Strona 1 z 2
Nie wystarczy już być czystą i pachnącą. Dziś w modzie jest golenie i rozjaśnianie włosów oraz kolczyki w miejscach intymnych. Niby wszystko jest dla ludzi, ale ślepe podążanie za trendami bywa bardzo ryzykowne...
W nakręconym osiem lat temu filmie „Nigdy w życiu” Judyta słyszy od swojej kilkunastoletniej córki Tosi, że przed pierwszą porozwodową randką powinna ogolić się „tam”. Grana przez Danutę Stenkę bohaterka robi wielkie oczy. Dzisiaj Judyta dowiedziałaby się pewnie od córki, że ścieżka do połowy łona jest już passé, choć warto zastanowić się nad kępką na szczycie wzgórka łonowego. W ostatnich latach seksualny savoir-vivre rozwinął się imponująco.
Brazylijczyk nie podrapie
Choć przedrandkowa scena między Judytą a jej córką to jedna z najśmieszniejszych scen filmu według powieści Katarzyny Grocholi, do dziś nie wszyscy rozumieją dowcip tak, jakby tego oczekiwała scenarzystka. Niemały procent pań śmieje się, że córka wymaga od matki nie tyle znajomości aktualnych trendów, co... rynsztunku kobiety lekkich obyczajów.
Golenie okolic intymnych, czyli estetyczny standard dzisiejszych nastolatek, nadal nie zdobyło zaufania kobiet w średnim wieku. I to nie tylko ze względu na ból i niechęć do żyletki, ale skojarzenia z perwersją. 45-letnia Edyta, z zawodu nauczycielka, depilację włosów łonowych określała „powrotem do fazy prenatalnej”.
– Usuwanie włosków, wychodzących spod kostiumu kąpielowego – proszę bardzo. Czy meszku na udach. Ale moda, według której dorosła kobieta ma wyglądać jak kilkuletnia dziewczynka, to wymysł godny pedofila – uważa. Przez lata nosiła się tak, jak ją Pan Bóg stworzył, co odpowiadało mężowi. Dopóki nie zdradził jej z 20 lat młodszą koleżanką z pracy.
reklama
Na depilację Edyta zdecydowała się w chwili panicznej walki o męża, z którym dziś jest już po rozwodzie. I wpadła na miny, jakie zwykle są udziałem nastolatek. – Użyłam jego ostrej maszynki, czego miałam żałować przez następne dwa tygodnie. Nie dość, że nabawiłam się małych krostek, to zacięłam się w wyjątkowo bolesnym miejscu. A swędzenie było prawdziwym koszmarem – wspomina dziś ze śmiechem. Ale wówczas chciało jej się płakać. Szczególnie wtedy, kiedy stojąc przed klasą usiłowała niepostrzeżenie podrapać się ocierając udem o udo. Najgorsze jednak, że mąż również nie docenił wysiłku. Powiedział jej, że „drapie” jak męski zarost. To na jakiś czas zniechęciło Edytę do nowoczesnych metod upiększania.
Do depilacji intymnej wróciła, kiedy poznała Marka, który, co podkreślił już na pierwszym spotkaniu, woli gładkość. I, co gorsza, sam był niczym niemowlak, jeśli pominąć proporcje. Tym razem jednak poszła na „brazylijczyka”, czyli całkowite usuwanie owłosienia łonowego w salonie kosmetycznym. Trochę pod wpływem koleżanek z jogi w modnym klubie fitness, które patrzyły na nią jak na relikt poprzedniej epoki. Dla nich ćwierćmilimetrowy odrost, jaki pozostawia ostrze, był nie do przyjęcia, bo „pod koronkowymi stringami mężczyzna nie chce natknąć się na szczecinę”.
Rozłożenie nóg przed kosmetyczką i 20 minut w pozycji ginekologicznej było dla Edyty torturą. Więcej tego nie powtórzy, nawet za cenę trzech do czterech tygodni spokoju, jakie obiecuje wyspecjalizowany salon. Fryzurkę intymną, jaką zachwalają koleżanki, też woli sobie ułożyć sama. Stawia na dwucentymetrową kreskę nad wzgórkiem łonowym, bliźniaczą niemal do tej, którą pani Mariolka z salonu nazywa „irokezem”. Wygolonemu Markowi to nie przeszkadza. Pogodził się z faktem, że jego partnerka woli być „naturalna”.
Profesor Zbigniew Izdebski, dziekan Wydziału Nauk o Zdrowiu Uniwersytetu Zielonogórskiego, uważa, że moda na depilację intymną nie jest tak popularna, jak się wydaje, a panowie, którzy oczekują jej od partnerek, należą do mniejszości. Panie, stawiające na naturalność, mogą, jego zdaniem, spać spokojnie. – Wśród młodych, zamożnych Polaków depilacja pach, krocza i nóg, nie tylko u kobiet, ale i mężczyzn, może być coraz powszechniejsza, ale dla reszty społeczeństwa głównym wyznacznikiem bon tonu jest czystość – uważa profesor. To na tym polu przez ostatnie kilkanaście lat zmieniło się najwięcej.
– Najlepiej tę przemianę odzwierciedlają doświadczenia kobiet trudniących się prostytucją. Jeszcze 20 lat temu klienci nie uważali za stosowne, żeby przed wizytą się umyć. Teraz to się zmienia. Choć i dzisiaj wielu mężczyzn nie używa dezodorantu, a brud zmywa raz w tygodniu. I tyczy się to również ludzi biznesu w garniturach Bossa – zaznacza profesor. Choć od co najmniej dwóch dekad mężczyźnie wypada dbać o siebie, wielu „prawdziwych macho” nadal uważa, że facet musi śmierdzieć facetem – potem, smarem i... nasieniem.
Perhydrol nie na głowie Bardziej ryzykowne od nieumiejętnej depilacji jest farbowanie włosów intymnych. Do gabinetu stołecznego ginekologa regularnie trafiają ofiary zbyt skoncentrowanego utleniacza, który niemal wypala delikatną skórę wzgórka łonowego. – Co jakiś czas panie ulegają modzie na jasne „futerko” czy też prośbom znudzonego monotonią partnera. A potem trafiają do gabinetu z poparzeniami trzeciego stopnia. Zdarzyło mi się widzieć ropiejące rany. Z płynami do rozjaśniania naprawdę trzeba uważać – przestrzega lekarz, który woli nie podawać nazwiska dla dobra swoich pacjentek.
I w tym przypadku zawodzą metody domowe. Katarzyna, matka dwóch dorastających córek, na farbowanie zdecydowała się, gdy znalazła „tam” pierwsze siwe włosy. Ruda kępka miała też dodać pikanterii sypialnianym zabawom. Skończyło się miesięczną abstynencją. – Użyłam utleniacza, pewna, że grube i czarne włosy potrzebują silniejszego środka. Trzymałam dłużej niż farbę na głowie. Skutek? Żółta czuprynka, a skóra wokół – purpurowa. Z oparzeniem wylądowałam u ginekologa – opowiada Katarzyna.
Podobny błąd popełnia wiele kobiet. Rzadko się do tego przyznają. Nauczone doświadczeniem, kupują specjalne farby do okolic łonowych, z miarkami pozwalającymi odmierzyć właściwe proporcje utleniacza. Ale zdarza się, że wracają na fotel ginekologa, poparzone jeszcze bardziej. Bo instrukcji farb intymnych trzeba się trzymać ściślej niż tych z ulotek farb do włosów. Jeśli pierwsze farbowanie nie przyniesie pożądanych efektów, można je powtórzyć dopiero po tygodniu. Inaczej ryzykujemy wizytę na oddziale poparzeń.
~marta901