Z małą pomocą Opatrzności

Powtarza: „Nie mówcie, czego nie chcecie. Mówcie, czego chcecie!”. Dzięki temu na studiach dostawała takie pytania, na które umiała odpowiedzieć! Ta zasada zawsze działa, przekonuje Ewa Wachowicz.

Z małą pomocą OpatrznościEwa Wachowicz, Miss Polonia i wicemiss świata z 1993 roku, dziś prowadzi w Polsacie program kulinarny „Ewa gotuje”.

Mówiła pani kiedyś, że rzeczy i zdarzenia, które układają się idealnie po naszej myśli, są prezentem od Boga. Dostawała pani takie prezenty?

Tak, wielokrotnie. Jednym z nich była podróż do Rzymu. To nie był zwykły wyjazd. W 2003 roku moi rodzice obchodzili 40. rocznicę ślubu. Chciałam zrobić im niespodziankę, przygotować coś niezwykłego. Wpadłam na pomysł, że zabiorę ich właśnie do Rzymu. Była środa, jubileusz rodziców wypadał w niedzielę. Zadzwoniłam do mojej przyjaciółki, Małgosi, która prowadzi biuro podróży, żeby pomogła mi coś zorganizować.

Ona jednak była już w autokarze, który jechał z pielgrzymką właśnie do Watykanu. Powiedziała mi jednak, że w piątek wylatuje z Krakowa delegacja z Akademii Rolniczej. Rektor, dziekani, profesorowie. Mają dołączyć do reszty grupy już na miejscu. „Zadzwoń do biura”, powiedziała, „może są jeszcze bilety”. Były trzy ostatnie. Czekały na nas. Pojechałam do rodziców, spakowałam ich. To było dla nich wielkie przeżycie: pierwszy raz lecieli samolotem i mieli na żywo, na placu św. Piotra, zobaczyć Ojca Świętego.

reklama

Wszystko ułożyło się idealnie. A kiedy po modlitwie Anioł Pański Ojciec Święty pozdrowił Polaków, poczułam, że wydarzy się coś jeszcze. I tak się stało. Podszedł do nas ojciec Hejmo i poprosił, żebyśmy o godzinie 18 byli przy bramie Watykanu. Papież przyjął nas na prywatnej audiencji. To było niezwykłe. Nagle, bez żadnych przygotowań i starań, stałam przed Ojcem Świętym razem z moimi rodzicami, w wigilię ich 40. rocznicy.

Powiedziałam wtedy: „Ojcze Święty, wciąż nie wierzę, że tu jestem. I proszę o błogosławieństwo dla moich rodziców w rocznicę ślubu”. A papież nachylił się nade mną i spytał: „To ile oni ze sobą już są?”. Kiedy powiedziałam, Jan Paweł II uśmiechnął się, pokręcił głową i spytał: „I tyle ze sobą wytrzymali? Oj, to koniecznie muszę ich pobłogosławić!”. Z Rzymu wracaliśmy przekonani, że dostaliśmy prezent od Boga.

Ma pani wrażenie, że ktoś nad panią czuwa? Że przeczucia, których pani słucha, przed czymś chronią?

Mocno wierzę w Opatrzność, w to, że czuwa nade mną mój dziadziuś, z którym byłam bardzo związana. Ale mam także intuicję, wyczuwam fałsz. Kiedyś przydarzyła mi się taka historia: poznałam fascynującego mężczyznę. Przystojny, szarmancki. Zaczęło między nami iskrzyć. Spotkaliśmy się raz, drugi. On był z Warszawy, ja z Krakowa. Umówiliśmy się, że weekend spędzimy razem. Ale on zadzwonił w czwartek i przeprosił, że ma gości z zagranicy. Musi ich zabrać do Zakopanego i nie przyjedzie. Od razu wyczułam, że kłamie. A w sobotę coś mi kazało pójść na spacer, na rynek. Idę i myślę: „Zaraz go zobaczę z kobietą”. I jest! Siedzi z nią w kawiarnianym ogródku. Podeszłam, przywitałam się. Wszystkie pieniądze za jego minę. Moja podświadomość ostrzegła mnie przed oszustem.

Odebrała pani jego złe intencje.

Być może. Bo ja w ogóle mam wrażenie, że wiele rzeczy odbieram telepatycznie. Przede wszystkim od osób, z którymi jestem mocno emocjonalnie związana. Moja mama, jak do niej dzwonię, zawsze mówi: „A ja właśnie brałam telefon, żeby się do ciebie odezwać!”. Moja przyjaciółka też powtarza: „O tobie wystarczy pomyśleć, a już dzwonisz”. Druga moja przyjaciółka, która jest w Stanach, wysyła mi czasem SMS-a. Zanim on przyjdzie, budzę się z myślą o niej. I wtedy przychodzi wiadomość…

Z małą pomocą OpatrznościMówiono mi, że szkole i na studiach potrafiła pani przewidzieć, z czego będzie pani pytana podczas egzaminów.

Ostatnio czytałam, że myśl jest energią, jest falą. Koncentruję się więc na tym, co chciałabym dostać, a nie na tym, czego się boję, czego nie rozumiem. Pamiętam, jak w korytarzu na uczelni słyszałam jęki: „Och, żeby mnie tylko nie pytał z całek, żeby tylko nie całki...”. I tak w kółko. Mówiłam wtedy: „Słuchajcie, nie mówcie, czego nie chcecie. Mówcie, czego chcecie!”. Zawsze tak robiłam. Sprawdzało się! Dostawałam takie pytania, jakie chciałam. To działa także w życiu! (śmiech)

Dostaje pani to, co chce?

Wierzę, że jak się daje dobro, to ono powraca. Moja mama mówiła, że gdy do pokoju wchodzi dobry człowiek, to nawet rośliny się do niego odwracają. Czy pani wie, że moje orchidee kwitną tylko w pokoju mojej córki, Oli? Stawiałam je w różnych miejscach. I nic. A u Oli kwitną jak szalone.

Może tam mają idealne światło?

Może. Ale sądzę, że za tym kryje się coś więcej: dzieci mają cudowną energię. Może orchidee, żeby kwitnąć, muszą karmić się tą energią? Chronię moją córkę przed światem, by zbyt szybko nie straciła świeżości myślenia, nie musiała dopasowywać się do współczesnego życia. Dorosłych kulturowo-społeczne zasady ograniczają. Dzieci są wolne.

Powinniśmy się od nich uczyć?

Oczywiście! Moja Ola często ze mną podróżowała, siedziała w biurze. Przewijało się tam mnóstwo ludzi. A ona ich dzieliła na dobrych i złych. Mówiła: „Tego lubię”. Albo: „Tego nie lubię”. Nie umiała wyjaśnić, dlaczego, ale jej oceny zawsze okazywały się trafne. Ola umie też nazwać emocje, które ja głęboko skrywam. Kiedy przydarzy mi się coś miłego, damsko-męskiego, zaledwie przeczucie miłości, ona to wyczuwa. Patrzy uważnie, uśmiecha się i pyta: „Mamo, czy ty się zakochałaś?”.


Sonia Ross
fot. Rafał Ziętara/ Promiss, East News

Źródło: Wróżka nr 5/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl