Tajemnice białych lwów

Biały lew, najświętsze zwierzę Afryki, dar boga-słońca, to duma Darka Pabicha. W Borysewie pod Łodzią prowadzi wraz z ojcem zoo.

Biały tygrys Aron powoli przestaje zabiegać o względy Darka.
Zaczyna się interesować mieszkającą obok tygrysicą.


Darek twierdzi, że w przeciwieństwie do doktora Dolittle, bohatera książeczek dla dzieci, nie zna języka zwierząt. Ale gdy się patrzy, jak stado antylop układa się wokół niego do snu, trudno w to uwierzyć. Jego miłość do zwierząt ewoluowała latami, zgodnie z kierunkiem ewolucji w przyrodzie. Zaczął od rybek.
– To był świetny interes – wspomina. – Przejąłem rybki taty, zacząłem je rozmnażać i nimi handlować. Co sobota wstawałem o trzeciej w nocy, żeby zdążyć na pierwszy tramwaj, który wiózł mnie na Rynek Bałucki. Tam dorabiałem się dziecięcej fortuny – starczało mi na cukierki i drobne przyjemności. No i poznałem wspaniałych ludzi – hodowców egzotycznych zwierząt. Miałem wtedy 14 lat i kolegów w każdym wieku, także dobrze po 60 – mówi Darek.

Po rybkach pora na pająki Po rybkach pora na pająki

Biznes rybkowy był o tyle fantastyczny, że to ojciec płacił rachunki za wodę do dziesięciu ogromnych akwariów, a zysk w całości trafiał do kieszeni Darka. Rybki mnożyły się świetnie, usuwał więc ze swego pokoju kolejne meble i wstawiał w ich miejsce akwaria. I to nie te malutkie, najbardziej popularne, tylko takie od 150 do 400 litrów pojemności. Być może na rybkach i wysokim z nich kieszonkowym by się skończyło, gdyby Darek nie poznał pana Krzyśka, hodowcy płazów i gadów. Wtedy wspiął się na wyższy stopień wtajemniczenia. Do mieszkania Pabichów wprowadziły się pająki i skorpiony.
– Tych najbardziej jadowitych nigdy nie chciałem mieć, za duże ryzyko – tłumaczy. – A ja chcę jeszcze pożyć, coś zobaczyć, pojechać na rok do Afryki – rozmarza się.

reklama

Do pająków dołączył boa dusiciel. Dziś Darek nie pamięta, jak miał na imię. Ale na pewno jakieś imię miał, pierwsze zwierzęta zawsze się nazywa. – Ludzie myślą, że węże są zimne i oślizgłe, a to nieprawda – zapala się. – To zwierzęta zmiennocieplne o delikatnej skórze. Kiedy się wygrzeją na słońcu, są bardzo ciepłe. Niesamowite uczucie, gdy wąż pełza po szyi i ramionach!

Darek nigdy nie miał ochoty na formalne studia zoologiczne. Wiedzę czerpie z rozmów z innymi hodowcami, z książek i z lat praktyki. W tym hobby pieniądze to nie wszystko. Żeby hodować zwierzęta, trzeba je kochać i rozumieć. Darek chciał mieć też zebrę. Od zawsze.  Ale raczej trudno hodować to zwierzę w pokoju, więc przez lata zebra pozostawała tylko marzeniem.

Czułość z bykiem zebu o imieniu Fidel. Do akcji wkraczają strusie

W tym czasie Andrzej Pabich, ojciec Darka, nie myślał jeszcze, żeby pasję syna zamienić w biznes. Handlował na wielką skalę. Cukrem, węglem, ale także nieruchomościami. W 1995 roku kupił w Borysewie, niedaleko Łodzi, ogromny teren z dużymi halami. Początkowo były w nich magazyny. Z Syberii przyjeżdżał węgiel, obok niego składowano cukier.
– Około 2000 roku Europę ogarnął strusi szał. W hodowli przodowała Holandia, gdzie miałem dobre kontakty. No i tak do Borysewa przyjechały pierwsze strusie – wspomina Andrzej.

Ogromny teren, hale, które łatwo można było zaadaptować na zimowe pomieszczenia dla zwierząt – to rozpaliło wyobraźnię Darka. Zwłaszcza że w tym czasie – po krótkim i niezbyt udanym epizodzie z hodowlą papug – marzył już o ssakach. Pierwsze były malutkie, wielkości kota, jelonki mundżaki. A potem u jednego z hodowców zobaczył kangury i natychmiast się zakochał.
– To niezwykle wzruszający widok dla hodowcy, gdy z kieszeni matki po raz pierwszy wyjrzy główka młodego – tłumaczy Darek. Jego ciągle rozwijające się stado kangurów dostarczało mu wielu takich wzruszeń. Kangurki się rozmnażały, a Darek grodził kolejne wybiegi, zgodnie z zasadą: apetyt rośnie w miarę jedzenia. I marzył o zwierzętach niezwykłych, takich, jakich nikt jeszcze nie hodował.

W tym czasie ludzie podjeżdżali samochodami do siatki i patrzyli na okazy na wybiegach. Do Borysewa przybył też jeden z ulubieńców Pabichów – kucyk Maciek. Maciek pochodził ze Śląska. Kiedy przyjechał do Borysewa, Andrzej i Darek długo mu się przyglądali, próbując odgadnąć, cóż to za egzotyczne zwierzę. Maciek bowiem miał niezwykły kolor. Długo szukali takiego typu umaszczenia w podręcznikach i atlasach, ale nie znaleźli. Zagadka wyjaśniła się po kilku tygodniach, kiedy to z Maćka ostatecznie zeszły wszelkie pozostałości śląskiego pyłu – okazało się, że jest to po prostu kuc biało-brązowy.

Źródło: Wróżka nr 6/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl