Tamara Łempicka - Seks, kłamstwa i pędzel

Nałogowo wywoływała skandale, kłamała, paliła i malowała. Nałogowo przekuwała seks w sukces i pławiła się w luksusie. Nałogowo kochała nie tylko pieniądze i Polskę, ale także swoich modeli i modelki.

Utalentowana, uwodzicielska, pracowała po kilkanaście godzin dziennie i miała smykałkę do interesów. Nie mogło jej się nie udać. Uosabiała ducha czasów. W kobiecym wydaniu – w latach międzywojennych wszystko, co postępowe, łączyło się z płcią piękną. Już nie słabą – czego najlepszym przykładem ona, Tamara Łempicka. Jedna z nielicznych polskich artystek (właściwie należałoby powiedzieć – artystów), której udziałem stał się autentyczny międzynarodowy sukces. Jasne, że karierę zaczęła w Paryżu, bo wtedy nie było lepszego miejsca na ziemi.

Pojawiła się tam w wyniku politycznych zawirowań, uciekając przez bolszewicką rewolucją. Fałszowała wszystko: wiek (rzecz jasna, odmładzała się), miejsce urodzenia (zamieniła Moskwę na Warszawę), powody emigracji (ratowała się przed „czerwonymi”). Unikała także wspominania ojca, który zostawił mamę z trójką potomstwa, a w tym – z Tamarą.

Piękna jak wielbłąd
Z natury mitomanka, na starość fantazjowała bez umiaru. I tak przypisywała sobie zasługę rozpowszechnienia art déco.

– To było moje największe dokonanie – puszyła się. – Powiedziałam: „Po co mamy naśladować Cézanne’a i malować te wszystkie jabłka? Dlaczego nie zrobić czegoś, co jest całkiem nowe?”. Do Francji przyjechała pod koniec pierwszej wojny. Choć nie miała kasy, zachwycała klasą.

Utalentowana, urodziwa, uwodzicielska. Pozowała na Gretę Garbo, po czemu miała predyspozycje: regularne rysy, wydatny nos z garbkiem, duże oczy, powłóczyste spojrzenie. Filmową urodę podkreślała makijażem (sztuczne rzęsy, blady puder, uszminkowane szkarłatem namiętne usta). Do tego krótkie, gładko zaczesane do tyłu lniane włosy i wygolone brwi, zastąpione narysowanymi łukami. Mówiono o niej, że przypomina wielbłąda, z uwagi na potężne nosisko i łopaty rzęs.

reklama

Prostota uczesania kontrastowała z okazałą biżuterią. Wyobrażacie sobie pięć do ośmiu diamentowych bransolet, założonych na sięgające łokcia czarne rękawiczki? Plus liczne sznury korali z półszlachetnych kamieni. Nawet przy sztalugach stawiała się w pełnym rynsztunku. Przynajmniej tak uwieczniono ją na fotografiach: w dłoniach pędzle i paleta, na Tamarze – długa suknia z odkrytymi ramionami, perły, dyndające kolczyki, szeroka bransoleta. Mawiała: „Zawsze ubieram się jak samochód, a samochód jak ja”. Na wyjście narzucała płaszcze z norek. Clou jej kreacji stanowiły ekstrawaganckie kapelusze, do których miała wręcz emocjonalny stosunek. No i pazur!

Polakierowane krwistą czerwienią paznokcie – nowość, na którą pozwalały sobie tylko odważne kobiety. I kolejny wyzywający obyczaj: papieros w długiej fifce. Łempicka, nałogowa palaczka, na wielu fotkach występuje spowita kłębami dymu. Niestety, w starszym wieku uzależnienie przyspieszyło arteriosklerozę i rozedmę płuc; w końcu doprowadziło do śmierci. Ot, proza kryjąca się za poetycką fasadą.

Śmieszył ją mit artysty bez grosza przy duszy. Kochała komfort. W rodzinie mówiono o niej „Chérie”, czyli „droga”. Sława i kasa
Nigdy nie brzydziła się pieniędzmi. Przeciwnie – otwarcie kokietowała rynek. Śmieszył ją mit artysty bez grosza przy duszy, żyjącego w podłych warunkach. Ona zdecydowanie wolała komfort. Córka i wnuczki nazywały ją „Chérie”, czyli „droga”. Rzeczywiście, wydawała się żeńskim Midasem. Mama, babcia? Z żadną z tych ról się nie identyfikowała.

Wystarczy spojrzeć na zdjęcia czy autoportrety – widać, że to zakochana w sobie egoistka. Tyranizowała bliskich, jeśli zaszczycała ich obecnością. Gdy wolała samotność lub tête-à-tête z kimś innym, nie zawracała sobie głowy obowiązkami. – Lubię wyjść wieczorem z przystojnym mężczyzną, który powtarza mi, że pięknie wyglądam albo jak wielką jestem artystką – mówiła.

Taka postawa to było coś nowego. Kobiety światowe przestały się poświęcać. Poczuły się równouprawnione do czerpania z życia jak najwięcej przyjemności. Zresztą, mogły sobie na to pozwolić finansowo. W tym zakresie Tamara również okazała się pionierką. Dorobiła się fortuny przed trzydziestką. Doszła do tego własną pracą, więc wara wszystkim od jej rozrywek i stylu życia!

Uderzającego do niej w konkury barona Kuffnera odesłała z kwitkiem: „Nie mam czasu na małżeństwo. Maluję, jestem u szczytu powodzenia. Jestem zbyt zajęta”. Nie były to słowa rzucone na wiatr. Tamara z „instynktem zabójcy” wybierała sobie modeli. Księżne i żony bogatych przemysłowców zamawiały u niej portrety.

– Malowałam królów i prostytutki, tych, którzy są dla mnie inspiracją i powodują, że czuję wibracje – mówiła. W roku wielkiego kryzysu jej majątek obliczano na milion dolarów. Sukces, który zawdzięczała pracy po kilkanaście godzin dziennie, smykałce do interesów oraz... krachowi ekonomicznemu. Jej klienci bowiem starali się udawać, że bankructwo to nie ich problem; że nadal wiodą rozkosznie próżniaczy żywot.

Łempicką naprawdę było stać na supernowoczesny trzypoziomowy apartament, zaprojektowany przez najbardziej wziętego architekta tamtych czasów, Roberta Malleta-Stevensa. Jej siostra, Adrianna Gorska, zajęła się umeblowaniem; sama właścicielka zaprojektowała co efektowniejsze oświetlenie – wymyśliła żarówki wkomponowane w stół w jadalni, oświetlające od dołu kryształowe wazy z kaliami. Dom natychmiast okrzyknięto rewelacją.

Pokazywano go w lifestylowych pismach. Rozgłos wokół jej apartamentu, gloria najbardziej rozchwytywanej malarki Paryża oraz ekstrawagancki tryb życia – wszystko to sprawiło, że Łempicka znalazła się w czołówce society. Ale czy była szczęśliwa?

Źródło: Wróżka nr 3/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl