Sędzia nie miał wątpliwości. Skoro nie zapytano elfów, czy zgadzają się, by nowa droga przebiegała przez ich terytorium, budowę należy wstrzymać. Ten wyrok nie zapadł w filmie fantasy, lecz w stolicy Islandii, Rejkiawiku. Nikt się z niego nie śmiał, nikt nie protestował. Firma budowlana zmieniła plany i droga łącząca stolicę z leżącym po drugiej stronie zatoki osiedlem Álftanes ominęła sporny teren.
Nie był to pierwszy przypadek, gdy Islandczycy zgodzili się ponieść większe koszty, by uniknąć konfliktu z elfami. Na początku XXI wieku na przedmieściach stolicy budowano pole golfowe. Mimo ostrzeżeń okolicznych mieszkańców inwestorzy usunęli skałę uważaną za siedzibę tych nadprzyrodzonych istot. „Pracuję w branży od trzydziestu lat, ale czegoś podobnego jeszcze nie przeżyłem” – opowiadał dziennikarzom gazety „Fréttablaðið” kierownik budowy. „Maszyny ulegały awarii, robotnicy chorowali, dwóch złamało nogę, w końcu z dźwigu zerwał się olbrzymi kamień i tylko cud sprawił, że nikt nie został ranny”. „To nie cud, lecz elfy” – odpowiedział farmer Birgir Bordarson, który napotkał podobne trudności, gdy na swej posiadłości zaczął wiercić studnię głębinową. Po dwóch tygodniach ciągłych niepowodzeń posłuchał rad sąsiadów i wybrał inne miejsce. Problemy zniknęły.
Gorącym wyznawcą wiary w elfy jest także poseł do islandzkiego parlamentu Árni Johnsen. Kilka lat temu jego samochód wypadł z szosy, dachował i zatrzymał się o krok przed skałą, którą – jak głosi przekazywana z pokolenia na pokolenie tradycja – zamieszkują niewidzialni lokatorzy. „Gdyby nie oni, nie rozmawiałbym dzisiaj z wami” – mówił po wypadku dziennikarzom. Johnsen postanowił odwdzięczyć się elfom za uratowanie życia. Nie bardzo wiedział, jak to zrobić, więc zwrócił się o radę do najsłynniejszej znawczyni tematu, Erli Stefánsdóttir. Kobieta nawiązała kontakt z elfami i dowiedziała się, że z powodu rosnącego ruchu na drodze chętnie przeprowadziłyby się w spokojniejsze miejsce. Poseł spełnił życzenie. Zlecił firmie transportowej przewiezienie skały na swoją działkę wypoczynkową w bezludnej nadmorskiej okolicy. Erla osobiście przeniosła elfy do ciężarówki. Telewizyjne kamery sfilmowały moment, gdy taszczyła „puste” kosze i rozmawiała z siedzącymi w nich niewidzialnymi pasażerami.
Niedowiarkowie trochę pokpiwali z posła, ale nie było ich wielu. W latach 2006 i 2007 naukowcy z Wydziału Socjologii Uniwersytetu w Rejkiawiku przeprowadzili gruntowne badania stosunku Islandczyków do elfów. Okazało się, że aż 62 proc. ankietowanych wierzy w ich istnienie lub uważa to za możliwe. Co setny oświadczył, że je widział albo odczuł skutki ich działalności. Pozostali są „elfimi ateistami”, lecz nawet oni zachowują ostrożność i starają się nie wchodzić elfom w drogę. Twierdzą, że robią to przez szacunek dla historii i tradycji swego kraju. Być może, ale prawdopodobne jest wyjaśnienie, że robią to w imię zasady: „lepiej dmuchać na zimne”. Islandzkie elfy nie są bowiem dobrodusznymi skrzatami. Potrafią zadbać o swoje interesy, a jeśli coś idzie nie po ich myśli, stają się złośliwe i niebezpieczne. Tak przynajmniej twierdziła Erla Stefánsdóttir – nauczycielka muzyki i gry na fortepianie, która widywała je od dzieciństwa. Nauczyła się ich języka, napisała o nich wiele książek, udzieliła niezliczonych wywiadów. Według niej istnieje osiem rodzajów elfów. Niektóre są malutkie jak krasnoludki, inne niemal dorównują wzrostem ludziom. Największy podziw budzą krzydlate i otoczone poświatą elfy latające.
Większość stąpa jednak po ziemi i żyje tak, jak dawni Islandczycy. Nosi tradycyjne stroje – mężczyźni spodnie z ciemnego, czasem zielonego sukna, czerwone buty, kobiety długie czarne spódnice i białe czepki. Przez cały tydzień elfy pracują, w niedzielę chodzą do kościoła. Nie lubią hałasu i nowinek technicznych. Erla Stefánsdóttir pisała w swych książkach, że często zwracali się do niej o radę ludzie, którzy z jakichś powodów nie mogli spać. Wystarczyła jedna rozmowa z elfami, by poznać przyczynę. Okazywało się, że mieszkającym w tym samym domu niewidzialnym istotom przeszkadzał głośno grający telewizor. Wystarczyło go nieco przesunąć i wszyscy spokojnie zasypiali.
Islandię dopiero w X wieku odkryli wikingowie. Wcześniej była bezludną wyspą z zionącymi ogniem wulkanami i bezkresnymi polami zastygłej lawy. Odkrywcy przybyli z Norwegii i jak wszyscy Skandynawowie wierzyli w elfy, trolle oraz inne nadprzyrodzone istoty władające siłami natury. W Norwegii i Szwecji wiara ta z czasem osłabła, na Islandii przetrwała do dziś. Nie zdołali jej wykorzenić także chrześcijańscy misjonarze. Tradycja głosi, że kiedy islandzcy wodzowie przyjmowali chrzest, uznali wodę w rzece, w której mieli się zanurzyć, za zbyt zimną. Pozwolili się nią jedynie pokropić, po czym już na własną rękę dokończyli ceremonię w gorących źródłach zamieszkanych przez elfy. Dzięki temu wybiegowi stali się chrześcijanami i jednocześnie udobruchali swe dawne bóstwa. Kościół pilnował, by potomkowie wikingów przestrzegali głównych zasad wiary, ale przymykał oko, gdy w wyobraźni ludowej dawne mity mieszały się z opowieściami biblijnymi. Tak powstała nowa wersja rodowodu elfów. Nie były już pradawnymi bóstwami, lecz dziećmi… Adama i Ewy.
Według islandzkiej legendy po wygnaniu z raju prarodzice dochowali się licznego potomstwa. Pewnego dnia Bóg postanowił ich odwiedzić. Ewa wpadła w panikę, bo niektóre dzieci były brudne i zaniedbane. Wstydziła się tego, ale czasu na doprowadzenie ich do ładu już nie było. Ukryła je więc i przedstawiła gościowi tylko te czyściutkie. Wszechwiedzący Bóg oczywiście znał prawdę, jednak nie dał tego po sobie poznać i zapytał: „Ewo, czy to są wszystkie twoje dzieci?”. „Tak, Panie”– odpowiedziała. Bóg jeszcze dwa razy powtórzył pytanie i za każdym razem usłyszał tę samą odpowiedź. Wtedy uniósł głos i oświadczył: „Niech to, co ukryte przede mną, pozostanie na zawsze ukryte przed ludźmi”. Adam i Ewa już nigdy nie zobaczyli tych dzieci, które stały się elfami. Bóg dał jednak tym niewidzialnym istotom wolną wolę, dlatego tylko od nich zależało, komu i kiedy się pokażą. Ujawniały się na tyle często, że ludzie stopniowo odkrywali miejsca, w których zamieszkały, i poznawali ich obyczaje.
Inna wersja opowieści o pochodzeniu elfów mówi, że są one zbuntowanymi aniołami, które Bóg strącił z nieba. Większość trafiła do piekła, ale niektóre pozostały na ziemi. Pod wieloma względami przypominają anioły. Mają skrzydła, są niewidzialne i bardzo długowieczne, ale w odróżnieniu od niebiańskich kuzynów potrafią być złośliwe i groźne. Ale od diabłów też się różnią, bo nie zależy im ma sprowadzaniu ludzi na złą drogę. Zajmują się swoimi sprawami i chcą jedynie, by im w tym nie przeszkadzano. Czasem okazują się nawet pomocne.
Sporo na ten temat opowiedzieli dziennikarzom mieszkańcy miasteczka Sauðárkrókur. Niektórych lokalne władze namawiały do przeprowadzki w bezpieczniejsze miejsce, ponieważ ich domy stoją zbyt blisko gór, z których w każdej chwili mogą zejść lawiny. Rodzina Johannssonów zignorowała ostrzeżenia, gdyż – jak twierdzi – chronią ją elfy. „Moja żona czasem je widuje” – opowiadał reporterowi gazety „Morgunblaðið” Eymundur Johannsson. „Mieszkają tuż obok i pilnują, by ani im, ani nam nie stało się nic złego. Przeżyliśmy już wiele lawin, ale chociaż musiałem odkopywać zasypane śniegiem podwórko, dom nigdy nie został uszkodzony”.
Takie historie od wielu lat zbiera antropolog, doktor Magnus Skarphéðsinsson. W wywiadzie dla francuskiej agencji prasowej AFP przytoczył opowieść rybaka, który należał do wybrańców widujących elfy. Spotykał je, gdy wypływały w morze na połów. Wiosną 1921 r. zauważył, że nie pojawiły się na przystani. Ostrzegł kolegów i przekonał, by trzymali się blisko brzegu. Mimo że o tej porze nie zdarzały się sztormy, tym razem nadciągnął wyjątkowo silny huragan. Rybacy, którzy posłuchali przestrogi, zdążyli wrócić do portu. Załoga łodzi, która zapuściła się dalej, utonęła.
Inni naukowcy badający kulturę Islandii nie wierzą w te opowieści. Uważają, że rybak kierował się intuicją, doskonale przewidywał pogodę, a elfy, które widywał, powstawały jedynie w jego wyobraźni. Innego zdania była Erla Stefánsdóttir, która nigdy nie wątpiła w istnienie niewidzialnych ludków. Wypytywana przez dziennikarzy, kiedy po raz pierwszy zobaczyła elfa, odpowiadała niezmiennie, że nie wie. „Tak jak nie wiem, kiedy po raz pierwszy zobaczyłam człowieka” – tłumaczyła. Erla zmarła w 2015 r., ale nie była jedyną znawczynią elfów. Jej następczynie o trudnych do wymówienia nazwiskach Ragnhildur Sigurðardóttir i Margaret Björnsdóttir od kilku lat opracowują mapy, na których zaznaczają obszary zamieszkane przez elfy. Coraz chętniej korzystają z nich firmy budowlane. Większość umieszczonych tam obiektów to skały, bryły wulkanicznej lawy o przedziwnych kształtach, olbrzymie kamienie, źródła, wodospady, jaskinie, wiekowe drzewa. Zdaniem obu kobiet dopiero na mapie widać, że jeśli połączy się te miejsca, powstaje uporządkowana, logicznie skomponowana sieć. „To kanały, którymi płynie życiowa energia. Nawet jeśli nie ma w nich elfów, są to miejsca mocy i trzeba tak planować nowe inwestycje, by nie zakłócić przepływu energii między węzłami sieci” – wyjaśniają.
Zgadzają się z tym ekolodzy, którzy również zabiegają o takie planowanie dróg czy nowych osiedli mieszkaniowych, by nie niszczyć środowiska naturalnego. I to oni, a nie niewidzialne elfy wnoszą sprawy do sądów. Z reguły wygrywają, gdyż na Islandii, jak nigdzie w Europie, natura okazuje swoją potęgę i sędziowie wiedzą, że nie wolno z nią igrać. Przypomniał o tym pamiętny wybuch wulkanu Eyjafjallajökull, który w kwietniu 2010 r. wyrzucił tyle pyłu, że sparaliżował ruch samolotów na całym kontynencie.
W państwie o powierzchni trzy razy mniejszej od Polski czynnych wulkanów jest ponad dwieście. Do tego dochodzą niezliczone gejzery, z których bucha para i wrząca woda oraz płonąca wiecznym ogniem lawa, która bulgoce tuż pod ziemią. Gdy wydostaje się na powierzchnię, zastyga i czernieje, tworząc iście piekielny krajobraz. Dziś dzięki nauce znamy przyczyny tych zjawisk. Dla ludzi z przeszłości były one całkowicie niezrozumiałe, więc przypisywali je siłom nadprzyrodzonym. Chociaż w ciągu wieków wiele się zmieniło, wiara w elfy przetrwała, podobnie jak w innych krajach wiara w duchy. Islandczycy mają zresztą wiele powodów, by ją podtrzymywać.
Elfy pomogły im – i to dosłownie – przezwyciężyć skutki ostatniego kryzysu gospodarczego. Upadły wówczas niemal wszystkie islandzkie banki, ale ludzie nie odczuli tego zbyt boleśnie. Straty rekompensowali im bowiem turyści. Coraz liczniej przejeżdżali na wyspę, by wędrować szlakami elfów lub zaczerpnąć energii w miejscach mocy. W ubiegłym roku było ich prawie 2,5 miliona, czyli siedem razy więcej niż mieszkańców! Islandczycy zarobili na nich prawie 4 miliardy dolarów, po 11,5 tysiąca na głowę! W uważanym za stolicę niewidzialnych istot miasteczku Hafnarfjörður utworzono Park Elfów, gdzie turyści mogą spacerować po tajemniczych ścieżkach, zaglądać do grot, podziwiać skały o niesamowitych kształtach, a potem wydawać pieniądze w sklepach z elfimi pamiątkami. I skosztować w lokalnych restauracjach elfich przysmaków – zupy z leśnych grzybów, steku z wieloryba, sałatki z homara i na deser musu czekoladowego. Na bardziej dociekliwych w stołecznym Rejkiawiku czeka jedyna na świecie Szkoła Elfów. Dyplom jej ukończenia otrzymało już ponad 10 tysięcy absolwentów, którzy poznawali historię elfów, ich obyczaje i język. Najbardziej zaawansowani na specjalnych kursach dowiadywali się, co należy robić i jak się zachowywać, żeby elfa zobaczyć. Niestety, na razie nie udało się to nikomu oproćz rodowitych wyspiarzy.
Wtajemniczeni twierdzą, że elfom, tak jak ludziom, zależy na rozwoju i reklamowaniu Islandii. Krążą nawet słuchy, że to one pomagały piłkarzom, którzy nie tylko awansowali do Mistrzostw Europy, lecz stali się ich rewelacją i awansowali aż do ćwierćfinału. Może nie byłoby w tym nic nadzwyczajnego, bo w futbolu niespodzianki się zdarzają, gdyby nie pewien zdumiewający fakt. Otóż w Islandii jest zaledwie stu zawodowych piłkarzy i z braku lepszego kandydata na bramce stanął reżyser filmowy, a trenerem reprezentacji został… dentysta. Ten amatorski zespół wygrał z taką potęgą jak Anglia. Czy w tym sukcesie maczały palce lub skrzydła islandzkie elfy? Nie wiadomo. Jak mawiają Islandczycy, nikt nie dowiódł, że elfy istnieją. Ale też nikt nie udowodnił, że nie istnieją. Wszystko jest więc możliwe.
tekst: Kazimierz Pytko
ilustracja: Joanna Podgórni
dla zalogowanych użytkowników serwisu.