Strona 1 z 2
Chcesz poczuć słowiańską moc? W czerwcową noc usiądź w kręgu, przytul się do brzozy, puść wianek na wodzie. Oddaj cześć Ziemi, nad którą wciąż unoszą się duchy słowiańskich przodków.
To był nadzwyczajny dzień i równie nadzwyczajna noc. Słońce chyliło się ku zachodowi, ptaki śpiewały, w powietrzu unosił się zapach świeżych kwiatów i ziół. Nic dziwnego, w końcu to czerwiec, letnie przesilenie, najdłuższy dzień w roku. Dla dziewczyny z miasta tamta ciepła noc zamieniła się w katharsis. Z nieznanymi sobie kobietami wspięła się na wzgórze porośnięte lasem. Zbierała z nimi zioła, które potem wrzuciły do ognia, by nakarmić duchy i żywioły.
Kobiety, tańcząc i śpiewając, zdjęły z dziewczyny ubranie, starannie obmyły ją w źródlanej wodzie i ubrały w białe, czyste szaty. Poczuła się dziewiczo czysta. Pierwszy raz od tamtego dnia, gdy jako dziecko została zgwałcona przez mężczyznę, któremu ufała. Tyle lat żyła z tym piętnem, dusząc w sobie wstyd, niemoc i złość. A teraz te obce kobiety zmywały z niej to straszliwe odium, obdarowując czułością, dobrym słowem.
I prezentami – przedmiotami kobiecej mocy, darowanymi z głębi serca. Górskim kamieniem, świętym obrazkiem, woreczkiem z uzdrawiającymi ziołami, koralami. Uwiły także dla dziewczyny wianek. I puściły go na wodę z zapaloną świecą. Z życzeniem i nadzieją, że to, co złe, już nie wróci. Na koniec kobiety usiadły w kręgu. Znów zaśpiewały, pomodliły się, każda po swojemu. A potem zaczęły snuć opowieści. O swoim życiu, o tym, co je w nim uwiera, a co cieszy. Także o swoich przodkach. O tym, czego jeszcze ważnego mogą nas nauczyć.
Żyć w rytmie Ziemi
– Ja opowiedziałam o swojej babci, słowiańskiej szeptunce, znachorce, która ziołami, tajemnymi miksturami i zaklęciami, przekazywanymi z pokolenia na pokolenie, leczyła całą swoją rodzinę i otoczenie. O tym, jak babcia przyśniła mi się pewnego dnia, wiele lat po swojej śmierci. Uśmiechnęła się do mnie i powiedziała: ładnie macie tu, w górach – wspomina Bea Lech, zielarka i właścicielka ośrodka rozwoju osobistego „Trzy Źródła" w Kotlinie Kłodzkiej, która zaprasza kobiety na warsztaty szamańskie, także słowiańskie.
reklama
404 Not Found
Not Found
The requested URL was not found on this server.
Po to, by mogły wrócić do swoich korzeni, dotrzeć do najgłębszych pokładów swojego istnienia: tu i teraz. Babcia przyśniła się Bei, gdy jeszcze w górach nie mieszkała. Choć tak bardzo za nimi tęskniła. Zaraz potem w Długopolu Górnym w Kotlinie Kłodzkiej, na wzgórzu, nieopodal starego lasu i trzech źródeł, odnalazła swoje miejsce do pełnego, harmonijnego życia. Przeprowadziła się tu wraz z mężem i dziećmi, zostawiając za sobą ustabilizowane życie w miasteczku.
– To przodkowie sprowadzili mnie w to magiczne miejsce. Po to, bym tak jak oni zbierała dla ludzi zioła, pomagała im utrzymać zdrowie i równowagę – zapewnia Bea Lech. – Bym mogła celebrować życie i dawne rytuały. Rozmawiać z drzewami i ptakami, świętować fazy Księżyca, przesilenia pór roku, równonoce, święta płodności i umarłych przodków. Żyć w rytmie Ziemi, w głębokim połączeniu ze wszystkimi jej światami.
W przyjaznym kręguDo spotkania kobiety z jej słowiańską duszą prowadzą różne drogi. Dla Marii Eli Lewańskiej, kiedyś inżynier, dziś „starszej" kręgów, jedna z ważniejszych wędrówek rozpoczęła się w latach 80., gdy na świat przyszły jej dwie córki. Dla nich chciała żyć naturalnie. A to nie były łatwe czasy dla matek – dzieci rodziło się w zimnych, ponurych szpitalach, przyjmowali je obcy ludzie.
– A przecież kiedyś kobietę w najistotniejszych dla niej momentach życia wspierał przyjazny krąg. Asystował jej cały żeński klan: babki, ciotki, siostry, przyjaciółki – mówi Maria.
Wspierała ją zresztą nie tylko wspólnota ludzi. Wierzono, że istoty z różnych światów żyją ze sobą w symbiozie i harmonii, wyjaśnia Maria. Kobieta czuła, że ma wielu niewidzialnych sprzymierzeńców. Czuwały nad nią całe pokolenia przodków, ale też dobre duchy Ziemi. Choćby duchy drzew z jej otoczenia. Trzeba tylko było oddać im cześć, pokłonić się, prosić o wsparcie. Kiedyś tak robili Słowianie, a do dzisiaj Indianie.
Rozmawiając z brzoząTo właśnie od Indian, mędrców plemiennych i uzdrowicieli, Maria Ela Lewańska uczyła się przez długie lata rozumienia świata jako świętej jedności, w której wszystko – i człowiek, i ptak, i kamień – ma takie samo prawo do istnienia. I musi być traktowane z szacunkiem.
Jak ważne dla ludzi jest życie w zgodzie z prawami przyrody, celebrowanie jej cykli, pokora i wdzięczność dla jej żywiołów i energii. Indiańscy mędrcy – m.in. klanowe Babcie, wędrujące przez świat ze swoimi naukami – którzy docierali także do Polski, wiele razy podkreślali, że tylko w kontakcie z potężnymi siłami przyrody człowiek jest w stanie dojść do swojej wewnętrznej prawdy. I żyć szczęśliwie, w pełni swoich mocy.
To właśnie podczas jednego z takich indiańskich warsztatów Maria rozmawiała z polską brzozą, dziękując jej za energię i życiodajne soki, jakimi obdarza ludzi. Bo brzoza dla Słowian była drzewem świętym.
dla zalogowanych użytkowników serwisu.