bitwy. Stał ponad doliną tak wysoko, że nie dało się bardziej. Na samym końcu drogi.

Łemkowski koniec świata
Maciej Panabażys zamarzył kiedyś o domu w Beskidzie.
– No bo ileż można jeździć w góry z doskoku? – rozkłada ręce. – Nawet do przetargu stanąłem na dom w Łupkowie, ale nie wygrałem. Zdesperowany kupiłem ziemię. W Mszanie.
To niemal beskidzki koniec świata. Chciał tu być. Właśnie tu – na łemkowszczyźnie.

Pobliski Olchowiec ocalał cudem z pogromu, jakim była „Akcja Wisła” (przeprowadzona w 1947 roku operacja wojskowa polegająca również na przymusowym przesiedlaniu Ukraińców, Bojków, i Łemków z Polski południowo-wschodniej na tzw. Ziemie Odzyskane). Katolicki proboszcz ze Żmigrodu wydawał Łemkom świadectwa chrztu, że są swoi, że niby Polacy. Mszaniakom już nie zdążył. Wyjeżdżali we łzach. Ostatnie pieniądze wciskali polskim dzieciom, żeby się zajęły grobami na cerkiewnym cmentarzu. Wiedzieli, że już nie ma powrotu. Ich domy przydzielono przesiedleńcom z Huty Polańskiej, potomkom konfederatów z Baru.

Maciej kupił ziemię, z myślą, że będzie budował.
– Ale czekaj, nie gorączkuj się – powiedzieli mu jednak sąsiedzi. – Będzie przetarg na starą szkołę, to będziesz miał dom.
No i odczekał. Szkołę zbudowała przed wojną wieś ze składek. Murowaną, bo drewniane domy często płonęły. Jak się kto spalił, to zanim dom odbudowali, przenosili pogorzelców właśnie tutaj. Maciej studiował polonistykę, ale chciał się nauczyć czegoś prawdziwego, czegoś, co się robi rękoma. Rzucił studia i wziął się za stolarkę. Najpierw jako pomocnik. W ten sposób poznał różne stolarskie sekrety.
– Stolarstwo to trudny zawód – uśmiecha się. – Każdy potrafi skleić ze sobą dwa elementy, które pasują. Ale co zrobić, jeśli nie pasują, a nie masz materiału na nowe? Tylko ten, co sobie poradzi, może siebie nazywać stolarzem.

reklama

W tamtych czasach biżuteria z czeskiego Jabloneksu była marzeniem każdej dziewczyny. Maciek robił drewnianą biżuterię z owocowego drewna. Czereśniowe pierścionki, broszki i kolczyki szły jak woda aż do czasu, kiedy wyparły je z rynku chińskie plastiki. Przerzucił się na ubezpieczenia. W górach zamieszkać było łatwiej, niż znaleźć sposób na życie. Ale nie dawał się. Szukał. Korzystał z każdej okazji. Na szkoleniu, które miało dotyczyć projektów lokalnych, okazało się, że pracownik lubelskiego skansenu będzie uczył, jak wykorzystać dziedzictwo kulturowe w agroturystyce. Niektórzy wyszli. On został. Prowadzący pytał, czy w rodzinie któregoś z uczestników był jakiś rzemieślnik, może zostały po nim narzędzia, notatki…

– Mój dziadek był piernikarzem – pochwaliła się nieśmiało dziewczyna, z którą siedział w ławce.
Maciej się zdziwił.
– Sądziłem, że piernikarze to XVII wiek, Toruń, a tu słyszę, że na wsi, że w Głowience, i że jeszcze kilkanaście lat temu dziadek mojej znajomej robił zawodowo pierniki! – wspomina.
– A kiedy powiedziała, że ciasto musiało dojrzewać dwa tygodnie, zanim można je było upiec, to przepadłem.
Przywiozła mu bezcenne, dziadkowe przepisy na prawdziwe dojrzewające ciasto.
– Ja mam szacunek do spraw, którym potrzeba czasu – podkreśla Maciej. – A piernik dojrzewa jak wino, dobry ser czy whisky. W dodatku dojrzewa dwa razy – zanim go włożysz do pieca i kiedy już z niego wyjdzie.
Upiekł i zaniósł sąsiadom do spróbowania.
– Ho, ho – pokiwała głową babka Józka i oczy się jej zaszkliły. – Smakują jak wtedy… jak wtedy, gdy byłam dzieckiem.
Jakoś w tym samym czasie odnaleźli się z Moniką.

Ona miała w stolicy życie poukładane i bezpieczne. Mąż, dzieci, dom pod miastem. Mimo dobrobytu małżeństwo się nie układało. Nie była szczęśliwa. W każdym razie nie tak, jak w dzieciństwie. Wakacje spędzała u babci w Dąbrowie Białostockiej. Nauczyła się i krowę wydoić, i zrobić ser.
– Miałam wtedy nawet gospodarstwo na Mazurach – wspomina. – Moją sąsiadką była Łemkini wysiedlona z okolic Krosna. Kiedyś podarowała mi łyżkę po swojej babci. Tęskniła do tych gór. I choć nie mogła tu wrócić, to razem ze mną przyjechała ta łyżka.

Ten dom, wspólny, chcieli mieć jak marzenie: drewniany, zabytkowy, z historią niezwyczajną i magiczną.
– I nie chcieliśmy go przenosić, chcieliśmy, żeby był nasz ze swoim obejściem, z cieniem drzew, które wokół niego wyrosły – opowiada Monika. – A tam, gdzie są stare drzewa, zawsze panuje dobry duch.
– Kto szuka, ten znajduje – podsumowuje Maciej. – Szkoła jest murowana, a my lubimy domy drewniane. W końcu znaleźliśmy nasz dom. Dom Edka Bez Ręki.

Swoje wcześniejsze życie rzucili w diabły. Przenieśli się w Beskidy. Własnymi rękami wyremontowali drewniany, połemkowski dom. Teraz jest on siedzibą ich piernikarskiej manufaktury i bibliofilskiego wydawnictwa.Dom z Drzewem Światów
Nad drzwiami wciąż wisi oryginalna tablica: Orzeł bez korony. I napis „Wisła”. I dwa numery: stary 130 i nowy 140. Gospodarzem był tu Edek Bez Ręki. We wrześniu 1939 roku urwał ją szrapnel. Żołnierz Wehrmachtu opatrzył mu kikut, a potem ukrył chłopaka w studni razem z przerażoną matką. Siedzieli tam oboje owinięci szmatami, głodni i przemarznięci. Edek majaczył. Krew wciąż płynęła. Matka modliła się, żeby Niemiec nie zginął. Żeby wrócił. Ale on nie wracał. Ani tego dnia. Ani następnego, kiedy już ucichły strzały. Ani tego trzeciego, kiedy jeszcze miała nadzieję.

– Zginął – rozpłakała się.
Wtedy odwalił deski.
– Hej! – krzyknął. I coś dodał po niemiecku.
– Żyjemy! – domyśliła się, o co pytał.

Zawiózł Edka do szpitala. Gangrena zżerała przedramię. Odcięli całą rękę. Chłopak miał wtedy 13 lat.
– Kiedy wojna się skończyła, Edek się ożenił, urodziły mu się dzieci. Twardy był. Robił sobie narzędzia dla jednorękiego. Miał widły ze styliskiem załamanym pod kątem prostym, tak że sam mógł zarzucić siano – Maciej nie kryje podziwu. – Danka, jego córka, opowiedziała nam, jak sobie radził. Brat Danki, kiedy miał 13 lat, zginął od pioruna. Zupełnie jakby los chciał tę wojenną historię dokończyć. Danka wyszła za mąż, jej mama zmarła, Edek został sam. Radził sobie. Miał narzędzia tak ostre, że strach dotknąć. Nóż do chleba jak lancet.
– A czemuż takie ostre? – pytali ludzie.
– A jak se chleba urżniesz jedną ręką? – odpowiadał.

Po jego śmierci córka sprzedała dom i wszystko, co w nim było. W warsztacie Maciej do dziś ma edkową siekierę. To najlepiej naostrzona siekiera świata. Dom wymagał poważnego remontu. Wszystko zrobili sami. We dwoje. Tylko hydraulikę i elektrykę zostawili specjalistom. Telewizora sobie nie kupili.
– Telewizja wypiera miejscową kulturę – tłumaczy Maciej.
– Kiedy pytam ludzi o miejscowe bajki, nie potrafią ich sobie przypomnieć. Pamiętają tylko te, które znają z telewizji.
A oni oboje lubią baśnie. Przygotowali właśnie do wydania „Drzewo Światów. Opowieści czterech szamanów”.

– Tylko własne wydawnictwo gwarantuje realny wpływ na to, jak będzie wyglądała twoja książka – Monika zajęła się organizacją. – Przeznaczyliśmy na nie zyski z pierników. Zaoszczędziliśmy, bo niewiele wydajemy: nie zależy nam na drogich rzeczach. I nie musimy podróżować. Mieszkamy w pięknym miejscu. Wydawnictwo nazwali „Jasna Strona”. To druga, po Wydawnictwie Czarne, oficyna w Beskidzie Niskim.

Źródło: Wróżka nr 1/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl