Na szlaku wiedźm

Dziś Hanna jest pewna, że to dobry los sprawił, iż zostawiła na dobre Kraków. I w ogóle miasto. Jej mąż dostał pracę w Narodowym Parku Świętokrzyskim. I choć nie zamieszkała, jak kiedyś zamarzyła, w leśniczówce, lecz w miasteczku, w Bodzentynie, bardzo szybko poczuła się u siebie. To tu urodził się jej drugi syn, Marcin.

Wiedźmy od wieków podążały szlakiem lasów i gór w ŚwiętokrzyskiemGdy tylko synowie podrośli, wędrowała z nimi po tych niewielkich, ale jakże starych, okrytych legendą górach. Pokazywała i zioła, i kwiaty, uczyła jak je rozpoznawać, dotykać, zbierać. I przypominała sobie powoli to, co podczas wędrówek po łąkach i lasach przekazywała jej babcia. Na przykład, że nawet zioła trujące mogą czasem okazać się zbawienne.

Czuła, że wreszcie stąpa po miejscach dla niej istotnych, po najdziwniejszych, tajemniczych szlakach, którymi zmierzali kiedyś w miejsca święte wyznawcy pogańskich bogów i bogiń.

Odkryła dla siebie boginię Makosz, Matkę Ziemię, opiekunkę kobiet, dobrego ducha ich domów. Wędrowała więc po tych górach i górkach coraz chętniej i dalej, choćby po dróżkach chrześcijańskich mnichów-eremitów – zapalonych zielarzy, którzy tysiąc lat temu postanowili na zawsze przepędzić z Łysicy stare słowiańskie duchy i czorty.

Na próżno. Bo nad mnichami, daleko w górze, z uporem, a pewnie i z odrobiną złośliwości, przez długie jeszcze stulecia unosiły się czarownice. Stare i młode, brzydkie i piękne. By na gołym zupełnie wierchu rozpalać ogniska i warzyć w kotłach tajemne, ziołowe mikstury.

reklama

Zajadając się stokrotkami

– A miały z czego warzyć – uśmiecha się Hanna. Przyznaje, że prawie natychmiast po przeprowadzce w Świętokrzyskie zachwyciła się bogactwem miejscowych ziół, roślin, kwiatów. Czystych, nieskażonych spalinami, „skażonych” za to unikalnymi, cennymi dla człowieka mikroelementami, których próżno szukać w innych, młodszych górach.

Nieraz ją ta nowa ziemia zachwycała. Jak wtedy, gdy przy Jaskini Raj ujrzała prawdziwy rarytas: połacie dziko rosnącego (i w przeciwieństwie do ogrodowej uprawy – ściśle chronionego) hyzopu lekarskiego. Rośliny o uspokajającym działaniu. W dawnych czasach uznawana była za doskonały środek na oczyszczanie ludzi i miejsc ze złej energii. A poza wszystkim, jest też smaczną, choć zapomnianą przyprawą korzenną.

Dobra energia Gór Świętokrzyskich sprawiła w końcu, że Hanna, gdy jej dzieci podrosły, całkiem oddała ziołom serce. – Kiedy na dobre zostałam wiedźmą? Kiedy zawierzyłam swojej wiedzy i intuicji, bo bez niej o tym fachu-nie-fachu nie ma mowy – zastanawia się ze śmiechem. Może zaczęło się od maści na pękającą skórę według odnalezionej w babcinym, beskidzkim domu receptury, którą natychmiast rozchwycili ją znajomi? A może od warsztatów dla dzieci? Wtedy, gdy na spotkanie stowarzyszenia wspierającego wieś Odnowica do starej leśniczówki (w końcu i to Hanny marzenie o życiu w lesie się spełniło) zaprosiła miejscowe maluchy. Pokazała im, jak piękny i smaczny może być własnoręcznie upieczony w starym piecu i ozdobiony kwiatami nagietka albo stokrotek podpłomyk.

Namawiała też dzieci, by wraz z nadejściem wiosny, aż do pierwszych śniegów kolejnej zimy, zajadały się stokrotkami. Bo są zbawienne dla zdrowia, wzmacniają odporność. By – z umiarem, rzecz jasna – pałaszowały niepozorną koniczynę. Wreszcie by przestały się bać pokrzywy, o której tak chętnie kiedyś opowiadała jej babcia. Z jej młodych listków można najpierw zrobić sok, potem dodać do niego miód i zamienić w smakołyk.

A może zaczęło się od warsztatów kulinarnych dla dorosłych? Od pachnących łąką chlebów i ciast? Bo za dziećmi do zielichy zaczęli przychodzić ich rodzice. I domagali się więcej przepisów, więcej wiedzy o tym, co cenne i istotne dla zdrowia. Ale też smaczne.

Źródło: Wróżka nr 3/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka