Samotność

Zawód miłosny bywa wstrząsem. Zraniony kochanek wycofuje się, zamyka w sobie, nie wychodzi z domu. Rozpoczyna remont na arteriach życia. Nie zawsze kończy się to sukcesem, z samotności bowiem serce pęka mu na wiele sposobów. Również dosłownie.

SamotnośćKiedy w spa „restartujemy mózg”, przez kwadrans odcinając się od świata obrazów, dźwięków i zapachów w komorze deprywacji sensorycznej, samotność wydaje się lekiem na całe zło. Poznajemy tylko jej lepszą stronę. Ciemną, cichą, bezwonną. Krótkotrwałą izolację można porównać do medytacji. Stan, w jakim się znajdujemy, przypomina sytuację jazdy samochodem autostradą w nocy.

Dookoła panuje ciemność, jedynie wstęga drogi jest oświetlona reflektorami samochodu, a pracujący silnik wydaje jednostajny, uspokajający pomruk. Odizolowany od bodźców mózg kierowcy nie potrafi odnaleźć się w rzeczywistości. Czas staje się nierealny, nierzeczywisty i płynie inaczej niż poza autem. Kierowcy często nie pamiętają później, jak pokonali długie odcinki drogi.

Po godzinie-dwóch przebywania w komorze rozluźnienie ustępuje miejsca stresowi. Świat, od którego usiłujemy uciec, okazuje się być w takim samym stopniu źródłem koszmarów i zagrożeń, co ukojenia i harmonii. Pozbawiona obrazów, dźwięków i zapachów oaza spokoju zamienia się w piekło. Nie da się bowiem odciąć od zmysłów, a potem od nich nie odejść.

Miejsce wcześniejszego wyciszenia zajmuje niepokój. Myśli zaczynają galopować, serce kołatać, oddech staje się płytszy i krótszy. Rośnie niepokój. Mózg, pozbawiony stałego dopływu bodźców, traci orientację. I zaczyna fantomami rekompensować sobie brak impulsów – doznaje halucynacji, słyszy głosy, czuje zapachy. W ślad za tym idą zaburzenia systemu nerwowego. Po zwidach przychodzi lęk. A po nim szaleństwo.

Tak jak w uznawanym za fundamentalny dla technik „prania mózgu” eksperymencie z komorą deprywacyjną, jakiego pod koniec lat 50. dokonał psycholog Donald Hebb. 40 lat później w opuszczonym bunkrze atomowym szóstka śmiałków odważyła się powtórzyć kontrowersyjne badanie dla potrzeb filmu dokumentalnego.

reklama

W ciągu 48 godzin wszystkie „króliki doświadczalne” (troje ludzi zamknięto w ciemnych, dźwiękoszczelnych celach, a kolejnemu trojgu zasłonięto oczy i zmuszono ich do słuchania dźwiękowego szumu) odchodziły od zmysłów. Kamera zarejestrowała badanych w momentach paniki i podczas rozmów z niewidocznymi postaciami. To ich zdezorientowane mózgi przejmowały nad nimi kontrolę, tworząc iluzje zapachów, dźwięków i obrazów.

– Są dowody, że osadzenie w pojedynczej celi, nawet jeśli nie stosuje się przemocy i są zachowane odpowiednie warunki sanitarne, prowadzi do załamania emocjonalnego – mówi specjalista w dziedzinie zachowań więziennych Robert Rogers.

Podczas pewnego „więziennego” eksperymentu psychologicznego u jednego z badanych, poddanego karze izolacji w karcerze, po upływie 36 godzin wystąpiły trudne do opanowania napady płaczu, wybuchy gniewu, dezorganizacja myślenia i poważna depresja. Inny dostał psychosomatycznej wysypki na całym ciele. Ze względu na dramatyczne reakcje uczestników, psychologowie byli zmuszeni zakończyć zaplanowany na dwa tygodnie eksperyment już po sześciu dniach.

Im dalej w las, tym gorzej. Wyniki badań dowodzą, że po 4-6 latach pozbawienia wolności u więźniów pojawia się syndrom izolacji lub odosobnienia. Jego objawami są: spadek sprawności intelektualnej, zmniejszenie się zdolności koncentracji uwagi, powtarzanie słów i gestów oraz utrata poczucia rzeczywistości.,Wszystko przez stres, jaki w istotach społecznych wywołuje samotność i brak bodźców. Przysadka wydziela do krwi hormon kortykotropowy (ACTH), który pobudza nadnercza do produkcji zwiększonej ilości adrenaliny i kortyzolu.

Te, powodując przyspieszenie oddechu, wzrost ciśnienia krwi, szybszą pracę serca, uwolnienie do krwi większej niż zwykle ilości glukozy, cholesterolu i wolnych kwasów tłuszczowych, wyzwalają wykształcone przed milionami lat mechanizmy walki lub ucieczki. W efekcie krew odpływa z mózgu i innych organów do kończyn – dlatego właśnie dla ratowania dziecka matka potrafi znaleźć w sobie dość siły, aby unieść samochód. Same w sobie „hormony stresu” nie są więc złe, problemem jest ich stale rosnąca dawka w sytuacji, kiedy nie ma kogo pokonać i dokąd uciec.

Amerykańscy neurobiolodzy z uniwersytetu w Illinois zgrupowali w jednym pomieszczeniu kilkanaście niespokrewnionych myszy obojga płci. Po tygodniu, kiedy gryzonie zaczęły już tworzyć społeczność, kilka z nich odizolowano. Odłączone od stada osobniki straciły motywację działania. Wkrótce brak aktywności przerodził się w agresję, a następnie zmienił się w apatię. Szczegółowe badania pokazały, że w mózgach samotnych osobników gwałtownie obniżył się poziom enzymu mózgowego 5-alfa-reduktazy typu I, który jest zaangażowany w produkcję usuwającego stres allopregnanolonu.

Zdaniem psychologów długotrwała izolacja i związane z nią odczucie głębokiej samotności są bardziej zabójcze niż cukrzyca. Nie tylko dlatego, że stres niszczy otoczkę mielinową. Uszkodzenia izolacji neuronów obniżają zdolność mózgu do szybkiego przetwarzania impulsów. Nierozładowane napięcie odbija się czkawką na całym organizmie. Przewlekle wysoki poziom hormonów stresu (brak możliwości nie powstrzymuje bowiem mózgu od wydzielania ich na podwyższonym poziomie) w systemie krążenia zaburza pracę współczulnego układu nerwowego.

Skutkuje to: bezsennością, niespokojnymi myślami, nagłym kołataniem serca, bólami głowy i żołądka, kłuciem w klatce piersiowej, suchością w ustach, trudnościami w oddychaniu, pobolewaniem w klatce piersiowej, bezsennością, drażliwością czy agresją. Ale to tylko początek. W dalszej perspektywie izolacja może prowadzić do różnych schorzeń: od bezsenności i obniżenia odporności, przez krwawienie dziąseł, problemy dermatologiczne i wrzody, po uszkodzenia naczyń wieńcowych i nowotwory. Bo samotność wyzwala produkcję kortyzolu, której towarzyszy obniżenie poziomu limfocytów T, zwalczających komórki nowotworowe.

Skoro samotność jest tak niebezpieczna, to dlaczego część z nas najlepiej czuje się tylko we własnym towarzystwie? Profesor psychologii uniwersytetu w Chicago, John Cacioppo, przeprowadził szereg eksperymentów, których wyniki miały dać odpowiedź na to pytanie.

Trzem grupom studentów: samotnym z wyboru, samotnym z przymusu oraz grupie osób towarzyskich przedstawiono filmy z zabawnymi sytuacjami i obserwowano ich mózgi za pomocą rezonansu magnetycznego. Okazało się, że mózgi „samotników z wyboru” w części zwanej prążkowiem brzusznym, która odpowiada za radość z otrzymywanych nagród i siłę motywacji, wykazywały mniejszą aktywność na bodźce niż mózgi pozostałych uczestników eksperymentu.

Wynik potwierdziło badanie DNA. Uczeni przyjrzeli się 22 tysiącom genów, sprawdzili, jak wpływają one na pracę układu odpornościowego i odkryli, że u ludzi najbardziej samotnych 209 genów białych krwinek zachowuje się dziwnie (131 zmniejsza swoją aktywność, a 78 staje się nadaktywne).

Równocześnie w grupie „samotników z wyboru” geny były mniej aktywne przy podobnym poziomie enzymów odpowiedzialnych za walkę ze stresem niż w grupie „osób towarzyskich”. Zdaniem Johna Cacioppo to dowód na istnienie kolejnej kategorii „samotników z urodzenia”. W całej populacji jest ich jednak stosunkowo niewielu. Większość z nas do sprawnego funkcjonowania potrzebuje bliskości z innymi i pełnego uczestnictwa w życiu grupy. Warto o tym pamiętać nie tylko w walentynki.

Bomba z opóźnionym zapłonem
Według badaczy ze stanowego uniwersytetu Wisconsin, dorośli, którzy jako dzieci przeżyli izolację społeczną, częściej zapadali na choroby serca.

Małżeństwo jak więzienie
Naukowcy z uniwersytetu w Tel Awiwie, na podstawie analizy danych zebranych w latach 1963-97 od 10 tysięcy urzędników państwowych i pracowników komunalnych, dowiedli, że mężczyźni samotni oraz nieszczęśliwi w małżeństwie są o 64 procent bardziej narażeni na zgon z powodu udaru mózgu niż ci, którzy trwają w udanym związku.

Jesteśmy samotni
Według statystyk w Polsce jest aż 14 milionów osób samotnych, rozwiedzionych albo owdowiałych. W efekcie co trzecia osoba powyżej sześćdziesiątki żyje w pojedynkę. Brak partnera dotyka około pięciu milionów ludzi pomiędzy 20. a 50. rokiem życia.


Jerzy Gracz
fot. Shutterstock.com

Źródło: Wróżka nr 2/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl