Helena - kura domowa

24 czerwca skończy 63 lata. Wygląda o wiele młodziej, wciąż występuje przy pełnych salach, nagrywa płyty. A po koncertach… Helena Vondráčková wraca do domu na wsi i zakłada kapcie. Sprząta, gotuje, grzebie w ogrodzie i plotkuje z sąsiadkami.

Helena - kura domowaMieszka w zwykłym domu w Ritce, pod Pragą. Jak na rezydencję kobiety, o której bogactwie krążą legendy, nie jest on zbyt okazały: zaledwie pięć pokoi, dwie łazienki i jedna kuchnia. Otoczony płotem, przez który przechodnie mogą dojrzeć duży taras i ogród. Codziennie, gdy tylko pogoda na to pozwala, Helena jeździ rowerem do pobliskiego sklepu: kupuje pieczywo, świeże owoce, warzywa. Chętnie pogada z sąsiadami, z kobietami plotkuje o tym, co dzieje się na wsi.

Oszczędny Rak z kiełbasą w walizce
– Jasne, gdybym tylko chciała, mogłabym odgrodzić dom murem, zainstalować kamery – przyznaje. – Ale nie byłabym szczęśliwa, ukrywając się za parkanem. Lubię widok z okna na las, ciszę panującą dookoła, przyglądam się ludziom spacerującym drogą. Kocham wieś, żyję tak jak jej mieszkańcy: powoli i spokojnie.

Helena Vondráčková od 45 lat występuje na scenie, jej kolejne płyty sprzedają się znakomicie, a fankluby liczą sobie tysiące członków. Piosenki Heleny nucą matki i córki. Nie znosi, gdy nazywa się ją gwiazdą.

Jest normalną kobietą, której sława nigdy nie uderzyła do głowy. Kiedy zaczynała karierę, swój sceniczny makijaż robiła kosmetykami kiepskiej jakości, a „kreacje” szyła jej znajoma krawcowa. Z tanich materiałów. Marzyła wtedy o dobrej pomadce do ust czy utrwalającym fryzurę lakierze, który nie zlepiałby włosów.

reklama

Na początku kariery zarabiała tak niewiele, że miała trudności ze związaniem końca z końcem, śpiewała do tłumów i pustej sali... W tych „dawnych” czasach w trasę koncertową często zabierała walizkę z jedzeniem: kiełbasę, cukier, sól, kawę, konserwy, zupki w proszku. Dzięki temu, kiedy organizatorzy nie wypłacili na czas pieniędzy, miała co zjeść.

– Siermiężne i biedne początki mojej kariery miały swój sens – powiedziała w jednym z wywiadów. – Rozumiem ludzi, ich problemy, wiem, że w życiu nie zawsze jest łatwo... Nie izoluję się od innych, uważam, że piosenkarka czy aktorka otoczona ochroniarzami, unikająca fanów, sąsiadów, gubi sens życia.

Skąd się biorą problemy ludzi z pierwszych stron gazet? Dlaczego tak często uzależnieni są od alkoholu, narkotyków, seksu, hazardu? Myślę, że z samotności. Nikt nie może czuć się dobrze w sztucznym, choćby nie wiem jak luksusowym świecie, potrzebujemy wsparcia, przyjaźni, miłości innych ludzi, a tego nie można kupić.

Medialne romanse i prawdziwi mężowie
Helena w wywiadach mówi nie tylko o muzyce. Zachęca kobiety, by mądrze inwestowały w swoje małżeństwa, uczyły się ustępować i starały się rozwiązywać problemy na bieżąco. Kariera nigdy nie była dla niej ważniejsza niż miłość. Jest stała w uczuciach. Nawet najbardziej wytrwali paparazzi nie przyłapali jej nigdy na schadzkach z mężczyznami, a przypisywane jej romanse okazywały się najzwyczajniejszymi na świecie plotkami. W jej życiu liczyli się tylko dwaj mężczyźni.

W 1983 roku wyszła za mąż za niemieckiego basistę Hellmuta Sickela, małżeństwo przetrwało 18 lat. W 2003 roku zdecydowała się na związek z siedem lat młodszym biznesmenem Martinem Michalem. Nie słuchała życzliwych, którzy przekonywali, że różnica wieku nie wróży nic dobrego. Wiedziała, że łączą ich wspólne poglądy na życie. Mąż podobnie jak ona jest domatorem, lubi wieś, ciszę i spokój, nie przepada za imprezami.

Gdy Helena wyjechała na tournée do Australii, dostawała od Martina esemesy, których długo nie kasowała: „Kochanie, cały ogród rozkopany, dobrze, że tego nie widzisz, ale spokojnie, jutro zakładam system nawadniania”, „Kochanie, ten płot chciałbym pomalować na brązowo, podoba Ci się ten pomysł?”, „Czekam na Ciebie niecierpliwie, czeka też na Ciebie nowiutki dom”. Były dla niej najpiękniejszymi dowodami miłości...

– Helena żyje jak kura domowa – z rozbawieniem piszą fani, którzy odwiedzają piosenkarkę w Ritce. – Wszystko robi w domu sama: pierze, gotuje, piecze, sprząta. Nie ma służby, a kiedy jest zajęta nagrywaniem albo koncertami, o pomoc prosi sąsiadkę.

– Gdy przyjechaliśmy porozmawiać z nią o fanklubie, przy wejściu wręczyła nam kapcie! Śmiała się, że napracowała się przy pastowaniu podłogi i nie chce, żebyśmy ją zadeptali.

– Leciałam samolotem z Vondráčkovą do Stanów Zjednoczonych – opisuje swoje wrażenia Marina z Pragi. – Rozmawiała ze mną, jakbyśmy znały się od przedszkola. Interesowało ją moje życie.

Lubi wyglądać jak własna gosposia
Na co dzień się nie maluje ani nie nosi wyszukanych ciuchów, najbardziej lubi zwykłe podkoszulki i spodnie. „Codzienny” wizerunek w niczym nie przypomina „scenicznego”, nad którym pracują styliści, fryzjer, makijażystka...

– Podeszła kiedyś do furtki pewna dziennikarka – opowiada Helena. – Akurat wyrywałam chwasty w ogródku. „Jest pani Vondráčková?”, zapytała mnie. „Nie ma…”, zażartowałam. Dziewczyna zawinęła się i poszła. Nie poznała mnie! Wzięła mnie za gospodynię…

Praca fizyczna jest dla niej najskuteczniejszym sposobem na stres. W ogrodzie kopie ziemię, nawozi, podlewa, grabi, sieje. Cieszy się, gdy latem otaczają ją kwiaty, sadzi je według kolorów. Po wyczerpującym koncercie kontakt z naturą pozwala jej się zregenerować. Po latach „w branży” wie, że nie warto przejmować się porażkami, bo po nich zawsze mogą przyjść sukcesy. Helena długo uczyła się akceptować siebie. Dzisiaj wie, że nie musi być perfekcyjna, może mieć lepsze lub gorsze dni.

– Kiedy sto razy dziennie powtórzy się, że jest się beznadziejną, to jak może się coś udać? – mówi z przekonaniem.

Źródło: Wróżka nr 5/2010
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl