Czy można wyśnić swój życiorys? Ojciec Edmund Szeliga, sędziwy polski misjonarz od 69 lat mieszkający w Peru twierdzi, że tak właśnie stało się w jego przypadku.
Najpierw była salezjańska szkoła z internatem. Pewnego dnia dwunastoletni wówczas Edmund bawił się na boisku. Wizytujący akurat szkołę włoski biskup zatrzymał się przed grupką chłopców i wskazał na niego, mówiąc: - Będziesz misjonarzem w Ameryce Południowej...
Gdy w 1930 roku młody misjonarz usłyszał, że ma wyjechać do Peru, aż złapał się za głowę, że tak daleko. Wolałby Afrykę, bo bliżej Europy. Niebawem jednak, ze znajomością kilku słów w języku keczua, wyruszył w Andy. Do małej walizki, prócz Biblii, zabrał Trylogię. Przez wiele lat, każdego dnia będzie czytał na głos kilka stron, by nie zapomnieć języka ojczystego - jak sienkiewiczowski Latarnik. Ale zanim to nastąpiło, wielokrotnie śniła mu się Ameryka Południowa; jej baśniowe, leśne pejzaże.
W snach pojawiała się też postać sędziwego mnicha, spacerującego po rajskim ogrodzie, wśród tropikalnych drzew. Jego przewodnikiem był kruczowłosy, krępy Indianin. - Dziś wiem, że tym mnichem byłem ja - wspomina ojciec Edmund w książce "Vilcacora leczy raka".
Zamieszkał w dżungli, wśród peruwiańskich Indian. Przez wiele lat dzielił z nimi codzienne troski, przeżywał głód, śmierć bliskich i narodziny dzieci. Cierpliwie szukał wzajemnego zrozumienia, uczył się żyć ich życiem, poznawał ich mowę. Kroczył śladami brata Diego, wysłannika zakonu św. Augustyna, który w 1568 roku dotarł samotnie do królestwa Inków.
Rankiem, kiedy słońce wschodziło z oślepiającym blaskiem, obserwował zdumiony, jak Indianie witają je radośnie z rozpostartymi ramionami. Podziwiał ich życie w pełnej harmonii z Naturą. Niesienie wiary nie było jego głównym celem. Ojciec Edmund rozumiał, że jego posłannictwem jest przybliżyć tych Indian do świata a świat do nich. Przede wszystkim uczył się więc od nich rozpoznawania roślin leczniczych rosnących w dżungli, by tę wiedzę przekazać dalej. Zapamiętał taką scenę: dziecko leży na ziemi, nieprzytomne, sine, na skutek ukąszenia przez jadowitą żmiję. Kilku Indian znika w zaroślach. Po chwili wracają - każdy z tą samą rośliną w dłoni. Robią z niej wywar i podają chłopcu. po paru godzinach paraliż ustępuje, a następnego dnia dziecko jest zdrowe.
Ojciec Edmund Szeliga całymi latami gromadził wiedzę o roślinach leczniczych dżungli, ich klasyfikacji botanicznej i zastosowaniu w różnych schorzeniach. Poznał wszystkie sekrety medycyny amazońskich Indian. Na początku lat 60. wyleczył zamożnego przedsiębiorcę z ciężkiej choroby. Hojna zapłata pozwoliła ojcu założyć Instytut Fitoterapii Andyjskiej. leczy się w nim ziołami i preparatami z roślin amazońskiej dżungli. Instytut powoli się rozrasta, pracę podejmują lekarze i botanicy. Przyjeżdżają tu setki chorych z całego świata, wobec których tradycyjna medycyna była bezsilna.
Za królową wszystkich roślin leczniczych Amazonii ojciec Szeliga uważa vilcacorę - święte pnącze Inków. Kiedyś zastrzeżona była tylko dla panujących. Dziś ulicami Limy chodzi już kilka osób wyleczonych w Instytucie Fitoterapii Andyjskiej z AIDS!!!
dla zalogowanych użytkowników serwisu.