Strona 2 z 2
Ożenił się i wpadł jak śliwka w kompot
Mickiewicz poślubił Celinę Szymanowską, córkę Marii, a siostrzenicę owej Julii, wirtuozki dań z kiszonej kapusty. Małżeństwo – jak myślał – z automatu rozwiąże problem jedzenia. No i tu się pomylił.
Celina znała kilka języków obcych, była na bieżąco z najnowszą literaturą, dobrze grała na fortepianie. Ale o kuchni i gospodarstwie domowym nie miała zielonego pojęcia. Kaszę, którą małżonek bardzo lubił, za każdym razem przerabiała na solidny klajster, a o przyrządzeniu ulubionego barszczu czy kołdunów nawet mowy nie było.
Sytuacja finansowa Mickiewiczów nie pozwalała na zatrudnienie kucharki, musiała się więc młoda żona uczyć wszystkiego od podstaw. Efekt był spektakularny: „Obiad był wyśmienity, tak jak tylko w Polsce sporządzić można. [...] Rosół z kury z krupą perłową doskonały, kura sama krucha i wyśmienita. Było ich nawet dwie. [...] Po kurze szły raki małe, sławnie przyprawione, rodzaj pasztetu, nadzwyczaj mi smakowały. Po nich łazanki z szynką. Dalej ser etc." – opisał w swoim dzienniku Leonard Niedźwiecki, jedna ze znanych postaci emigracji.
Klementyna z Tańskich Hoffmanowa, sama świetna gospodyni, była o wyczynach kulinarnych Celiny zupełnie odmiennego zdania. A zachwyty Niedźwieckiego łączyła z zaburzeniami percepcji kubków smakowych, spowodowanych jego silnym zauroczeniem panią domu. W towarzystwie, które za panią Mickiewiczową raczej nie przepadało, plotkowano, że jednym z powodów małżeńskich kłopotów wieszcza i załamań nerwowych jego żony była kuchnia.
Wigilię 1829 roku para spędziła w Rzymie, w gościnie u państwa Ankwiczów. Cóż to była za uczta! „Od dwóch zup: grzybowej i migdałowej aż do śliżyków, grochu i pszenicy z sytą, żadnej z potraw obrzędowych nie brakło". Taka wersja wieczerzy – w wydaniu pani Celiny – byłaby niemożliwa do powtórzenia. O ile u swoich niedoszłych teściów – bo w pannie Ankwiczównej Mickiewicz mocno się kochał, a nawet chciał się z nią żenić – „Adam jadł wszystkie [potrawy] i unosił się nad nimi...". Natomiast na własnych domowych wigiliach musiał zadowalać się zaledwie echem tamtych wybornych smaków.
reklama
Dopiero – jak wspominała córka Mickiewiczów, Maria – „w ostatnich latach, z wielką satysfakcją ojca, znalazła się [...] żydówka polska, która przychodziła [na Wigilię] ugotować szczupaka po żydowsku, a na Wielkanoc przynosiła mace, bo ojciec i to znajdował smacznym, i nieraz słyszałam, jak wspominał, że nie ma na świecie ciasteczek wyborniejszych nad żydowskie obwarzanki nowogrodzkie".
Był też Mickiewicz wielkim smakoszem grzybów i zapalonym grzybiarzem. Przepadał za rydzami pod każdą postacią. I zbierał je osobiście we francuskich lasach. A dla dobrych przyjaciół miał zawsze kilka słoików tych grzybów na podarunek. Były doskonałe jako zakąska do wódki. Poeta jednak nie był jej szczególnym amatorem, wolał wino. Niewykluczone nawet, że zdarzało mu się go nieco nadużywać, co denerwowało jego żonę.
I zjadł ostatni bigos w życiu Po śmierci Celiny, w 1855 roku, poeta wyjechał do Konstantynopola, by tam współtworzyć oddziały polskie (Legion Polski). A także złożony z Żydów tzw. Legion Żydowski do walki z carską Rosją. Tamtejsza kuchnia mu nie smakowała. Wśród legionistów znalazło się jednak kilku domorosłych kucharzy, którzy ratowali go z opresji. Nie zawsze z dobrym skutkiem.
W Burgas poczęstowali wieszcza jego ulubionym bigosem, który nie poszedł mu jednak na zdrowie. Może przez tłustą baraninę, na której go – z braku innego mięsa – przyrządzono. Miesiąc później przygotowali dla niego ostatni posiłek. W Konstantynopolu grasowała cholera – jak relacjonował Michał Czajkowski, zwany też Sadyk Paszą.
– „Adam Mickiewicz nie czuł się dobrze. Kozak Służalski na lekarstwo sporządził mu kaczkę duszoną i wysadzaną skwaszoną kapustą, potrawę jak mówił kozacką [...]. Moszko Horenstein, huzar, Izraelita z Murowanej Machnówki, będący takoż przy Mickiewiczu, na tę biesiadę przyniósł pierożków berdyczowskich i butelkę miodu chodorkowskiego. Po obiedzie nastąpił atak piorunujący cholery. (...) Przybyły lekarz Drozdowski Stanisław, współrodak z Litwy, wyróżniający się sercem i poświęceniem, wielkiemu naszemu mistrzowi już nic poradzić nie mógł".
Można powiedzieć, że wielki miłośnik kobiet i kuchni zmarł wprawdzie w męskim otoczeniu, ale za to prawie przy stole.
SzałtanosyFarsz: 3 litry słodkiego i 3 litry kwaśnego mleka, 4 jaja.
Na ciasto: 3 szklanki mąki, 2 jaja, soli.
Do tego roztopione masło z sucharkiem i śmietaną.
Mleko słodkie zmieszać z kwaśnym i ogrzać na twaróg. Skoro ściągnie, wycisnąć przez serwetkę, włożyć cztery całe jaja, wymieszać, zrobić gałeczki i układać na rozwałkowanym cieście jak na zwyczajne kołduny; robić kołdunki, spuszczać do wrzącej osolonej wody, ugotować. Na wydaniu zalać roztopionym masłem z sucharkiem. Osobno podać świeżą kwaśną śmietanę.
Oryginalny przepis z książki Wincenty Zawadzkiej „Kucharka litewska" z 1854 roku. („Sucharek" – to nic innego jak bułka tarta).Kasza sypka z grubych krup po litewsku¾ litra krup, 20 deka masła, soli, ciasta do oklejenia.
Trzy szklanki krup przesiać przez sito, oczyścić z mąki, wsypać do rondla, postawić na płycie i mieszać łyżką do ogrzania, włożyć 20 deka masła i mieszać dopóty, aż się roztopi.
Zalać wrzącą wodą, aby objęło, przełożyć do garnka, nakryć pokrywą, okleić szpary ciastem i wstawić na trzy lub cztery godziny do pieca.
Przepis pochodzi z „Kucharki litewskiej" Wincenty Zawadzkiej.Wika Filipowiczfot. shuttersTock, WIKIPEDIA
dla zalogowanych użytkowników serwisu.