Lepienie raju

– Chyba dopadła nas proza życia. Zaczęliśmy dostrzegać, że każde z nas ma jednak wady, ograniczenia, swoje demony, z którymi musi się uporać. Że nie jesteśmy idealni – przyznaje Mariusz. To było dziesięć lat temu. Wówczas Ewa dostała od przyjaciółki niezwykły prezent – sesję rebirthingu. Nie miała jeszcze pojęcia, o co w tym chodzi.

Mariusz prowadzi warsztaty z biobudownictwa. Razem z dzieciakami stawia tradycyjny dom z wikliny, drewna i glinyPierwszy krok do wielkiej przemiany


Opracowana na początku lat 70. przez Amerykanina Leonarda Orra metoda polegała w pewnym uproszczeniu na poznawaniu prawdy o sobie i swojej relacji ze światem przez świadomy pogłębiony oddech. Celem rebirthingu było odszukanie i odrzucenie blokad, które nas ograniczają.

W Kapkazach odbyły się pierwsze warsztaty rebirthingu. Gospodarze mieli jedynie zadbać o noclegi i wyżywienie dla ich uczestników. Ale Mariusz, jak wcześniej Ewa, wziął w nich udział. Ewa nigdy nie zapomni chwili, gdy powiedział, że ma jej do przekazania dwie wieści: złą i dobrą.

– Zła jest taka, że szybkowar nam się spalił. Dobra, że jestem alkoholikiem – powiedział. Dlaczego dobra? – Bo uświadomiłem sobie, z czym się borykam – wyjaśnia Mariusz. – Bo zrozumiałem, że noszę w sobie rodzinny wzorzec, od którego kiedyś tak uciekałem.

reklama

Uświadomienie sobie ograniczenia, dziedzictwa, jakie przejął po pijącym, nieżyjącym już ojcu, to był pierwszy krok do wielkiej przemiany. Nie wypił już kropli alkoholu. Ta przemiana nie pojawiła się jednak jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Trwała kilka kolejnych lat. I nie były to lata łatwe. Dla Ewy również.

– Ja też musiałam przepracować swoje lęki i stresy, dotąd czasem nieuświadomione – mówi. – Pomogło nam to, że przecież ciągle, mimo wszystko, bardzo się kochamy. Że to się nie zmieniło – wyjaśnia Mariusz. – Ale też zrozumienie, że nasze życie naprawdę możemy poczuć tak, jak czujemy glinę. Bo jest czymś podatnym na zmiany. Tylko jak każde tworzywo wymaga od nas szczerości – dodaje Ewa. Właśnie wsłuchania się w to, co nam podpowiada serce.

Dla Mariusza przełomowym wydarzeniem była też wizyta w Kapkazach Jamesa Robideau z plemienia Dakota, duchowego przywódcy Indian Ameryki Północnej. Kilka lat temu odwiedził polskich przyjaciół Indian. Przybył i do Kosmalskich. Usiadł pod świerkiem w Kapkazach. Popatrzył w niebo, a potem na Mariusza. – Musisz być wierny ptakowi, który przelatuje nad twoją głową, drzewu, które rośnie obok ciebie, trawie, którą czujesz pod swoimi stopami – powiedział.

Mariusz zrozumiał wtedy, że nigdy nie będzie Indianinem, że nie może uciekać w światy, których naprawdę nie zna. Że jego drzewa i jego życie to Kapkazy, dziedzictwo tej konkretnej Ziemi. Jego żona, jego rodzina. Że odpowiedzialny jest za to, co go rzeczywiście otacza.

Dziś Mariusz jest nauczycielem rebirthingu. Z Ewą wciąż przyjmują gości na warsztatach. I pokazują piękno sztuki w swojej stodole: teatrze i galerii. – Ale wszystko, co dziś tworzymy, robimy z potrzeby serca, a nie dlatego, że przed czymś uciekamy – mówią zgodnie. Ich nowe życie, po kryzysie, różni się także tym, że wsłuchują się w swoje osobne pragnienia. Łączy ich nadal ukochana, wychuchana Szkoła Wrażliwości.

Ewa postawiła jednak również na bardziej kobiece projekty, babskie spotkania przy pieczeniu chleba. Zaprasza na nie znajome z miasta. A Mariusz na nowo odkrywa w sobie duszę muzyka. Myśli o koncertach, których uczestnicy nie dzielą się na muzyków i słuchaczy. Wszyscy bowiem będą tworzyć orkiestrę, wszyscy wezmą udział w autentycznej, muzycznej podróży.


Sonia Jelska
fot. Bogdan Krężel, archiwum: Kapkazy – Szkoła Wrażliwości
www.kapkazy.art.pl

Źródło: Wróżka nr 1/2013
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

Promocja wróżka