Królowa wygody

No tak, wiedziałam, że kiedyś do tego dojdzie. Tyle że stało się to dużo wcześniej, niż przypuszczałam...

Wybrałam się wreszcie do salonu piękności – wiecie, maseczka, odrosty, te rzeczy...

Wyluzowana, rozgrzana leżę sobie pokryta algami i słyszę, jak w pokoju obok dwie kosmetyczki – przekonane, że zawsze będą piękne i młode – obgadują bez litości jakąś klientkę.

– O boże, widziałaś tę królową mody? Co ona dziś na sobie miała? Poplamiony dres i kroksy!
– Stanik chociaż powinna włożyć. Jak się ma tyle lat i taką wagę, to po prostu obrzydliwe puszczać piersi luzem.
– A pamiętasz, jaka to jeszcze niedawno była laska? Zawsze w modnych ciuchach, ciało jak wyrzeźbione. Strasznie się posunęła kobita. Teraz wygląda jak przepuszczona przez młockarnię i polana kwasem.
– Lata, kochana, lata... Kobiety w tym wieku zapominają, co to seks i dobry wygląd. Emerytura kobiecości! – i dwie jędze roześmiały się perliście, a ja nawet nie mogłam zobaczyć, jak wyglądają, bo miałam algi na oczach. Słabo mi się pod tą maską zrobiło, bo nagle pomyślałam, że jak nic mówią o mnie.

Wszystko zaczęło się od tych kroksów... Ohydnych, różowych, z miękkiej gumy. Najpaskudniejsze buty, jakie kiedykolwiek zrobiono. Zostawiła je u mnie mama. Stały sobie w szafie, w przedpokoju i stały, aż któregoś dnia wskoczyłam w nie, bo chciałam szybko wyjść do ogrodu, a na nogach miałam tylko skarpetki. Kurcze, pomyślałam, ale wygodne. Nie wiedziałam, że tak robię pierwszy krok ku przepaści...

Bo nagle odkryłam, jak wygodny jest luz. Obcisłe dżinsy z cekinami na pupie – które wbijały mi się w brzuch – zmieniłam na rozciągnięte gacie od dresu. Bluzeczkę obnażającą bezlitośnie „miejsca problematyczne" na luźną bluzę.

reklama
404 Not Found

Not Found

The requested URL was not found on this server.



Zmieniłam też stanik z wrzynającymi się w ciało ramiączkami, który tłamsił okrutnie moje nadmiernie rozwinięte atrybuty kobiecości, na coś miękkiego bez fiszbinów. Wiedziałam, że wyglądam jak worek z kartoflami, ale coś za coś. Za to oddycham i ruszam się bez bólu.

Tak rozstrzygnął się pojedynek mody z wygodą. I nie wiem, kiedy, ale zaczęłam paradować od rana do wieczora w tym, czemu moje ciało powiedziało „tak". Któregoś dnia poplamiłam sobie bluzę jajecznicą czy sokiem, już nie pamiętam... Ale nie chciało mi się przebierać. Plama? Wielkie mi halo, w końcu jestem u siebie w domu.

Wygodne portki wyciągnęły się na pupie i kolanach, ale nikt ci nie powie, że wyglądasz jak ostatnia łajza. Mąż woli mieć święty spokój, córka najwyżej przewraca oczami. I tak z Kopciuszka na balu przemieniłam się w kocmołucha z kuchni. Albo w królową wygody – jak kto woli.

Gdybym miała dwadzieścia lat, pewnie wyglądałabym w tych luzackich ciuchach uroczo i seksownie.

Pamiętam, jak kiedyś w środku zimy, ogrzewana wyłącznie własnym żarem, na dziesięciocentymetrowych szpilkach, w cienkich pończochach i minispódniczce przedzierałam się przez śnieg do ukochanego. Największy mróz nie był w stanie zmusić mnie, bym założyła coś, w czym wyglądałabym źle.

I nagle widzę, że moje życie zatoczyło koło. Teraz liczy się tylko to, w czym mi ciepło i wygodnie. Jestem więc na prostej drodze, by wyglądać okropnie i skończyć jak ta pani spod mostu, która nosi na sobie wszystko, co ma. Muszę spojrzeć prawdzie w oczy. Nie jestem gwiazdą filmową incognito, która może na siebie założyć nawet stary worek, a i tak wygląda wspaniale.

Luz luzem, ale w szafie trzeba mieć jeszcze coś więcej, oprócz dresów i kroksów. Bo w nich przed lustrem jestem tylko grubą, wkurzoną babą w średnim wieku. Czas na z martwych wstanie.

Teresa Jaskierny
fot. shutterstock

Źródło: Wróżka nr 11/2013
Tagi:
Już w kioskach: 10/2025

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka