Jeśli twój ukochany zwleka z oświadczynami, zrób to za niego. 29 lutego tradycja daje ci okazję do wzięcia spraw w swoje ręce!
Podobno co trzecia Amerykanka prosi mężczyznę o... rękę. Nie każda kobieta ma tyle odwagi, co Miranda z „Seksu w wielkim mieście” albo Zsa Zsa Gabor, która oświadczała się każdemu z dziewięciu mężów. W sprawach sercowych inicjatywę oddajemy mężczyznom, którym co najwyżej wysyłamy znaki, podsuwając pod nos katalogi z pierścionkami lub przepychając się na weselu do rzucanego bukietu czy welonu. Tymczasem w kulturze celtyckiej już w średniowieczu damy mogły zaproponować wybrankowi ślub. Ale tylko raz na cztery lata.
Dodatkowy dzień przestępny powszechnie uważano za dziwny. Jednak gdy wszystko z woli bożej było dziwne i odwrócone, to i kobieta mogła złożyć mężczyźnie propozycję matrymonialną. Na pomysł damskich oświadczyn wpadła w V wieku św. Brygida z Kildare, patronka Irlandii. Jako założycielka jednego z najstarszych klasztorów na Zielonej Wyspie wiedziała, co dzieje się w duszach kobiet, które nie mogą ujawnić swoich uczuć.
Małżeństwo było kontraktem między rodzinami i nikt nie pytał, czy ktoś ma na nie ochotę i czy wybrankowie się sobie podobają. Święta uważała, że miłość powinna mieć trochę swobody i namówiła św. Patryka, aby poparł jej pomysł. To oczywiście legenda, bo gdy św. Patryk dokonał żywota, Brygida miała sześć lat. Tak czy owak zwyczaj szybko się przyjął, a w 1288 roku w Szkocji stał się uchwalonym prawem.
Irlandzka tradycja mówi, że kobieta może (ale nie musi) uklęknąć przed ukochanym i zaproponować mu ożenek. Jeśli kawaler wtedy namiętnie ją pocałuje, to znak, że się zgadza! Jeżeli jednak na nią dmuchnie, oznacza to, że daje jej kosza. Wtedy musi wykupić się prezentem. Dawniej był to funt i jedwabna suknia lub rękawiczki, a dzisiaj może być nawet mercedes. Wszystko według stanu zamożności i stopnia sympatii.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.