Pogrzeb żuru i spalenie Judasza

W niektórych częściach Polski wciąż żywe są zwyczaje wielkanocne nawiązujące do słowiańskich obrzędów wypędzania zimy...

Dziady śmiguśne
, czyli owinięte w słomę maszkary, pojawiają się w nocy z Niedzieli na Poniedziałek Wielkanocny tylko w beskidzkiej wsi Dobra, koło Limanowej. Twarze skrywają za maskami z futra, wydają jedynie pomruki i trąbią na blaszanym rożku. Gestami proszą o datki, opornych polewają wodą.

Tradycja ta podobno wywodzi się jeszcze od jeńców, którzy uciekli z niewoli tatarskiej. Z obciętymi językami i poranionymi twarzami, otuleni słomą, tułali się, szukając pomocy. W wielkanocną noc dotarli do tej właśnie wsi. A że mieszkańcy przyjęli ich i pomogli – na pamiątkę tego wydarzenia wieś otrzymała nazwę Dobra.

Pucheroki organizowane są tylko we wsiach Małopolski, choć w ostatnich latach obyczaj ten wraca do Krakowa, skąd się wywodzi. Pucherami (od łacińskiego słowa puer, czyli chłopiec) w średniowiecznym Krakowie nazywano żaków. Nie wiodło im się wtedy najlepiej, nieraz przymierali głodem i często zmuszeni byli ruszyć z garnuszkiem po prośbie, do domów krakowskich mieszczan. Na szczególnie obfite datki mogli liczyć podczas Wielkanocy, kiedy to mieszczańskie stoły uginały się od dobrego jadła. Dziwacznie poprzebierani wędrowali całymi grupami od domu do domu, od kościoła do kościoła, składając życzenia. Rzecz jasna nie bezinteresownie.

Z czasem tradycja ta związała się z Niedzielą Palmową. A że kwesty zaczęły być coraz bardziej swawolne, władze Krakowa zakazały ich w 1780 r. Pucherocy przenieśli się więc do podkrakowskich wsi. W XIX wieku zaczęli się za nich przebierać także chłopi.

reklama


Jak wyglądał taki pucherok? Miał wysoką słomianą czapkę zwiniętą w trąbkę i ozdobioną wstążeczkami lub pasemkami bibuły oraz barani kożuszek przepasany słomianym warkoczem. Do tego duży koszyk i laskę ozdobioną bibułkami. Twarz musiał umazać sadzą. Dziś pucherocy noszą zazwyczaj czapki z tektury i zwyczajne kurtki. Ale koszyki jak dawniej mają spore. W Niedzielę Palmową obchodzą domy i recytując wierszyki, stukają w podłogę laskami i życzą dobrych świąt, domagając się przysmaków.

Siuda Baba grasuje po Krakowie w Poniedziałek Wielkanocny. Jest to umazany sadzą mężczyzna przebrany za kobietę, w ręce trzyma bat unurzany w sadzy i różaniec z ziemniaków. Zaczepia ludzi wychodzących z kościołów i oczekuje datków. Czasem nagabuje też zwykłych przechodniów na ulicy lub puka do domów. Skąpców, którzy nie chcą nic dać, oblewa wodą lub brudzi im twarze sadzą. Szczególnie chętnie zaczepia młode kobiety. Według tradycji ta, która nie będzie mogła się wykupić, zostanie Siuda Babą w następnym roku.

Zwyczaj ten nawiązuje do słowiańskich obrzędów wypędzania zimy. Pierwotna Siuda Baba była kapłanką pogańskiej świątyni w Lednicy, koło Wieliczki. Przez całą zimę strzegła ognia – stąd umazana sadzą twarz – a na wiosnę wychodziła, żeby poszukać następczyni. Żadna z dziewcząt nie paliła się do tego zajęcia, więc Siuda Baba dostawała zwykle suty okup.

Wypędzanie Judasza, czyli tzw. Judaszki. W różnych regionach Polski w Wielki Czwartek pali się, topi, wiesza lub zrzuca z kościelnej wieży kukłę symbolizującą Judasza. Etnografowie uważają, że tradycja ta to nic innego, jak schrystianizowany zwyczaj topienia Marzanny, czyli wypędzania zimy. Czasem poniewieranie kukły Judasza poprzedza powieszenie jej, punktualnie o północy, na drzewie w pobliżu kościoła. Kukle przywiązuje się wcześniej woreczek z 30 kawałkami potłuczonego szkła, które symbolizują 30 srebrników. Następnego dnia odbywa się nad Judaszem sąd, po czym jego kukła zrzucana jest z wieży kościoła, okładana kijami, a na koniec palona
lub wrzucana do rzeki czy stawu.

Własną wersję tego obrzędu ma Skoczów na Śląsku Cieszyńskim. Nazywa się go tu Judoszem i w jego przygotowanie zaangażowane jest prawie całe miasto, na czele z miejscowymi strażakami. Trzymetrową słomianą kukłę Judasza niosą mieszkańcy w pochodzie ulicami miasta w asyście dwóch halabardników. Judasz trzykrotnie kłania się głównym ośrodkom władzy, czyli ratuszowi i kościołowi. Nazajutrz obrzęd jest powtarzany, a na koniec kukłę pali się publicznie, co symbolizuje wygnanie z miasta zła i niezgody. Widowisko odbywa się w Wielki Piątek i Sobotę, i od lat jest atakowane przez miejscowych księży jako obyczaj pogański, który nie licuje z powagą Wielkiego Piątku. Nie zmniejsza to jednak jego popularności.

Pogrzeb żuru i śledzia w Wielki Piątek jest jedną z najstarszych wielkanocnych tradycji na ziemiach polskich. Wywodzi się z czasów, gdy wielki post był bardzo rygorystycznie przestrzegany, a podczas niego żywiono się wówczas głównie żurem i śledziami. Zakopywaniu garnka z żurem towarzyszyły żarty i przyśpiewki, podobnie jak wieszaniu śledzia. Często nie wieszano prawdziwych ryb, tylko wycięte z drewna.

Palmy. Z poświęcaniem ich w Niedzielę Palmową wiąże się wiele zwyczajów. Na wsiach zatyka się w polu krzyżyki wykonane z palmy, by zapewnić urodzaj. W niektórych regionach robi się to podczas uroczystego objazdu pól konno. Palmy zatyka się również w domu: za święte obrazy, za krzyż, nad drzwiami. I w zabudowaniach gospodarskich. Pod dachami obory czy stodoły po to, by chronić dobytek przed piorunami, a zwierzęta przed chorobami. Niegdyś wierzono w leczniczą moc palm. Powszechny był zwyczaj dawania dzieciom do połknięcia bazi oderwanej od palmy, aby je uchronić od chorób gardła.

Ewa Dereń
Na zdj.: „Wielkanoc w Bronowicach", Włodzimierz Tetmajer, 1904

Źródło: Wróżka nr 4/2015
Tagi:
Już w kioskach: 2020

Pozostań z nami w kontakcie

mail fb pic YouTube

sklep.astromagia.pl