Mąż z ogłoszenia

Serwisy randkowe są starsze niż internet. Już w XVII wieku działały w realu.

Mąż z ogłoszeniaŚroda, 2 stycznia 1788 r. Początek nowego roku, ludziom doskwiera samotność i szukają towarzystwa. Tego dnia na łamach jednej z londyńskich gazet ukazał się następujący apel o pomoc: „Dama, lat 25, podłechtana ideą posiadania miłej osoby i dysponująca niezadłużonym majątkiem, zabiega o zainteresowanie każdego dżentelmena, czy to z urodzenia, czy wykształcenia, czy też towarzyskich powiązań.

Czując się wykorzystywaną, zerwała wszystkie stosunki ze swoją przeszłością. W odwecie jest za to teraz szykanowana i wisi nad nią groźba pozbawienia fortuny. Każdy dżentelmen, który zgodzi się obronić ją przed tyranią rodziny i chciwością prawników, może liczyć na nagrodę w postaci ręki rzeczonej damy i jej fortuny. Korespondencję adresować do Eleonory, U Materiusa, Charing Cross”.

Biznesowe podejście damy do ożenku nikogo jednak nie zbulwersowało. Do XIX w. nikomu nawet nie przyszło do głowy, żeby budować rodzinę na czymś tak niestałym jak uczucia. Miłość, opiewana przez bardów i poetów, od średniowiecza była bowiem zarezerwowana dla wyidealizowanych „dam serca”, czyli mówiąc po naszemu: kochanek.

W XII wieku Andreas Capellanus, kapelan hrabiny Marii z Troyes, pisał: „Małżeństwo nie może być wymówką dla niekochania” (oczywiście, chodziło o kochanie kogoś innego niż własna żona). 500 lat później filozof Monteskiusz dowodził, że „człowiek, który kocha własną żonę, musi być tak nudny, że żadna inna kobieta nie może go obdarzyć uczuciem”. Miłość małżeńską uważano za wstydliwą przypadłość. 

reklama

Małżonek na wagę złota
„Małżeństwo nie jest od tego, by ludzie się kochali”, radziło czytelniczkom w 1774 r. angielskie czasopismo „Lady Magazine”, „lecz aby dobrze zarządzać rodziną i wykształcić dzieci”. Związek dwojga ludzi traktowano jak układ biznesowy. I to niezależnie, czy chodziło o członków królewskich rodów, którzy przez małżeństwa zawierali polityczne sojusze, czy o prostego szewca, który żenił się z kobietą z sąsiedniej wsi.

Widać to już w pierwszym anonsie matrymonialnym, który pojawił się w 1695 r. na łamach popularnego periodyku „Zbiór dla poprawy gospodarstwa” („A Collection for Improvement of Husbandry and Trade”): „Dżentelmen, około trzydziestki, który przedstawia się jako bardzo dobra partia, poszukuje damy dysponującej kwotą 3000 funtów lub zbliżoną”. Ani słowa o urodzie czy uwielbieniu dla poezji. A jednak oczekiwania ogłoszeniodawcy były mocno wyśrubowane – ówczesne 3000 funtów stanowiło równowartość dzisiejszych 300 000!

A 200 lat później „Kurier Warszawski” donosił: „Kawaler, katolik lat 35, brunet, dobrze wychowany, jak mówią przystojny, kupiec, pracowity i oszczędny, posiadający dobrą opinię, o średnich funduszach, pragnie zapoznać się w celach matrymonialnych z panną starszą, lecz nie starą lub wdową, lat najwyżej 33, łagodną, ale przy tem zaradną, gospodarną, oszczędną i porządek lubiącą. Ponieważ jedną z głównych podstaw szczęścia małżeńskiego jest zapewniony byt materialny, pożądany przeto jest posag lub fach”. Proszę nie ubolewać nad wyrachowaniem ogłoszeniodawcy i jego przedmiotowym stosunku do kobiet. Był to bowiem jeden z bardziej liberalnych anonsów swoich czasów, bo dopuszczał odpracowanie brakującego „funduszu inwestycyjnego”.

Im kto biedniejszy, tym później zmieniał stan cywilny. Rodzina była bowiem inwestycją kosztowną. Odłożenie odpowiedniej kwoty na ten cel wymagało lat pracy albo służby na dworze. Zresztą nawet wykupienie ogłoszenia nie było drobnostką – za publikację standardowej wielkości anonsu z tekstem na 20 słów trzeba było zapłacić trzy szylingi. Dla XIX-wiecznej pokojówki były to dwa tygodnie ciężkiej pracy. Ale i tak nic by to nie dało, bo przeciętna przedstawicielka ówczesnej klasy pracującej była analfabetką. Przez lata prasowe anonse matrymonialne zamieszczali więc głównie przedstawiciele klasy średniej i wyższej. W dodatku zwykle mężczyźni.

Poszukiwany, poszukiwana
Oprócz sporego posagu idealna kandydatka na XVIII-wieczną żonę powinna mieć 20-30 lat. Ponadto ogłoszenia określają ją jako „szanowaną”, „zgodną” i „miłą”. Fizyczność była najczęściej sprawą drugorzędną i w pierwszych anonsach sprowadzała się co najwyżej do „sympatycznej figury” albo „braku cielesnych deformacji”. Sporadycznie trafiali się jednak kawalerowie z konkretnym zapotrzebowaniem.

W anonsie, opublikowanym w 1750 roku na łamach „Daily Advertiser”, mężczyzna oczekiwał, że jego przyszła żona będzie mieć „zdrowe zęby, miękkie usta i przyjemny oddech… Jej dusza będzie czysta, łono pulchne, jędrne i mlecznobiałe, rozumna, ale nie przemądrzała, rozmowna, a jednocześnie uprzejma i wyważona w słowach”. Zdarzały się „zadania specjalne”. „Hibernian Telegraph” donosił: „Dżentelmen w podeszłym wieku, posiadający znaczną fortunę, którego następca (pozbawiony wdzięku bratanek) traktuje go niewybaczalnie…”. W zamian za wychowanie kuzyna obiecywał „powitać w stanie małżeńskim zdrową, ciężarną wdowę z nieskazitelną reputacją”.

Nieco inaczej miała się sprawa z kobietami. Gdy w 1727 roku panna Helen Morison jako pierwsza zdobyła się na odwagę i dała ogłoszenie w „Manchester Weekly Journal”, zamknięto ją na miesiąc w zakładzie dla obłąkanych. Do połowy XVIII wieku damy reklamujące swoje wdzięki uważano za nieprzyzwoite. Z czasem jednak i one doszły do głosu.

Źródło: Wróżka nr 5/2012
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl