Piekarnia mojego taty


Piekarnia mojego tatySam chciał, by jego dzieci zdobyły wykształcenie: zawody poważne i szanowane. By nie musiały jak on z umorusaną od mąki twarzą, zarywać nocy.

– To nie było tak, że nie szanowałem pracy ojca – zapewnia Wojciech. – Wiedziałem, jak jest ważna.

Bywały jednak lata, że wstydził się tego, że jest synem piekarza. Zwłaszcza gdy z zawodu jego taty wyśmiewali się koledzy z klasy.

To prawda, wtedy wolał się uczyć, by w przyszłości nie musieć piec chleba. Wolał nawet latami studiować socjologię, potem nauki społeczne. W nieskończoność przedłużał studiowanie, by nie zostać wcielonym do wojska, by działać w Krakowie w antykomunistycznym podziemiu, drukować niezależną prasę i ulotki, prowadzić fascynujące polityczne dysputy.

Ale tę rozmowę z ojcem Wojciech pamięta do dziś. Utkwiła w nim jak cierń. Pamięta też wiele innych rodzinnych spotkań, na których zawsze pojawiał się chleb taty, traktowany prawie z nabożeństwem. Nikt nie śmiał nawet pomyśleć o tym, że można by wyrzucić go do kosza. – Chleb to skarb. Ludzie zawsze pragną dwóch rzeczy: wolności i chleba – wyjaśniał dzieciom tata. I dodawał, że chleba ludziom brakowało częściej.

reklama
404 Not Found

Not Found

The requested URL was not found on this server.



Mateusz ładuje do „anglika” kolejną partię bochenków. Gdy się upieką, będą pachnieć jak żadne inne. O wypiekaniu pieczywa Józef wiedział wszystko. Z zamkniętym oczami dotykając palcami mąki, rozpoznawał jej grubość i gatunek. O chlebie mógł opowiadać godzinami. O tym również, że choć istnieje on tyle tysięcy lat, nigdy się człowiekowi nie znudził. Że jest wieczny i równie powszedni jak woda, powietrze czy skały. I że w tym, by się udał, kryje się wielka tajemnica.

– Bo dobra mąka, dobry z niej zakwas i receptura nie wystarczą – mówi Wojciech. – Chleb bywa kapryśny. I zależny. Od intuicji i wiedzy człowieka, ale też... faz Księżyca. Bywają dni, gdy zakwas pod wpływem Księżyca się „rozleniwia” i chleb nie chce dobrze rosnąć. O tym jednak wiedzą tylko najbardziej wytrawni piekarze. Ci którzy jak Józef nie stosowali nigdy żadnych polepszaczy, żadnej chemii, a mimo to chleb udaje im się zawsze. Nawet gdy nie sprzyjają mu ciała niebieskie.

Wojciech odkrył te sekrety dość późno, bo dopiero w połowie lat 90., gdy jego ojciec umarł. Był wtedy dyrektorem w krakowskim oddziale wielkiego koncernu. Pracował ciężko, po kilkanaście godzin na dobę. Nie miał czasu na nic.

– Byłem niezłym menedżerem – mówi. – Ale czułem się coraz bardziej zniewolony. Sprzedawałem ludziom różne dziwne towary, zapewniając, że są świetne, że nie mogą się bez nich obejść. Ale żaden z tych produktów nie był do końca dobry ani prawdziwy. A ja chciałem handlować tym, co jest autentycznie dobre samo w sobie. Tak jak prawdziwy i po prostu dobry był chleb mojego ojca.

Źródło: Wróżka nr 9/2008
Tagi:
Już w kioskach: 10/2025

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka