Córeczka w niebieskiej sukience

Magdę znalazła koleżanka Ewy, żony Jana. Koleżanka uczyła dzieci, które miały orzeczone przez sąd nauczanie indywidualne. Chodziła do ich domów. Magda była nastolatką w ciąży. Szkoła nie zgodziła się, żeby przychodziła na lekcje. A więc posłano do niej nauczycielkę do domu. Ewa nie mogła zajść w ciążę. Przywykła do tego i nie budziło to w niej żadnych emocji. Ale Jan wariował bez dziecka. Był upokorzony, że z jego plemnikami coś jest nie tak.

Córeczka w niebieskiej sukiencePensjonat za dziecko
– Bolą mnie ramiona od pragnienia, żeby nosić swoje dziecko na barana – mówił wujowi.
A wuj powtarzał, że jeśli syn jego brata będzie miał syna, no, ewentualnie córkę, zapisze mu w testamencie swój pensjonat. Wuj ożenił się z tym pensjonatem i jego właścicielką.

– Ja i moja Angielka jesteśmy bezpłodni jak badyle, cała nadzieja w tobie, Janku – powtarzał.
Koleżanka Ewy, nauczycielka, miała kłopoty z uczeniem Magdy. A właściwie z tym, co się działo w jedynym pokoju, w którym mieszkała jej rodzina. Przyszła raz na lekcję, a tu na kanapie ojczym Magdy z panienką. A matka nie wiadomo gdzie. Nastolatka nie była tym nawet skrępowana.
– Seks jest dla ludzi – mówiła – ale tylko ze znajomymi.

Strasznie bała się HIV, bo widziała, jak umierał na to jej ojciec.
Po podstawówce zaczęła chodzić na naukę do Ochotniczych Hufców Pracy, ale z powodu ciąży przejęło ją gimnazjum. Żeby mogła je wreszcie ukończyć, do jej domu chodziła nauczycielka.
– A co będzie z dzieckiem? – pytała Magdę nauczycielka.
– Zostawię w szpitalu, po co mi dzieciak. Po porodzie muszę pójść do wieczorowego gimnazjum. Ale może nie da się pójść.

Nie cierpiała szkoły. Nauczycielkę polubiła. Rozmawiały o perfumach i fryzurach, czas miło płynął.
Nauczycielka zadzwoniła do niej po roku. Trochę się zmieniło. Ojczym zginął w ulicznej bójce, a matka znalazła konkubenta. No i Magda znów jest w ciąży z chłopakiem, który ją rzucił. Nauczycielka powiedziała, że jej znajoma, Ewa, z mężem Janem chcieliby ją poznać.

reklama

A potem perfumy i komórka
Magda dostała propozycję. Urodzi to drugie dziecko, zrzeknie się do niego praw, a w sądzie poda Ewę i Jana jako rodziców adopcyjnych. Ma do tego prawo, skończyła 18 lat. Sąd nie może adopcji ze wskazaniem odmówić. Magda dostanie za to 40 tysięcy złotych. Pieniądze będą czekały w banku do odebrania po adopcji. Na razie zamieszka w domu Ewy i Jana. Muszą pilnować, żeby nie piła, nie paliła, nie uprawiała seksu. Do domu będzie przychodził ginekolog na badania. Nigdzie nie będzie wychodziła, ale może telefonować, do kogo chce i ile chce.

Magda wyobrażała sobie, co kupi za te pieniądze. Pójdzie do supermarketu i będzie wybierała ciuchy, aż jej pomdleją ręce. A potem buty i perfumy. Cały stos. Naje się wreszcie kupowania do syta. Wszystko schowa na strychu, bo matka zaraz by to sprzedała za psie grosze. Albo nie. Wyjedzie do Egiptu pięć razy z rzędu. Kupi kino domowe. Nie, nie kupi, bo matka też sprzeda. U nich w mieszkaniu stoją: stół, krzesła i trzy łóżka. Bo każdy śpi oddzielnie. Nie tak, jak u koleżanki, u której dzieci śpią w jednym, poupychane.

A może komórkę z bajerami. Schowa ją w piwnicy i będzie brała tylko wtedy, gdy będzie szła do koleżanki. Do szkoły nie, bo pomyślą, że ukradła. Zrobi imprezę. Nasprasza znajomych. Ale matka wtedy spyta, skąd ma pieniądze, i każe się podzielić. A jak nie, to na policję, że kradzione. Dlatego najlepiej ten Egipt na pół roku. Słońca i seksu byłoby, o, potąd. A jak się pieniądze skończą? Znów można urodzić komuś dziecko.

Jan zaczął przygotowania. Intensywnie rozwijał firmę w Londynie. Prowadził ją dotychczas pełnomocnik, ale kiedy wyjadą do Anglii i zamieszkają w pensjonacie u wuja, Jan sam obejmie kierownictwo firmy. Swój dom w Polsce sprzedadzą. Trzeba będzie zatrzeć za sobą wszystkie ślady, żeby chronić się przed szantażem. Przy adopcji prowadzonej przez ośrodek adopcyjny nazwisko rodziny adopcyjnej jest objęte tajemnicą. A Magda zna ich personalia. Kto raz wziął pieniądze, może ich potem żądać i żądać. Zmienią także nazwisko na panieńskie Ewy. Kiedy dziecko będzie miało pięć lat, wrócą być może do Polski.

To będzie moja żona
Ewa czuła wzrastającą irytację. Nigdy nie miała żadnych potrzeb macierzyńskich. Poznali się z Janem na nartach. Była niewysoka, drobna, ze śmiesznymi loczkami, ciemnoblond. On lubił dziewczyny z włosami czarnymi, długimi i koniecznie z grzywką. Nie była w jego typie. Odpięła jej się narta, pojechała w dół. Zobaczyła wysokiego, kulejącego chłopaka.

Chętnie by jej pomógł, ale też odpięła mu się narta. I poszli razem ich szukać. Od pierwszej chwili wiedział, że będzie jego żoną. Nigdy nie pomyślał tak o żadnej dziewczynie. Ewa kończyła właśnie stomatologię. Już na nią czekał gabinet, ojcowski. U taty stwierdzono boczne stwardnienie zanikowe. Kilka lat życia pełnego cierpień i koniec. Ewa wróciła z nart z gorączką.

– Mamo – powiedziała – spotkałam mężczyznę swego życia. Trochę ma za duży nos, ale poza tym jest absolutnie cudowny. Wyższy ode mnie chyba z metr. Ma piękny niski głos i długie palce. Nienawidzę mężczyzn z wysokimi głosami i krótkopalcych.

Matka Ewy była odbiciem lustrzanym swojego męża. Oboje uważali, że zostali dla siebie stworzeni. Urodzili się w tym samym roku i miesiącu. Kiedyś ojciec Ewy wyjechał do innego miasta, żeby powiadomić kogoś o śmierci bliskiej osoby. Przez telefon nie wypadało przekazać takiej wiadomości. Szedł ulicą, a obok jakaś dziewczyna.

– Którym tramwajem mam dojechać do tej i tej dzielnicy? – spytał.
– Właśnie tam jadę, może więc pan pojechać ze mną.
– A na którą ulicę?
– Na Zarzeczną – powiedział ojciec.
– Ja mieszkam na Zarzecznej. A pan do kogo?
– Do Stefanii, zawiadomić o pogrzebie.
– To ja jestem Stefania – powiedziała dziewczyna.
„Zostaniesz moją żoną”, pomyślał ojciec Ewy.

Rok później się pobrali. Byli związani ze sobą jak drzewo z korzeniami. Nie umieli bez siebie oddychać, żyć, jeść, spać. Nigdy się nie rozstawali dłużej niż na dwa dni. I na końcu pojawiło się stwardnienie boczne, najstraszniejsza z chorób.

Bajka się kończy
Ewa przyprowadziła narzeczonego. Jan przypadł rodzicom do gustu. Ojciec obiecał dać zięciowi pieniądze na pierwszą firmę. Wuj Jana w Londynie wyłożył kasę na drugą i na luk-susowy dom w Polsce. Ewa zaczęła pracować w gabinecie stomatologicznym ojca.

Wszystko szło jak w bajce i nagle Jan mówi, że u znajomych zobaczył dziecko. Wziął je na ręce i coś takiego się stało, że zapragnął też mieć córeczkę w niebieskiej sukience w kropki. Pragnienie było tak silne, jak wtedy, gdy pierwszy raz na nartach zobaczył Ewę. Teraz musiał mieć córeczkę i nie było od tego odwołania.

Ewa się zgodziła. Wszystko by zrobiła dla Jana, tak jak jej matka dla swego męża. Jan chciał, żeby do ślubu poszła w błękitnej sukience. Ona wolała w białej sukni, jak jej matka, ale skoro Jan chciał błękitu, trudno, włoży taką sukienkę. I Jan chciał jeszcze, żeby ufarbowała włosy na czarno i przycięła grzywkę. Dobrze, będą takie włosy. – Cudownie jest kogoś tak uwielbiać, jak ty męża – mówiły koleżanki. A czy kolor włosów albo kiecka mają znaczenie, jeśli jest ktoś, dla kogo można go zmienić i włożyć kieckę, żeby sprawić mu radość? Szła ulicą i rozsadzało ją szczęście. Czuła je fizycznie: coś białego, materialnego, jakby mgła wewnątrz niej.

I nagle on wyskakuje z tym dzieckiem. Dziecko nie było Ewie potrzebne. Jan wystarczał jej za wszystko na świecie, tak jak ojciec matce. Wtedy otrzymali wyniki. On, wysoki, opalony, z precyzyjnym angielskim i zegarkiem drogim jak samochód – prezent od niej – ma słabe plemniki. Zszarzał, zrobił się opryskliwy, tak jak jej ojciec, kiedy dowiedział się o nieuleczalnej chorobie.

Pojechali na in vitro do Szwecji. Znalazła tam renomowaną klinikę. Była w głębokiej depresji. Białą mgłę zastąpiła czarna. Wtedy też zmarł jej ojciec. Głęboko to przeżyła, ale nie śmierć była najgorsza. Matka płakała po śmierci męża parę tygodni, a potem oświadczyła, że jedzie na Majorkę. Wstawiła nowe zęby i zaczęła lakierować paznokcie.

Ewa myślała, że matka nie przeżyje śmierci męża. A ona rozkwitła, jakby zdjęła z siebie głaz.
In vitro nie przyniosło skutku, a lekarze powiedzieli, że to z powodu depresyjnego stanu pacjentki. Trzeba ponowić zabieg. Jeszcze raz i jeszcze. Jan uciekł w interesy. Zaczął się garbić i nie wyglądał już jak supermężczyzna. Któregoś dnia Ewa zauważyła, że zaczął inaczej pachnieć. Coś z zewnątrz weszło do ich domu.

– Jeśli chcesz – powiedziała – przyjmę nasienie z banku. Albo wyjadę gdzieś. Sama...
Zabrał kołdrę z łóżka i poszedł spać do gościnnego pokoju. Następnego dnia Ewa powiedziała: – Adoptujemy dziecko, sama się tym zajmę. Będziesz miał córeczkę w błękitnej sukience w kropki.
– Dobrze – powiedział Jan. – Czekałem, aż sama mi to zaproponujesz.
Ewa zatelefonowała do koleżanki nauczycielki.

Jak na wczasach w Egipcie
Magda była zdumiona. Nigdy nie widziała takiego domu, jak Ewy i Jana. Najbardziej dziwiło ją, że przy każdej z wielu sypialni była łazienka. Po co aż tyle łazienek? W ich budynku była jedna ubikacja na całe piętro i w porządku. W piwnicy domu mieściła się siłownia, salon i bar. I absolutne cudo – basen z wodą o regulowanej temperaturze.

– Ale się pan nakradł – powiedziała Janowi.
– To z zębów – tłumaczył Jan. – Rodzice żony byli od pokoleń dentystami i bardzo oszczędnymi ludźmi. Nikt nikomu niczego nie ukradł.
– A można być bogatą z włosów? – zapytała Magda.

Od dzieciństwa chciała być fryzjerką. Czesała koleżanki i ojca, zanim zachorował na AIDS. Myślała nawet, żeby pójść do szkoły fryzjerskiej, ale jakoś nie wyszło. Żyła z dnia na dzień, jak wszyscy ludzie z jej kamienicy, z których nikt nie pracował od pokoleń. Wszyscy pili denaturat i mówili, że jest zdrowszy od wódki.

– Powinnaś skończyć szkołę fryzjerską – wyjaśniał Jan – i otworzyć własny zakład. – Potem można świadczyć też usługi kosmetyczne. Współpracować z gabinetem chirurgii plastycznej i stomatologicznym. Możliwości jest wiele. Trzeba ciężko pracować i nie zrażać się przeciwnościami. Kupisz mieszkanie, założysz rodzinę. Wszystko jest możliwe, jeśli człowiek zatnie zęby i nie zejdzie z obranej drogi ani na krok.

Co tydzień do willi przychodził ginekolog, żeby badać Magdę. Ciąża rozwijała się doskonale. Dziewczyna zgodnie z umową nie wychodziła z domu, całymi dniami telefonując do znajomych, że jest na wczasach w Egipcie za pieniądze bogatego sponsora.

Ani na krok z obranej drogi
Poród odbył się również w domu. Urodziła się śliczna, zdrowa dziewczynka z ciemnymi włoskami. Jan oszalał. Przyjechała ciężarówka firmowa wypchana wyprawką, której starczyłoby na tuzin dzieciaków. Ewa dotykała dziewczynki tylko w białych rękawiczkach.

– Boję się, że przejdą na nią moje zarazki – mówiła. Rzadko się uśmiechała i zasypiała z trudem, ona, która nigdy nie wiedziała, co to bezsenność.
W niedługim czasie sprawa o adopcję ze wskazaniem rodziny adopcyjnej przez Magdę trafiła do sądu. Przebiegła szybko i bez zakłóceń. Po uprawomocnieniu się decyzji sądu Jan zapytał Magdę, na co wyda pieniądze, które czekały już na koncie w banku.

– Nie ruszę ich – powiedziała Magda. – Proszę mi poradzić, co z nimi robić, żeby mi w banku rosły. Przeznaczam je na zakład fryzjerski, na razie pójdę do szkoły. Nie zboczę z obranej drogi ani na krok.
– Jeśli wytrwasz w tym, co sobie postanowiłaś, pomogę ci – powiedział Jan. – Nie chcę, żeby matka mojej córki żyła w biedzie. Jeżeli utrzymasz się w szkole, nie będziesz piła i włóczyła się po supermarketach, dostaniesz wsparcie.

Po miesiącu willa została sprzedana. Jan z Ewą wyjechali za granicę, nie podając nikomu miejsca pobytu. Ale rok później wśród znajomych zaczęła krążyć wiadomość, że się rozwiedli i założyli nowe rodziny. Ewa nie ma podobno dzieci, a jej mąż z nową żoną wychowuje córkę.
Magda chodzi do technikum kosmetycznego. Nauczyciele mówią, że jest bardzo zdolna. Ktoś przysyła na adres szkoły niezłą sumkę, zawsze z dopiskiem: „Wypłacać tylko pod warunkiem, że uczennica nie opuszcza lekcji, dobrze się uczy i sprawuje”.


Barabara Pietkiewicz  

Źródło: Wróżka nr 8/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl