Młoda, ale inaczej

Ewa Wachowicz nigdy wcześniej, nawet wtedy, gdy zakładano jej na głowę koronę III wicemiss świata, nie czuła się lepiej sama ze sobą. Mówi, że dopiero teraz emanuje seksapilem. Kocha życie, a życie kocha ją.

Młoda, ale inaczej Czasem ktoś mnie pyta, czy nie tęsknię do tamtych czasów, 20-letniego ciała i gładkiej cery. I czy nie jest mi żal upływających lat. Zawsze się wtedy śmieję i zapewniam, że nie. Dopiero teraz jest świetnie!

Gdy patrzę w lustro, to wcale nie widzę zmarszczek, choć pewnie je mam, bo z metryki wynika, że mogły się pojawić. Właśnie mija 20. rocznica od chwili zdobycia przeze mnie tytułu królowej piękności. Myślę o tamtym zdarzeniu z sentymentem, bo przecież otworzyło mi wiele drzwi. Ale to już za mną. Jak oglądam z moją 11-letnią córką Olą albumy ze zdjęciami lub wycinki z gazet, to się uśmiecham, bo widzę po prostu ładną dziewczynę, często w koszmarnym stroju, która jest kompletnie… pozbawiona seksapilu.

W 1992 roku nie miałam pojęcia, że moja fryzura jest tandetna. Nikt nas nie malował, nie czesał. Nie miałyśmy, jak dzisiejsze „misski”, sztabu stylistek. Pierwszych lekcji makijażu i aktorstwa udzieliła mi aktorka Dorota Pomykała. Powiedziała: „Chodź, Ewa, nauczę cię paru sztuczek” i zabrała do garderoby. Jej rady były bezcenne. Przydały się w RPA, gdzie razem z ponad osiemdziesiątką dziewczyn z całego świata musiałam prezentować się przed kamerami, pozować do zdjęć. Oprócz kilku propozycji matrymonialnych, dostałam wtedy tytuł „Najpiękniejszego ciała”. Owszem, było ładne. Wysportowane i opalone. Ale nie emanowało taką siłą kobiecości i energią, jaką mam teraz.

reklama

Dopiero u progu czterdziestki dotarło do mnie, jaką moc ma kobiecy seksapil.
Wtedy byłam tylko ładną, ale mdłą dziewczyną. Za to dziś jest wspaniale!  Lubię pracować z młodymi ludźmi, ale mentalnie czuję się od nich młodsza. Gdy narzekają, że coś się nie uda, że nie warto, za dużo roboty, to myślę sobie, że ja chyba jestem z kosmosu, bo mam dużo więcej siły, radości życia i pomysłów niż ci, którzy przekroczyli dwudziestkę. O, teraz na przykład, wymyśliłam sobie, że jesienią polecę do Brazylii. W związku z tym zaczęłam się uczyć portugalskiego.

Moje ciało, kiedyś naturalnie ładne i atrakcyjne, dziś stawia mi wymagania. Kiedyś nie miałam pojęcia, że można pięknie je wyrzeźbić, popracować nad każdym szczegółem. Na przykład ramionami. Albo mięśniem trójgłowym łydki. A zaczęło się od kontuzji kręgosłupa. Musiałam chodzić na rehabilitację, pilnować się. I ostrożnie dozować to, co tak kocham: wspinaczkę skałkową i rolki. Wspinaczka to moja wielka miłość – mieszkam w Krakowie, więc do Jury Krakowsko-Częstochowskiej mam blisko. Jednak kłopoty z kręgosłupem mocno mnie ograniczały. Na szczęście, gdy jeździłam na rolkach, zauważył mnie trener fitnessu, Radek Kruczek. Zaproponował, że zadba o mój kręgosłup na tyle skutecznie, że za kilka miesięcy będę już mogła ćwiczyć, co mi się tylko zamarzy. I teraz mam komfort treningów z kimś, kto zna się na rzeczy.

Ruch zawsze był dla mnie ważny, ale nigdy nie ćwiczyłam tak dużo jak teraz. Widzę, jak moje ciało się zmienia. Staje się sprężyste, silne. To jak magia!

Gdy jestem spełniona zawodowo (mam dwie firmy producenckie), poukładane, twórcze życie, jestem spokojniejsza. Do wielu rzeczy wciąż podchodzę spontanicznie, z radością, ale już częściej się zastanawiam: po co mi to? Czy to mnie rozwinie, wzbogaci duchowo, uszczęśliwi? Gdy 20 lat temu premier Pawlak zaproponował mi urząd rzecznika prasowego, zastanawiałam się tylko godzinę. Dziś myślałabym znacznie dłużej. I nie wiem, czy podjęłabym się tego zadania. Jednak szalone decyzje to przywilej młodości. Choć przecież teraz wciąż jestem młoda. Tylko inaczej!


Sonia Ross
fot. Włodzimierz Echeński/Agencja Mazur

Źródło: Wróżka nr 4/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl