Żona za burtą!

W obrazie „Utopiona w Bosforze" Jana Matejki zdradzony Hassan nosi rysy malarza, niewierna odaliska – jego żony Teodory, a kat, który ją topi, powiernika malarza – Mariana Gorzkowskiego. A wszystko zaczęło się podczas wycieczki państwa Matejków do Stambułu...

Żona Jana Matejki, Teodora, rzeczywiście o mały włos nie znalazła się za burtą podczas wycieczki do Stambułu, którą małżonkowie odbyli w roku 1872. Dramatyczną sytuację na łodzi rozbujanej przez fale Bosforu opisała dokładnie w liście do matki, kończąc go słowami: „Moja osoba prawie bez życia". Czy „wisząc w powietrzu nad falami", zainspirowała swojego męża do namalowania „Utopionej w Bosforze"?

Raczej tylko udzieliła bohaterce swoich rysów twarzy. Bo wiadomo skądinąd, że obraz powstał pod wpływem historii, którą opowiedział Matejce inny polski malarz, Stanisław Chlebowski, który pracował na dworze sułtana. Jedna z kobiet z jego haremu zakochała się ponoć w polskim oficerze, a zazdrosny sułtan kazał ją za karę utopić w morzu. Tyle wiemy o dziele namalowanym jeszcze podczas pamiętnej wyprawy. Ale autor „Bitwy pod Grunwaldem" powrócił do tego, jakże nietypowego dla swej twórczości, tematu po ośmiu latach.

W „Utopionej w Bosforze 2" sytuacja jest jeszcze mniej wesoła. Siedzący na dziobie łodzi Hassan, który z zadziwiającym spokojem obserwuje szamotaninę topionej żony, ma twarz Matejki. Srodze karana niewierna – niezmiennie przypomina Teodorę (choć ta, chora na cukrzycę, w rzeczywistości była już monstrualną grubaską), główny zaś egzekutor wygląda jak Marian Gorzkowski, postać, która od jakiegoś czasu odgrywa w stadle Matejków dwuznaczną rolę. Jest „tym trzecim". Wielbiciel i oddany sługa malarza, szczerze nienawidzący jego żony, cały czas nieźle między małżonkami miesza. Wkracza w ich życie w momencie daleko posuniętej degrengolady rodzinnej i skrzętnie w swych pamiętnikach ją opisuje.

Małżeństwo Matejków od początku dobrze nie rokowało. Jan znał Teodorę Giebułtowską od dzieciństwa, bo jego ojciec, przybyły z Czech dyrektor chóru, uczył ją i jej braci muzyki. Kiedy wyrosła na wysoką piękność „typu gruzińskiego", kompletnie stracił dla niej głowę. Ale szanse na miłosne podboje miał marne. Niski i wątłej budowy ciała, ze złamanym nosem (pamiątka po wypadku z dzieciństwa, którego nikt w rodzinie nie zauważył), skryty, pełen kompleksów, w dodatku artysta, czyli ktoś o niepewnym statusie materialnym, nie wydawał się Teodorze księciem z bajki.

reklama


Pierwsze oświadczyny w 1862 roku zakończyły się fiaskiem – na ofiarowany jej pierścionek chwilę popatrzyła i cisnęła o ziemię tak, że potoczył się do drugiego pokoju. Ale po dwóch latach, kiedy malarz zdobył już niekwestionowaną sławę, namówiona przez owdowiałą matkę, zgodziła się na zamążpójście. Ślubu, do którego przystąpiła w narysowanej przez przyszłego męża i uszytej przez bocheńskiego krawca sukni, udzielił jej rodzony brat Stanisław Giebułtowski.

Teodora dość szybko wsunęła sobie starszego o osiem lat męża pod pantofel. Kąśliwa i kapryśna, latami dowodziła, że niedobrze czuje się w roli, jaką musi odgrywać (marzyła o karierze aktorskiej). Potrafiła sama powozić bryczką i pojawiać się w towarzystwie bez męża, czym wywoływała skandale towarzyskie. Wiecznie pełna wątpliwości (ulubione powiedzonko: „Czy Bóg jest, o ile jest i czy istnieje, o ile istnieje") oraz wiecznie niezadowolona. O podróży poślubnej pisała: „Paryż okropny, rzeżuchę tu jedzą, a przez to włóczenie się z Jasiem po galeriach wzdymka zrobiła mi się na pięcie".

Najbardziej ze wszystkiego lubiła jeździć do wód, zostawiając Janowi na karku czwórkę dzieci, które dość sprawnie powiła w pierwszych latach małżeństwa. Gorzkowski tak opisywał te wyprawy: „Pakowała mnóstwo kufrów, wzięła nawet suknie balowe. Jej wymagania względem dogodzenia sobie nie mają granic, jej marnotrawstwo okropne; żadnych względów na ciężko zapracowany pieniądz mężowski. Ona wyłącznie myśli tylko o sobie, łamie sobie głowę nad tym, co gdzie kupić, a jeśli kupi, to już ten sam przedmiot nie robi jej zadowolenia, tylko rozmyśla, co dalej kupować".

Po powrocie ze spa między małżonkami doszło do głośnej awantury, o której długo mówiło się potem w Krakowie. Teodora dowiedziała się, że podczas jej nieobecności, w tajemnicy, Matejko namalował obraz „Kasztelanka", do którego pozowała piękna i młodziutka siostrzenica Teodory, Stasia Serafińska. Zazdrośnica najpierw zemdlała (robiła to często na pokaz), a kiedy się ocknęła, przystąpiła do dzieła zniszczenia. Ofiarą jej szału padł nie obraz siostrzenicy (ten Matejko przezornie ukrył), ale jej własny portret w sukni ślubnej. Na szczęście zdolny malarz portret ten szybko odtworzył.

Zazdrośnicy często miewają to i owo za uszami, i taką tezę pielęgnował w mistrzu Marian Gorzkowski. Czy tylko otwierał oczy tłamszonemu małżonkowi na ciemne strony charakteru Teodory, czy jawnie sączył w jego serce jad, chcąc wyrugować resztki uczuć do żony i mościć sobie w nim miejsce dla swojej osoby? Mogło tak być, bo wszystkie miłe momenty w życiu małżeńskim Matejków (a takie też się zdarzały) pilny sekretarz w swych pamiętnikach pomijał. Na pewno zaś snuł wizje jej niewierności i prawdopodobnie pod ich wpływem Matejko namalował drugą wersję „Utopionej".

Niewykluczone, że Jan, wstawiając twarze całej trójki w egzotyczną scenę mordu, zwyczajnie pozwolił sobie na gorzki żart. Był melancholikiem, ale niepozbawionym poczucia humoru, co widać w jego rysunkach i karykaturach. Może chciał zdemaskować podświadome pragnienia swego sekretarza ukatrupienia Teodory, a może po prostu malarz choć raz chciał poczuć się panem w stosunku do swej dominującej żony i przedstawił ją spętaną, spoglądającą błagalnie, proszącą o łaskę...?

Obie wersje „Utopionych w Bosforze" to niezwykłe dzieła w twórczości Matejki. Po pierwsze są to jedyne akty, jakie malarz wielkich scen historycznych kiedykolwiek namalował. Po drugie różnią się od pozostałych jasnym kolorytem i inną, lekką techniką malowania. Zwłaszcza druga wersja obrazu przypomina malowane szybkimi uderzeniami pędzla dzieła impresjonistów. Ciekawostką jest, że po latach pierwsza wersja obrazu trafiła pod właściwy adres. Nabył ją i umieścił w swoich zbiorach Jan Nowak-Jeziorański. „Jaką przyjemność – pisał on – sprawiło mi kupno Matejki »Utopiona w Bosforze«. To była podwójna przyjemność, dlatego że w sprawę tej Turczynki, która zdradziła w haremie swojego pana na rzecz polskiego oficera, był w jakiś sposób wmieszany któryś z moich krewnych noszących nazwisko Jeziorański".

Beata Majchrowska
fot. wikipedia

Galeria zdjęć

W lewo
W prawo
Źródło: Wróżka nr 6/2014
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl