Raj odnaleziony

Nienawidził cywilizacji. Gdy raz zakosztował życia w „barbarzyńskim luksusie”, nie potrafił zadomowić się znów w Paryżu.

Raj odnalezionyNa Tahiti Paul Gauguin wziął sobie za kochankę trzynastolatkę. Miała na imię Pau’ura i jak inne mieszkanki Tahiti, „poruszała się z płynnością i gracją eleganckiego zwierzęcia, wydzielając zapach, w którym mieszał się zwierzęcy odór oraz aromat drzewa sandałowego i gardenii”. Opis pochodzi od samego artysty. Bankowca, któremu zbrzydło mieszczańskie uporządkowane życie. Nie była pierwszą ani ostatnią nieletnią towarzyszką jego życia.

Paul Gauguin nie od razu zrozumiał, że jego powołaniem jest sztuka. Syn francuskiego dziennikarza i Peruwianki ożenił się z Matte Sophie Gad, Dunką. Miał z nią pięcioro dzieci i do 35. roku życia zarabiał głównie jako bankowiec. Za młodu studiował w prywatnej Akademii Colorossi; ćwiczył też warsztat pod okiem Camille’a Pissarra, ale czuł się jak amator. Dopiero po krachu na giełdzie w 1882 roku, w którym stracił oszczędności, podjął decyzję: będzie tylko malować. Nie zamierza jednak podążać drogą wyznaczoną przez impresjonistów, kreuje własny styl. Czy można się dziwić, że przez lata miał przeciwko sobie wszystkich: kolegów po fachu, kolekcjonerów?

Paul Gauguin uważał, że w malarstwie, jak w muzyce – nie należy szukać opisu, lecz sugestii – i dawał temu wyraz w swej sztuce. Także w jednej z najpiękniejszych, późnych prac, zatytułowanej „Nevermore”. Popatrzmy (na górze; „Nevermore lub akt leżącej Pau’ura (ew. Pahura)” 1897 r., olej na płótnie, 59,5 cm x 116 cm, Courtauld Institute Galleries Londyn). Na pierwszym planie naga, nieco skulona ciemnoskóra kobieta. Jej ciało układa się w linie horyzontalne. Za nią, w tle, ustawił rytm linii wertykalnych. Zderzenie statyki i dynamiki, pierwiastka kobiecego (poziom) i męskiego (pion). Z miodowo-brązową karnacją modelki kontrastuje jaskrawożółta poduszka i jasne prześcieradło. To nie są barwy zaobserwowane w rzeczywistości – to forma ekspresji, sposób artysty na oddanie emocji.

reklama

Dziewczyna nie śpi. Nerwowo zezuje gdzieś w bok, w tył. W jej spojrzeniu, podobnie jak w pozie, wyczuwa się napięcie. Czegoś się boi. Czego? Tego, co za nią. Na pozór, stoją za nią parawany-panele, pomalowane w rośliny, ptaki, krajobrazy. Tuż przed centralnym panelem widać dwie postaci. To właśnie przyczyna niepokoju dziewczyny. Nie wiadomo, czy malarz oddał jej urojenia, czy też te figury naprawdę tam są. Dwuznaczność, która przesądza o cudowności przedstawienia, o tajemniczości jego aury.

„Jest dzikusem, który nienawidzi krępującej go cywilizacji; rodzajem Tytana, który, zazdroszcząc Stwórcy, (…) czyni własne dzieło stworzenia; bluźniercą i zuchwalcem, który woli widzieć niebo czerwone niż, wraz z całym tłumem, niebieskie” – pisał o malarzu August Strindberg, niemal równolatek, jeden z nielicznych, którzy czuli, że nadciąga epoka wielkich zmian i że wyznacza je Gauguin. Co zawdzięczamy malarzowi? Kolor! Czysty, kładziony płasko, bez światłocienia. Oddający emocje. Za pomocą którego Gauguin umiał zaznaczyć na obrazie przestrzeń, pierwsze i odległe plany.

Odwrócił się od europejskiej kultury, od cywilizacji technicznej. Uciekł w poszukiwanie świata czystych uczuć. Marzył mu się ziemski raj, gdzie nie ma miejsca na konwencje, pruderię, kalkulacje finansowe. Tak w 1891 roku Paul Gauguin pierwszy raz trafił na Tahiti. Na pożegnalnym bankiecie Stéphane Mallarmé wznosi toast „za malarza u szczytu talentu pędzącego na wygnanie, by w dalekim kraju i we własnej naturze szukać nowych sił”.

Raj odnalezionyTo jeszcze nie była ostateczna ucieczka od Europy, rodziny, żony. Paul jest z nią jeszcze w dobrych relacjach, posyła obrazy, koresponduje. Tak pisze o obrazie „Manao tupapau” ("Duch zmarłych czuwa”, 1892 r.; z lewej): „Namalowałem nagą młodą dziewczynę. W tej sytuacji wystarczy drobiazg i stanie się nieprzyzwoita. Jednakże chcę, żeby była taka, jaka jest, interesują mnie linie i ruch. A więc dodaję jej twarzy odrobinę przerażenia. W tradycjach tego ludu istnieje wielki strach przed duchami zmarłych – dlatego kobieta Kanaczka nigdy nie leży w ciemności. (…) Trzeba, żeby obraz był namalowany bardzo prosto, skoro motyw jest dziki, dziecinny”.

Podobno scena przedstawiona na płótnie „Manao tupapau” zdarzyła się naprawdę: malarz wrócił pewnej nocy do domu i zastał swoją młodziutką vahine imieniem Teha’amana leżącą nago na łóżku. Przerażoną – bo zgasła lampa. A bez światła można przecież paść ofiarą duchów!

Do Paryża wrócił po dwóch latach: dostał spadek, zamieszkał w szopie przerobionej na pracownię, dom i galerię. Już wtedy otaczała go legenda; szeptano, że z wysp przywiózł sobie ciemnoskórą brankę. Tę pogłoskę dementuje w pamiętnikach marszand Ambroise Vollard. To on podesłał malarzowi Annah, kolorową pannę, która przyjechała z Jamajki, przez jakiś czas pracowała jako służąca, lecz nie sprawdziła się i wyrzucono ją na ulicę. Gaugin zatrudnił ją jako modelkę. I kochankę. Miał słabość do egzotycznej urody.

Gdy Gauguin raz zakosztował życia w „barbarzyńskim luksusie”, jak to określił, nie potrafił już ponownie zadomowić się w Paryżu. Po dwóch latach wyjeżdża na Tahiti. Tam bierze sobie jako kochankę właśnie trzynastoletnią dziewczynę imieniem Pau’ura lub Pahura (z obrazu „Nevermore”). A żona? Cóż, artysta niezbyt liczył się z jej uczuciami.


Monika Małkowska
fot. shutterstock, Wikipedia

 

Źródło: Wróżka nr 5/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl