Zielone dziecko

Eksperyment na córkach
Gdy na świat przyszły ich dzieci, Justin i Erica Sonnenburgowie, naukowcy z Uniwersytetu Stanforda, postanowili zastosować w praktyce wszystko, co wiedzieli o prawidłowym żywieniu. Napisali o tym książkę „Zdrowie zaczyna się w brzuchu". Zadedykowali ją córkom, Claire i Cammille. Justin i Erica uważają, że wpajanie maluchom zasad zdrowego odżywiania to świetna rzecz, wymaga jednak od rodziców mnóstwa pracy.

Trzeba zgromadzić w kuchni mnóstwo nieużywanych wcześniej składników, codziennie samemu gotować, robić lunche na wynos i jadać razem z dziećmi przy stole. Sami mielili nawet ziarna kukurydzy i zbóż, by piec domowy chleb. U Sonnenburgów jada się to samo, co w każdym amerykańskim domu, ale nie do końca. Pancakes robią z pełnoziarnistej mąki, a kanapki do szkoły smarują domowym masłem z nerkowców i przekładają plasterkami owoców.

Dieta wybrana przez parę naukowców jest półwegetariańska: dopuszcza niewielkie ilości mięsa i ryb z ekologicznych hodowli. Rodzina unika gotowych produktów pełnych sztucznych barwników i konserwantów. Powiedzmy, że można z domu zrobić kapsułę, we wnętrzu której wszyscy odżywiają się zdrowo. Ale co z rówieśnikami, którzy lubią fast food, co z ich urodzinami w McDonaldzie? Jak mają reagować rodzice wegetarianie, gdy dziecko u sąsiadów zje kiełbaskę z grilla, a nie cukinię?

Cóż, drobny wyłom w diecie to nie koniec świata. Większość Polaków, jeśli czasem złamie dietę, to raczej tradycyjną, mięsną, na rzecz wegesałatki. I to też nie da żadnych spektakularnych efektów.

reklama

Wojna domowa o talerz
Małe dzieci łatwiej przekonać, aby jadały tak jak rodzice, bo chętnie ich naśladują. 10-latki zaczną cichcem podjadać kiełbasę, gdy jedzą ją koledzy, którzy im imponują. Z kolei wegetarianizm nastolatków jest walczący, ostentacyjny i gniewny. Z ochotą zawstydzają starych, oskarżają ich o bezduszność w kwestii cierpienia zwierząt i traktują jak ignorantów, którzy nie mają pojęcia o kuchni i żywieniu, bo jedzą „padlinę". Dorośli bronią się, jak potrafią.

Na zielonej szkole mojej córki, gdy klasa dotarła do schroniska, okazało się, że na kolację jest fasolka po bretońsku z kiełbasą. Gdy wyjaśniono, że część uczniów nie je mięsa, kucharki zrobiły im kanapki z serem. – A co macie na ciepło dla wegetarian? – naciskała jedna z dziewcząt. – Herbatkę! – odpowiedziała góralka.

Nie jest łatwo w Polsce trwać przy wegediecie. Młodzi wegetarianie często mają też inny kłopot. W obawie przed reakcją rodziców zwykle nie przyznają się, że przestali jeść mięso. To zły pomysł. Dieta, z której wykluczy się białko zwierzęce, a nie włączy roślinnego, jest niezdrowa. To prosta droga do zaburzeń pokarmowych. Jak ich uniknąć?

Mama 14-letniej Soni, kiedy córka oświadczyła, że nie tknie więcej mięsa, odpowiedziała: – Nie mam czasu, żeby ci osobno gotować, ale będę kupować składniki, których potrzebujesz. Raz w tygodniu zrób kolację dla wszystkich. Chętnie się dowiemy, co jedzą wegetarianie. Pół roku później Sonia wciąż jest na wegediecie, a rodzina nadal chętnie testuje jej dania. – Bywa różnie – śmieje się mama Soni. – Nikt z nas nie polubił humusu, za to faszerowanego bakłażana uwielbiamy. Poszłyśmy też z Sonią zjeść wegeburgery, ale nie spodobało mi się. Nie z powodu jedzenia! Byłam najstarsza w wegebarze.

Źródło: Wróżka nr 8/2016
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka