W internetowym sklepie z miłością

Nie ma sklepów z głodem, są z jedzeniem. Nie ma z pragnieniem – są monopolowe. Są za to witryny, gdzie oferujesz swoje uczucie. Tylko... jakie uczucie i do kogo, skoro go jeszcze nie ma? Każdy czeka na motyle, które gdzieś z głębi poderwą się do lotu i obsiądą żebra. Ale ile można czekać. Dlatego coraz więcej kobiet i mężczyzn zakłada konta na portalach randkowych.

shutterstock 95687152 copyWierzą, że w ten sposób mogą wziąć los w swoje ręce. „Poznaliśmy się na przystanku” – powiedziałam babci. Dla siedemdziesięciolatki spod Tomaszowa słowa „portal randkowy” byłyby oznaką rozpusty i braku wstydu – śmieje się Mila. Ale my, jej znajomi, od początku wiedzieliśmy, że Artur, młody programista, wyszukał ją w popularnym serwisie dla singli. Dziesięć lat temu portale tego rodzaju przypominały jeszcze klasyczne biura matrymonialne. Pary przedstawiały się sobie, a potem umawiały na spotkania.

 

Dziś użytkownikom portali „randkowych”, zwłaszcza facetom, często chodzi o niezobowiązujące znajomości i szybki seks. Wtedy, tacy jak Mila i Artur – wykształceni, stawiający pierwsze kroki w wielkomiejskich korporacjach, szukali związku, bo nie było na to czasu na studiach. Szybko założyli rodzinę. Mają dwoje dzieci, są razem… Czy są szczęśliwi? Nigdy nie słyszałam, żeby ciepło opowiadali o swoim związku. Nie dostrzegłam choćby cienia namiętności. Ot, wszystko u nich zazwyczaj jest w porządku. Czasem kłócą się z teściami, czasem w czymś się nie zgadzają. Córka, syn, przedszkole, choroby, kredyt, budowa domu, praca... A gdzie jest miłość? Może nie jest potrzebna, skoro życie jakoś się układa? Jest niezbędna! Wiem to z doświadczenia! A kiedy się pojawi, rozniesie w pył każdą budowlę, która powstała na cienkim lodzie doraźnej potrzeby ułożenia sobie życia. Przyjdzie prawdziwa miłość i co wtedy?

 

Szukając w „sklepie”, czyli na portalu, nie zwiększasz swojej szansy na miłość, tylko sobie ją odbierasz. Sama na siebie wywierasz presję: „No, znajdź! Skoro już nawet dałaś ofertę i nie znajdziesz, to naprawdę jesteś beznadziejna!”. Więc znajdujesz, żeby nie czuć smaku porażki. Znajdujesz pierwszego lepszego albo siódmego lepszego i potrafisz wmówić sobie, że to miłość. Musisz ją poczuć, żeby uzasadnić sobie, że to nie zabawa, szukanie seksu, pójście na łatwiznę. Co innego tu opisałam, jeśli nie akt skrajnej desperacji? Miłość jest potrzebą, która pojawia się nieoczekiwanie i z siłą tornada może zmieść misternie budowany świat. Albo rozwiewać go, ziarnko po ziarnku. Niektórzy potrafią ją stłumić i żyć dalej. Ale nikt, kto raz ją poczuł, nie zapomni. I nie odnajdzie się w kontraktowym związku. Nie kupuję zakochiwania się przez internet. Choć znalazłam – na internetowych forach i czatach – dziesiątki par, które tak się poznały, a teraz są po ślubie, mają dzieci, deklarują długoletni staż. Nie przekonuje mnie to. I upieram się przy swoim konserwatywnym „Nie! – dla internetowych sklepów z miłością”.

Jeśli ktoś robi z siebie i ze swojego czasu ofertę, nie ma to nic wspólnego z pomaganiem przeznaczeniu. Odpowiedzialność za własny los polega na zaangażowaniu w życie. Nie śmiem konfrontować tego poglądu z przypadkami osób chorych czy niepełnosprawnych, choć zapewne wielu z nich odważniej bierze się za łby z codziennością niż zdrowi lenie. W wyjątkowych sytuacjach przeglądarka to jedyne okno na świat. Ale generalnie – nie! Miłość jest bardzo szczególną potrzebą, która pojawia się w wyniku interakcji dwojga ludzi. I w żaden sposób nie można jej wyreżyserować albo zdobyć. Można ją poczuć. Nie da się jej w sobie wywołać, jak reakcji chemicznej, kupując odpowiednie składniki. Miłość jest czym innym niż głód czy pragnienie – samoistne potrzeby łatwe do zaspokojenia na wiele różnych sposobów. Ale i tak – nie ma sklepów z głodem, są z jedzeniem. Nie ma z pragnieniem – są monopolowe. Są za to witryny, gdzie oferujesz swoje uczucie. Tylko... jakie uczucie? Skoro go jeszcze nie ma? A może stan gotowości do pokochania jakiegoś nieznajomego człowieka? Nie da się nikomu zaoferować miłości. To nie grawitacja, która zadziała zawsze, gdy zbliżą się do siebie dwa ciała. To nie pociąg seksualny, który w końcu pojawi się po pierwszej, trzeciej, dwudziestej randce u wyposzczonych, samotnych ludzi. To nie fascynacja wywołana inteligencją rozmówcy, wysublimowanym poczuciem humoru. W ofercie można mieć jedynie – albo aż! – czułość, czas, urodę, namiętność, ciało, zdolności, umiejętności. Ale nawet, jeśli wszystko między dwojgiem ludzi pasuje, jeśli potrzeby jednej strony wpisują się w ofertę drugiej i na odwrót, to znalezienie miłości przez taki kontrakt graniczy z cudem. Miłość to żywioł.

 

Profil Marty w serwisie randkowym lśnił jak diament wśród tandety. Ładna, zaangażowana politycznie, rozkochana w poezji i amerykańskiej muzyce z lat 70. Hubert wybrał ją, bo świetnie gotowała. Dodatkowo, przy każdym zdjęciu wykwintnych potraw stawiała kieliszek wina… Zadziałała podświadomość. Nie minęły dwa tygodnie, jak zasnęli pod jedną kołdrą. Wszystko pasowało. Miesiąc później już ze sobą mieszkali. I tak po raz kolejny ona trafiła na niewłaściwego faceta – alkoholika, skoncentrowanego na własnych potrzebach. A on – na ponaglaną przez zegar biologiczny, niespełnioną w roli matki i żony kobietę z dużym „miłosnym przebiegiem”. Przez jakiś czas byli razem. Potem jemu zaczął przeszkadzać jej mocny makijaż, który nie tylko jego przyciągnął do zdjęć w sieci. Ona coraz częściej siedziała sama podczas jego alkoholowych wypraw w inne wymiary. Sama… z laptopem. On bardzo chciał, ona bardzo się starała. Ale brakowało naturalnej więzi. Miłość nie rozkwitła. Każde po cichu szukało dalej. W internetowych sklepach z miłością. Miłość to przeciwieństwo wyrachowania. Nie da się jej zaplanować i zrealizować jak projektu w szkole czy w pracy. Pojawia się, kiedy chce tego przeznaczenie, przy sprzyjającym układzie gwiazd, gdy zdarzy się zrządzenie losu, a po właściwych ludziach przejdzie przypadek. Bo jak wiadomo – przypadki chodzą po ludziach. Wybucha albo rozkwita, kiedy dochodzi do fuzji dwóch umysłów, ciał i dusz. Nigdy nie jest pełna, jeśli nie dotyczy wszystkich tych trzech sfer. Z potrzeby kochania i bycia kochanym, z głodu miłości nie powstanie miłość. Nawet jeśli dwoje ludzi jest w tym samym miejscu w życiu i już nie ma czasu do stracenia.

 

Ona jest czymś nadprzyrodzonym, co wymyka się nauce i rozsądkowi. Dla jednych jest boskim pierwiastkiem w człowieku. Dla innych – magią. Dla wszystkich – nieokiełznaną siłą, żywiołem. Zatrzymaj wiatr, ucisz grzmot, zapanuj nad miłością… Nie można mieć nad nią kontroli. Można pozwolić jej przejąć kontrolę nad nami. Jest motorem zmian, które bez niej byłyby nie do pojęcia, nie do zaakceptowania. Często trudnych, często prowadzących do rozpadu istniejących konfiguracji życiowych. Nierzadko czyimś kosztem. Czy jest dobra? To nieważne. Raczej tak. Przecież jest życiodajną siłą. Czy potrafisz żyć ze świadomością, że nie byłaś olśnieniem, darem losu, przeznaczeniem, tylko najlepszą dostępną ofertą, z której skorzystał twój partner? Skąd wiesz, co on zrobi, jeśli pojawi się lepsza propozycja, jeśli któregoś razu wyszukiwarka zaproponuje ciekawszy „wynik”? Skoro ktoś o samym sobie myśli w kategorii oferty – nie chodzi nawet o traktowanie się jak towar, ale jak zbiór unikalnych kompetencji i cech, który na przykład oferujemy pracodawcy – czy jeśli pojawią się trudności, nie zechce tych kompetencji zaoferować komuś, kto stworzy mu lepsze warunki?

 

Zawsze ceniłam sobie to, co zdobyłam z trudem. A przynajmniej z wysiłkiem. Podobali mi się chłopcy, którzy na mnie nie patrzyli. Komplemenciarze i podrywacze wywoływali wyłącznie zażenowanie i niechęć graniczącą z pogardą. Podobnie moi koledzy traktowali dziewczyny. Te „łatwe” były do zabawy, ale „chodziło się” z wybranymi, które nie obwieszczały światu, że są dostępne. Czy zatem cenne jest to, co można po prostu wziąć sobie z internetowej witryny? Nawet nie wychodząc po to z domu? Co tak naprawdę oferujesz, wystawiając się na takim portalu i zachwalając swoje zalety lub określając wymagania? Wizerunek. I sama najlepiej wiesz, ile w nim prawdy. Tyle samo jest jej w obrazie wykreowanym na koncie faceta, którego wybierzesz. Gdzie więc jest ten jedyny, prawdziwy, druga połówka? Jest! Musisz w to wierzyć. Ale jeśli wasze drogi mają się przeciąć, musicie obydwoje kroczyć przez życie. Być w ruchu, podążać wybranymi przez siebie ścieżkami. Błądzić i wracać na właściwy trakt. Ale nie siedzieć przed komputerem. Czekaj na miłość, żyjąc pełnią życia. Wychodź, zmieniaj pracę, podróżuj. Nie lubisz samotnych spacerów? Kup psa, a jeszcze lepiej przygarnij kundla ze schroniska. Marzysz o chłopaku z bujną wyobraźnią? Idź do czytelni, do empiku, na kiermasz starych książek. Kupuj, czytaj, wypożyczaj. Uśmiechaj się do ludzi.

 

Chcesz, żeby miał duszę artysty? Szukaj go na wernisażach, koncertach, w ośrodkach kultury. Uwielbiasz poczucie humoru? Wybierz się na stand-up. Ma lubić sport? Zacznij biegać, pojedź na narty. Ma mieć dobre serce? Weź udział w akcji dobroczynnej, a nawet – czemu nie? – dołącz do ogniska przy kościele. Ma być spontaniczny? Tańcz na ulicy w deszczu; może do ciebie dołączy… A najlepiej niczego nie rób, żeby kogoś poznać. Żyj dla siebie. Nie szukaj na siłę. Otwórz się na nadzieję. Życie pisze najlepsze scenariusze. Miłość przyjdzie nieoczekiwanie, z kierunku, z jakiego najmniej się spodziewasz. Nie wybieraj wolontariatu, żeby znaleźć tam kogoś bezinteresownego, ale żeby dać innym swój wolny czas. Dla zdrowia jeździj na rowerze. Wykup karnet na kabareton, żeby pokładać się ze śmiechu. Los jest przewrotny i pewnie wcale nie przydarzy ci się miłość ani na sali teatralnej, ani na torze łyżwiarskim, ani w lokalnym oddziale PCK. Zdarzy się pewnie w spożywczym, kiedy rozsypią ci się zakupy, będziesz mieć na sobie akurat swoją najbrzydszą czapkę i makijaż rozmazany po całym dniu. Albo okaże się, że kochasz człowieka, którego znasz od lat, a on nagle zrobi coś zupełnie niespodziewanego. Wtedy, dzięki swoim pasjom, będziesz mieć cały asortyment tematów do rozmowy – dowcipy, historie znane z książek, wnioski z własnych doświadczeń, o których warto opowiedzieć.

 

Nie musisz patrzeć na siebie jak na towar, będziesz dla nowego człowieka fascynującym odkryciem. Oby i on był dla ciebie. Być może okaże się, że robicie w życiu zupełnie inne rzeczy, że nigdy, przenigdy nie dopasowalibyście się do siebie na portalu randkowym. Że dzieli was różnica wieku, że on jest po przejściach, a ty jeszcze nie byłaś w długim związku albo odwrotnie. Że inaczej spędzacie wolny czas. To jest właśnie fenomen miłości – łączy nawet tych, którzy różnią się od siebie jak ogień i woda. Czasem i tych, którzy na pierwszy rzut oka nawet się sobie nie spodobali. Bo co, jeśli zakochasz się bez pamięci w grubej i wyższej od siebie koleżance z pracy, która pachnie jak milion dolarów, ma nieziemskie cycki, możesz z nią rozmawiać latami i nigdy się nie znudzisz? Zamienisz ją na ładną malowana laleczkę, żeby koledzy pokiwali głową z uznaniem? A co, jeśli pokochasz ojca trójki dzieci, który ma kiepską pracę i ledwo wiąże koniec z końcem, ale rozumie cię jak nikt na świecie i tylko w jego ramionach czujesz się szczęśliwa? Czy nie zaakceptujesz jego dzieci? Nie spróbujesz zrealizować z nimi swoich marzeń? Daj szansę przypadkowi, daj szansę fenomenowi. Miłość nie jest domeną „atrakcyjnych towarów”. To wszystko razem: spojrzenie, tembr głosu, zabawny gest, dziecinne zachowanie, honorowa postawa w niespodziewanej sytuacji. To głębokie zrozumienie. To unikalna mieszanka zapachu ciała i perfum. To fascynująca opowieść pisana przez życie i doświadczenie, a nie wyuczone formułki, „memy”, które zyskują „lajki” na portalach społecznościowych. Bywa, że miłość rodzi się z obserwacji, jak ktoś radzi sobie z codziennością, z trudnościami. Miłość to dzielenie radości. To zachwyt i magnetyzm. Ne musimy za nią płacić nie dlatego, że nie jest nic warta, ale dlatego, że jest bezcenna.

 

PS Wszystkich głęboko kochających się ludzi, którzy odnaleźli się w sieci, proszę o zrozumienie. Moje stanowisko jest subiektywne. I na pewno nie bez wpływu na nie pozostaje fakt, że mój wymarzony facet właśnie zostawił mnie dla dziewczyny poznanej w internecie.

Karolina Duszczyk FOT.: shutterstock

reklama
Źródło: Wróżka nr 1/2018
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl