Zdrowe ciało, zdrowy duch
W 1740 roku królestwo Prus rozpoczęło z Cesarstwem Austriackim wojnę o Śląsk. Zbliżał się nieuchronnie zmierzch laboranckiej sławy. Jeszcze w tym roku lekarzom akademickim udało się skłonić władcę do wydania dekretu o ograniczeniu liczby zielarzy do zaledwie 30 osób. Od tej pory, aby uzyskać królewski patent, czeladnik musiał zdobyć uznanie i czekać, aż któryś z członków cechu skona. Dopiero wtedy mógł zająć jego miejsce.
Ale im bardziej laboranci byli gnębieni przez władze, tym większe stawało się zapotrzebowanie na ich produkty. Od Moskwy po Paryż poszukiwano sławnych w całej Europie karpackich kropli, nalewek i eliksirów. Potrafiły bowiem wyleczyć 150 różnych przypadłości, od zgagi po problemy z erekcją. Podobno zielarze oferowali nawet destylat, po którego zażyciu można było widzieć w ciemności albo na kilka chwil stać się zupełnie niewidzialnym. Lekarze nie mogli się z tym pogodzić.
W 1796 roku Fryderyk Wilhelm III wydał edykt zezwalający na handel już tylko 46 specyfikami. Trzy lata później zakazał sprzedaży kropel krumhubelskich, które pomagały w leczeniu grypy, przeziębień i chorób płuc. Przyczyna tej krucjaty była dwojaka. Z jednej strony król pragnął zbudować nowoczesne europejskie państwo protestanckie, wolne od zabobonów. Z drugiej strony pruskie uniwersytety kształciły kolejne pokolenia lekarzy i farmaceutów, którym nie w smak była homeopatyczna konkurencja.
– Ostatnim akordem sławy laborantów była zaraza z lat 1831-1832, gdy król wezwał zielarzy na pomoc, bo lekarze nie radzili sobie z powstrzymaniem epidemii – rozkłada ręce doktor Wiater. – Ale kiedy wygrali z chorobą, to władca „w nagrodę” zakazał im dalszej działalności.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.