Zazdrosny kochanek

On uwodziciel, utracjusz i czarna owca zacnej lwowskiej rodziny, ona słynna aktorka i śpiewaczka, przyjaciółka Gabrieli Zapolskiej. Choć Antonina Ogińska-Szenderowiczowa była o dziesięć lat starsza, Kazimierz Lewicki zakochał się w niej na zabój. I z miłości ją zastrzelił. Tą zbrodnią żyły lwowskie wyższe sfery, a ulica śpiewała o niej piosenki.

W przeddzień Wigilii Bożego Narodzenia 1910 roku, w południe, rozległy się trzy strzały. Kazimierz Lewicki, utracjusz, złoty młodzieniec i czarna owca zacnej lwowskiej rodziny zabił swoją kochankę, słynną aktorkę i śpiewaczkę lwowskich scen, Antoninę Ogińską-Szenderowiczową. Nie z zemsty, nie z zazdrości czy za karę. Tylko z wielkiej miłości. I z rozpaczy, że nigdy nie będzie mógł połączyć się z nią na zawsze. Tak przynajmniej mówiła ulica.

Ukochana zabójcy była mężatką i nie zamierzała rozwodzić się dla kochanka. Mężem Antoniny był wielce szanowany obywatel, redaktor lwowskiej gazety „Słowo Polskie" Leopold Szenderowicz. Antonina była poza tym najbliższą przyjaciółką i powiernicą Gabrieli Zapolskiej, pisarki, której sztuki wystawiały już wówczas wszystkie polskie teatry – od Lwowa po Warszawę.

Święta pod znakiem skandalu

Nic więc dziwnego, że Boże Narodzenie 1910 roku upłynęło we Lwowie w atmosferze skandalu z wyższych sfer. Zwłaszcza że pogrzeb Ogińskiej odbył się już w pierwszy dzień świąt. Na Cmentarz Łyczakowski przyszła cała miejscowa śmietanka, która cztery dni wcześniej oglądała aktorkę jako Ingrid w polskiej premierze „Peer Gynta" Henryka Ibsena.

Plotkowano też, ile wlezie, o obu panach – mężu i kochanku. Więcej rzecz jasna o tym ostatnim. Rodzina, próbując uniknąć procesu, natychmiast umieściła Kazimierza w domu dla umysłowo chorych. Miało to przekonać sąd o jego niepoczytalności. Nadaremnie! Trzy kule w ciele aktorki, a także całkiem przytomne listy, jakimi nakłaniał ją do spotkań, sprawiły, że sędzia nie kupił tej bajeczki. Zabójca został skazany na śmierć.

reklama


Podczas procesu zaczynają wychodzić na jaw wcześniejsze grzeszki Kazimierza Lewickiego. Choć nieustannie podkreślał swą szaloną miłość do Niny, jak nazywał Ogińską, w jego mieszkaniu znaleziono obfitą korespondencję z innymi kobietami. Wynikało z niej niezbicie, że miał wiele kochanek. Zatem kiedy oskarżony próbował wmawiać sędziom, że było to zabójstwo w afekcie, i że ostatnią kulę zamierzał zachować dla siebie, kolejne panie zaczynały ujawniać swoje z nim związki.

Jedna z wielu "kobiet życia"

Większość kobiet chciała się zemścić, gdyż o Ogińskiej, jako „kobiecie życia" Lewickiego, dowiedziały się dopiero na sali sądowej. Wcześniej każda była przekonana, że to ona jest tą jedyną. 25-letni Lewicki z wielką łatwością uwodził kobiety. Ulegały mu nawet te dojrzałe i ustatkowane życiowo, jak właśnie Antonina Ogińska, która w chwili śmierci miała 35 lat.

Kazimierz Lewicki pochodził z zamożnej kupieckiej rodziny, która prowadziła duży sklep z porcelaną w centrum Lwowa, a później założyła słynną wytwórnię fajansu w Pacykowie. Na rodzinny majątek pracowali dziadek i ojciec, który następnie przekazał świetnie prosperujący interes w ręce synów: Aleksandra, Jakuba i właśnie Kazimierza. Pierwszy, szanowany we Lwowie radca miejski, wzorowo prowadził interes z pomocą drugiego z braci.

Kazimierz ani przez chwilę nie splamił się pracą. Ukończył wprawdzie studia prawnicze na Uniwersytecie Jana Kazimierza we Lwowie, ale nie przystąpił do egzaminów i nie zamierzał otwierać żadnej kancelarii. Ani pracować w cudzej. Rzucił się od razu w wir zabawy. Bez skrupułów uszczuplał rodzinny majątek, biorąc pieniądze na budzące zgorszenie wyskoki.

Wdzięczny apasz, oszust i wyzyskiwacz 

Stały bywalec lwowskich knajp i znany uwodziciel musiał mieć jednak jakiś wdzięk, skoro wszystko uchodziło mu płazem. Nawet to, że bracia przyłapali go kiedyś na kradzieży w ich własnym sklepie. Gdy potrzebował gotówki, po prostu wynosił jakiś cenny drobiazg. Bracia zatuszowali sprawę, umieszczając go na jakiś czas w zakładzie zamkniętym i próbując zwalić winę na jego chwilową niepoczytalność. Ten sam manewr usiłowali zastosować, już bez powodzenia, po zabójstwie Ogińskiej.

Miasto plotkowało, że może wywinąłby się od wyroku śmierci, gdyby nie... Gabriela Zapolska. Ta znana już wówczas z „Moralności pani Dulskiej" dramatopisarka, wojująca feministka i obrończyni kobiet, a przy tym przyjaciółka Ogińskiej i autorka pisanych specjalnie dla niej ról, została bowiem wezwana na proces Lewickiego na świadka. I wykorzystała sąd jako scenę, na której przypuściła atak na oskarżonego.

Mówiła, że jest oszustem, wyzyskiwaczem i krzywdzicielem naiwnej kobiety, jaką według niej była Ogińska. Nazwała go apaszem, który zabija dziewczynę bez żadnego powodu, po prostu dlatego, że jest apaszem. Już samo pojawienie się Zapolskiej na sali sądowej wywarło wielkie wrażenie na sądzie. A że proces był szeroko komentowany, jej słowa odbiły się głośnym echem, nie pozostając bez wpływu na ostateczny werdykt.


Źródło: Wróżka nr 2/2015
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl