Nic nie dzieje się przypadkiem

Jest najsłynniejszą polską wampirzycą. I choć potrafi stawiać karty, to tego unika. Izabela Trojanowska obawia się zagłębiać w światy, które – jak wierzy – istnieją obok tego widzialnego. W tym ostatnim wydała właśnie nową płytę.

Izabela Trojanowska z córkąKolega z redakcji opowiadał mi, że gdy obejrzał „Carmillę” z panią w roli wampirzycy, nie zasnął, nim nie naciągnął kołdry aż do uszu…
Nie on jeden. Podobno matki straszyły Carmillą dzieci. Jeszcze dziś po koncertach podchodzą do mnie ludzie i wspominają, jak bardzo bali się, że przyjdę w nocy wyssać im krew. Byłam bowiem wampirzycą idealną. Miałam ciemne, długie włosy, bardzo szczupłą sylwetkę, a na dodatek moje trójki są z natury nieco dłuższe, więc żeby wyglądały na prawdziwe kły, charakteryzatorka musiała je tylko troszkę wydłużyć. Po tym filmie została mi jednak pamiątka: klaustrofobia.

Dlaczego?
Bo kiedyś ekipa zostawiła mnie na planie w zamkniętej trumnie i poszła na obiad. Zapomnieli o mnie! A ja umierałam ze strachu, ale bałam się ruszyć. Pracownicy techniczni postawili bowiem trumnę byle jak, na dwóch deskach, tuż przy głębokim dole. Bałam się, że jak się zacznę szamotać, to spadnę. Nawet nie krzyczałam… Do dziś noszę w sobie ten strach.

Czy Carmilla uwrażliwiła panią na zjawiska paranormalne?
Zawsze byłam na nie wrażliwa. Jestem przekonana, że obok naszego są także inne światy. Jeśli choć trochę się na nie otworzymy, to wyczujemy i ciepło, i chłód, i ruch. Wierzę, że poza materią, którą dostrzegamy, jest coś jeszcze. Zresztą nie tylko ja. Przekonana jest o tym także moja mama, z którą – choć ma ścisły umysł: jest ekonomistką – często rozmawiamy o istnieniu świata, którego nie da się zważyć ani zmierzyć. Odkąd pamiętam, mama kładła karty klasyczne. Robiła to, gdy się czymś martwiła, gdy chciała coś potwierdzić albo gdy szukała nadziei. Wpadały do niej na karty sąsiadki i koleżanki. Zawsze się sprawdzało.

reklama

Jakaś wróżba mamy zapadła pani w pamięć?
Kiedyś mój brat przyszedł do domu z kolegą. A on, widząc, że mama stawia karty, również o to poprosił. Gdy wyszedł, przerażona mama oznajmiła nam: „On się dzisiaj dowie o czyjejś śmierci”. Nie powiedziała mu tego jednak. Kiedy kolega wrócił do internatu, zastał swojego współlokatora z pokoju nieżywego w wannie. Mama setki razy trafnie odgadła przyszłość zapisaną w kartach, na szczęście nie zawsze tak straszną.

Dzwoni pani do niej, gdy ma jakiś problem?
Podobnie jak cała rodzina. Mama mnie ostrzega, pociesza. Ale też interpretuje moje sny. Bo miewam sny prorocze, ale nie umiem ich rozszyfrować. Opowiadam jej wtedy, co mi się śniło. Ot, choćby w zeszłym tygodniu miałam krótki, nerwowy sen. Opowiedziałam go mamie, a ona stwierdziła: „Uważaj, czeka cię przykra niespodzianka, ale jakoś sobie poradzisz”. I wymieniła, kto będzie w to wmieszany. Wszystko się sprawdziło!

W jednym z hoteli, przed koncertem promującym moją najnowszą płytę „Życia zawsze mało”, nie zadziałał półplayback. Denerwowałam się, bo śpiewanie piosenek rockowych bez zespołu to ryzyko, a tu jeszcze źle działa nagłośnienie. Na szczęście – też zgodnie z przepowiednią mamy – udało się wybrnąć z tej sytuacji. Jasne, można powiedzieć, że to przypadek. Ale w moim życiu jest trochę za dużo tych „przypadków”. W ogóle uważam, że przypadków nie ma.

Wszystko, co się nam przydarza, czemuś służy?
Oczywiście! Często słyszałam od znajomych, ale też od całkiem obcych ludzi, że gdy wydarzyło im się w życiu coś pozornie niekorzystnego, w ostateczności wyszło im to tylko ma dobre. Na przykład kogoś usunęli ze szkoły czy ze studiów, a on dzięki temu poszedł inną drogą i osiągnął sukces. Tak było też ze mną. Wraz z zespołem Asocjacja Hagaw zaśpiewałam w telewizji piosenkę „Nie mam woli do zamęścia” i wyrzucono mnie za to ze szkoły.

Dzięki temu zdecydowałam się wyjechać z Olsztyna i trafiłam do Studium Wokalno-Aktorskiego przy Teatrze Muzycznym w Gdyni, gdzie wtedy dyrektorowała pani Danuta Baduszkowa, wspaniały pedagog. Tam nauczyłam się aktorskiego rzemiosła od świetnego aktora Henryka Bisty. Mama też nie robiła mi wyrzutów, bo już wtedy, zerkając do kart, wiedziała, że przede mną wiele artystycznych wyzwań.

A pani nie chciała się nauczyć czytać z kart?
Wiem, co to znaczy, kiedy walet stoi przy dziewiątce kier albo kilka asów obok siebie. Ale choć mama twierdzi, że dobrze sobie radzę, nie lubię interpretować kart. Boję się tego. Jako osoba nadwrażliwa, mediumiczna, odbierająca różne sygnały, czasem czuję za dużo. Moja córka jest równie wrażliwa. Dlatego nauczyłam ją chronić się przed złymi emocjami innych. Ta umiejętność przydaje się szczególnie wtedy, gdy idziemy na spotkanie z osobą, która jest nieżyczliwa. Zanim zaczniemy z nią rozmawiać, stawiamy w myślach mentalne lustro, które odbija złe emocje. W ten sposób chronimy siebie, nie czyniąc tej osobie nic złego. Sprawdziłam – działa.


Sonia Ross
fot. Be&W

Źródło: Wróżka nr 12/2011
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl